Jest 33. minuta meczu Realu Madryt z Paris Saint-Germain. Marcelo sygnalizuje, że potrzebuje zmiany, po czym oddaje opaskę i schodzi z boiska. W jego miejsce wbiega Nacho. Po chwili zdobywa bramkę, ale nawet fakt, że zapewnia tym samym wygraną Królewskim, nic nie zmienia. Wszyscy fani są zaniepokojeni stanem zdrowia brazylijskiego obrońcy. Jak to się stało, że człowiek, który przez ostatnie kilka sezonów był, zdaniem wielu madryckich kibiców, synonimem nieporadności w defensywie, nagle został tak ważnym elementem zespołu? Co wydarzyło się w tej kampanii, że właściwie to od niego i Keylora Navasa rozpoczyna się budowanie jedenastki na każde spotkanie? Odpowiedzią są trzy słowa.
Asekuracja
Od zatrudnienia Rafy Beníteza mówiło się, że budowę zespołu zacznie od poprawienia gry defensywnej. Bądźmy jednak szczerzy – do tej pory nie wygląda ona najlepiej. Gdyby nie fantastyczna postawa Navasa między słupkami, Real prawdopodobnie miałby na koncie więcej straconych punktów, niż ktokolwiek spodziewałby się przed sezonem. Uznajmy jednak, że po części to wina kontuzji, które wymuszały na szkoleniowcu (niechciane) rotacje.
Od początku sezonu, aż do meczu z PSG, bez urazów pozostawał jednak Marcelo. I to po jego stronie boiska, widać było, że to, co Benítez starał się wpoić swoim zawodnikom, zaczęło przynosić efekty. Mowa tu o pracy zespołowej, mającej na celu głównie asekurowanie pozycji Brazylijczyka, gdy ten oskrzydla akcję ofensywną. Robią to wszyscy – inni obrońcy bardzo dobrze trzymają wtedy linię, często ze środka boiska przychodzi z pomocą Casemiro (który swoją drogą wyrasta na jedną z głównych postaci zespołu). Gdy na skrzydle grają Jesé czy też Czeryszew, oni również starają się zabezpieczać tyły, gdy Marcelo zapędza się pod pole karne rywala.
Marcelo vs Celta. Źródło: Squawka.
Taka gra partnerów daje lewemu obrońcy Królewskich to, czego najbardziej potrzebuje, by pokazać pełnię swoich umiejętności…
Swoboda
Pomoc ze strony kolegów z zespołu przy realizowaniu zadań w defensywie daje Marcelo możliwość częstszych ataków z piłką lewą stroną boiska. A to potrafi robić doskonale. Przez ostatnie kilka meczów przed kontuzją był niemalże liderem zespołu, jeśli chodzi o grę w ataku. To on otworzył wynik spotkania z Levante, a także zamknął ten w meczu z Celtą, w najtrudniejszym dotychczasowo spotkaniu Królewskich, w jakim przyszło mu grać. W tym samym meczu zresztą wykreował partnerom dwie bardzo dobre okazje, z których ci jednak nie skorzystali.
Gry Marcelo w ofensywie nie można jednak „spłycić” do suchych statystyk – goli czy asyst. Swoboda, którą otrzymał dzięki taktyce Beníteza, pozwala mu bowiem na to, co w jego postawie na boisku chyba najbardziej charakterystyczne: rozwijanie skrzydeł fantazji. Jakkolwiek by to brzmiało, to tak właśnie jest z Brazylijczykiem. Jeśli myślicie, że w danej sytuacji można zagrać tylko w jeden sposób, to Marcelo znajdzie kolejne trzy opcje, by je rozwiązać. Asekuracja, o której już pisałem, dała mu pewność siebie i możliwość prezentowania przed publicznością w Hiszpanii ile naprawdę potrafi.
Co ciekawe, wracając na chwilę do statystyk, zaliczył w tym sezonie zaledwie dwie asysty – jak na bocznego obrońcę stosunkowo mało. Nie da się jednak nie zauważyć, że liczba ta często wynikała z nieskuteczności jego partnerów – nie potrafili oni zamienić jego świetnych zagrań na gole. Niemniej jednak, nikt nie ma wątpliwości, że na opaskę kapitana, z którą na ramieniu grał już pięć razy w tej kampanii ligowej (pod nieobecność Sergio Ramosa), Marcelo zdecydowanie zasługuje.
Progres
Oczywiście, można twierdzić, że lewy defensor Królewskich pokazuje po prostu to, o czym wszyscy od dawna wiedzieli – że w ataku stać go na naprawdę wiele, a w defensywie niemal wszystko zawdzięcza swoim partnerom. Nie można jednak ignorować faktów. Tuż po meczu z Celtą, a więc po serii trudnych dla Realu i samego Marcelo spotkań: Athletic, Málaga, Atlético, Levante, PSG, Celta (z Malmo Brazylijczyk nie grał), AS przyjrzał się dokładniej jego statystykom. Co z tego wyszło?
Okazało się, że Marcelo przodował m.in. w statystyce wrzutek w pole karne i udanych dryblingów (razem z Isco). Dodatkowo, podliczono, że większość podań wykonywał już na połowie rywala. Nie oznacza to jednak, że gra defensywna u Brazylijczyka nie istnieje – pod względem liczby odbiorów, więcej w Realu miał tylko Kroos. Mecz z Las Palmas, rozegrany tydzień później, nie zmienił znacząco tych statystyk.
Czy w wieku 27 lat Marcelo osiągnął szczyt swojej formy? Nie da się tego stwierdzić ze stuprocentową pewnością. Biorąc pod uwagę jego możliwości i fakt, że przed sobą ma jeszcze kilka lat gry na najwyższym poziomie, można założyć, iż wciąż jest w stanie znacząco się rozwinąć. Z całą pewnością jednak rozwiązania taktyczne zaproponowane przez Rafę Beníteza pomogły Brazylijczykowi zanotować znaczny progres. Nie przyniosłoby to jednak aż tak pozytywnych skutków, gdyby nie same umiejętności Marcelo – nie bez powodu znalazł się przecież w Realu już w wieku 18 lat. I nie bez powodu został w Madrycie aż do dziś.
“Zawsze, gdy pytają mnie o najlepszego lewego obrońcę na świecie, wskazuję Marcelo. Nie mam pojęcia, dlaczego nie gra w podstawowym składzie reprezentacji Brazylii. To wielki piłkarz” – powiedział niedawno jego rodak i legendarny już poprzednik, Roberto Carlos. Nawet, jeśli słowa te są przesadzone, to nie można przejść obok nich całkowicie obojętnie. Nie zostały bowiem wypowiedziane bez przyczyny. Marcelo w tym sezonie jest jednym z najważniejszych punktów Realu. Zarówno w defensywie, jak i ofensywie.
Występy i noty Marcelo na WhoScored.com
Problemy
Nie można wszystkiego przedstawić tylko i wyłącznie w jasnych barwach. Marcelo wciąż notuje mecze, w których przytrafiają mu się wpadki. Najlepszym tego przykładem było chyba spotkanie z Athletikiem, kiedy to kilkukrotnie podejmował złe decyzje, a jego stroną dość często przedzierali się gracze z Bilbao. Od tego czasu, na szczęście dla Realu, i on, i cała drużyna, lepiej zaczęli wykonywać swoje zadania. Pytanie brzmi: czy tak będzie zawsze?
Innym problemem, jest brak typowego zmiennika dla Brazylijczyka. Przed sezonem Benítez proponował na tę pozycję Nacho, Arbeloę i Danilo. Fakt, wszyscy trzej mogliby tam zagrać, ale plaga kontuzji musiała Królewskich zaniepokoić. Zresztą, Nacho to piłkarz zdolny do rozegrania świetnego spotkania, lecz w pojedynkach z lepszymi rywalami dość często po prostu odstaje pod wieloma względami. Arbeloa zalicza już ostatnie chwile swej kariery, a jego dyspozycja pozostawia wiele do życzenia. Danilo z kolei, wobec urazu Carvajala, zmuszony jest grać na, zresztą swojej naturalnej pozycji, prawej stronie boiska.
To właśnie brak – pod nieobecność wypożyczonego do Monaco Coentrao – alternatywy dla Marcelo spowodował, że Brazylijczyk, aż do kontuzji w starciu z PSG, zagrał we wszystkich meczach Realu, wyłączając jedynie starcie z Malmo. Już teraz mówi się o sprowadzeniu w zimie zmiennika, który nie tylko byłby zabezpieczeniem w razie opcjonalnego urazu wicekapitana Królewskich, ale też przydałby się przy rotacji. Marcelo gra (a przynajmniej grał do kontuzji) genialnie, lecz zmęczenie w końcu musi nadejść.
Jeśli Brazylijczyk po urazie powróci do gry w dokładnie takiej dyspozycji, jaką prezentował do starcia z PSG, fani Królewskich będą mogli tylko się cieszyć. Był to bowiem Marcelo w wersji 2.0. Świetny z przodu, lepszy z tyłu, dający impuls i przewodzący zespołowi. Czy tak się jednak stanie? Czas pokaże.
SEBASTIAN WARZECHA
OleMagazyn.pl
Więcej tekstów o hiszpańskim futbolu znajdziecie w Przewodniku Kibica, czyli 120-stronicowym kompendium wiedzy o La Liga na bieżący sezon w wersji papierowej. Magazyn dostępny TUTAJ.