– Takie mecze jak klasyk nas podniecają. To jedno z takich spotkań, dla których jesteśmy piłkarzami – powiedział przed tygodniem Gerard Pique i szybko doczekał się odpowiedzi. – Czy jestem podniecony? Nie dochodzę do orgazmu, ale… prawie – zripostował Sergio Ramos. W Hiszpanii od dobrych kilku tygodni ten temat nie schodzi z okładek. El Clasico. Najważniejszy mecz na planecie. I setki wracających pytań – czy Messi zdąży się wykurować? Czy Ronaldo podniesie się z kryzysu? Czy Benitez w końcu zaliczy taki mecz, po którym nikt nie będzie kwestionował jego pozycji jako trenera? Pięć dni. Tyle zostało do starcia tytanów, które obejrzy pewnie z miliard ludzi. I my, na Weszło, zaczynamy powoli żyć „el clasico”, tak więc od dziś znajdziecie tu codziennie jeden materiał zapowiedziowy. Dziś bierzemy na tapet problemy Realu Madryt.
SYTUACJA W TABELI
Drugie miejsce i strata trzech punktów? Pal licho, to jeszcze można odrobić. 26 goli strzelonych i 7 straconych w 11 meczach – bilans wręcz imponujący. Co z tego jednak, skoro Real nie wygrał aż czterech kolejek? W mieście, w którym trzeba się tłumaczyć z jednobramkowych zwycięstw, nikt nie wybacza tylu potknięć, tymczasem „Królewscy” zgubili już punkty z Gijón, Malagą, Atletico i Sevillą. Antyfanów Beniteza nie przekona fakt, że w tzw. międzyczasie roznieśli w pył Betis i Espanyol, z Malagą zaliczyli rekord dośrodkowań (mecz życia Kameniego), a i z Sevillą przez większą część dominowali. A do tego dochodzi przecież ostatnia… wygrana z PSG, po której prasa także madrycka kompletnie rozsmarowała, a kibice wygwizdali szkoleniowca. Bo to Madryt. To Santiago Bernabeu. A na tym stadionie wyniki i styl to minimum. Nikt nie zaakceptuje samej widowiskowej gry albo samych wyników.
DEFENSYWNY STYL
Z tego biedny Rafa musiał się tłumaczyć jeszcze wręcz zanim rozpoczął pracę. Nie ma na tej planecie trenera, który w stu procentach spełniałby zachcianki wszystkich kibiców Realu, choć chyba coraz większa ich liczba nie narzekałaby na powrót Ancelottiego. Benitez to strateg. Taktyk. Analityk. Ten, który miał wygrywać Realowi duelos de pizarra, czyli pojedynki przy tablicy. Łatwo zrozumieć sens. W końcu sam zainteresowany – jeszcze prowadząc Valencię – opowiadał, że traktuje mecze jak partyjkę szachów. Tyle tylko że oczekiwania madridismo to nie wyrachowany, konserwatywny futbol nastawiony na zdobycie jakimkolwiek kosztem trzech punktów. To raczej szybkie rzucenie się wrogom do gardeł, jakie zapewniłby wariat a’la Klopp czy Simeone. Tymczasem Benitez najpierw woli zaryglować obronę świetnym swoją drogą Casemiro, a przy tym – kiedy zachodzi konieczność – oszczędzać kluczowych piłkarzy. Navas i Ronaldo na ogół nie podlegają rotacjom, ale Benzema? James? Bale? Jak najbardziej. Dla Rafy nie ma intocables, czyli nietykalnych.
Niektórym trudno to jednak zrozumieć. Np. Francuzowi, który po zejściu z Atletico miał wypytywać na ławce: „dlaczego wiecznie ja?”. Albo z Malmoe – wtedy też był niepocieszony, że trener nie pozwolił mu przedłużyć walki o te 25 goli, jak ustalili przed sezonem. O ile jednak Benzema nie przegiął pały i – nazwijmy to – utrzymał swą frustrację w granicach zdrowego rozsądku, o tyle ostatnio Ronaldo wyłożył karty na stół. Świetnie wyłapano to w „El Dia Despues”, czyli hiszpańskim odpowiedniku „ligi od kuchni”. Konkretnie w materiale pt. „Cristiano eksploduje w Sewilli”. Irytację po zmarnowanych sytuacjach można jeszcze zrozumieć, ale że nie podał ręki Ramosowi? Zdanie-klucz. Jugamos muy atras! Jesteśmy zbyt wycofani. Jedna niewinna deklaracja, którą można rozłożyć na czynniki pierwsze w setkach analiz. Zresztą – skoro w jednej z najlepszych drużyn na świecie najjaśniejszym światłem błyszczy bramkarz, to chyba siłą rzeczy coś nie gra…
KONTROLA EGO
Ronaldo się wnerwia, ale dzień po porażce z Sevillą rusza na premierę swojego filmu w Londynie, gdzie z rozbrajającą szczerością przyznaje, że jeden kiepski wynik nie zepsuje mu tego dnia. A kibice się śmieją, że facet ma idealny timing, ale dla Barcelony: najpierw legendarna impreza urodzinowa – za którą pod koniec sezonu dziękował Gerard Pique – po demolce z Atletico, a teraz kolejny głośny event po porażce. Zdaniem wielu – zwyczajnie, po ludzku nie wypada. No i te wszystkie wypowiedzi Ronaldo ze słynnym „dlaczego nie?” na pytanie „Kickera”, czy odejdzie z Realu. Florentino Perez – co zostało uwiecznione na nagraniu – miał o to pretensje do Ronaldo, a ten przecież zdążył na oczach całego świata wyszeptać coś do ucha Laurentowi Blancowi i puścić przed kamerami oczko szejkowi Al-Khelaifiemu z PSG. Maszyna spekulacji rusza natychmiast. I wraca pytanie – jak tu utrzymać chłopa w ryzach, by nie zabiegał o zaloty innych klubów drażniąc przy tym kolegów, kibiców i Florentino?
A przecież całe zamieszanie związane z Ronaldo to i tak pryszcz przy tym, w co wpakował się Benzema. Bo piłkarz – choć świetny – o takiej kryminalnej przeszłości to jednak katastrofalna sprawa dla wizerunku klubu. Ognisko rozpalane gorącymi charakterami piłkarzy podlali jeszcze ostatnio Czeryszew („z Benitezem komunikacja jest niewielka”) i James, który po golu strzelonym Chile stwierdził, że „to dla tych, którzy mówią, że nie jestem w dobrej formie”. Kolumbijskie media twierdzą, że chodziło o paru lokalnych dziennikarzy nazywających Jamesa „grubym”, ale przecież sam Benitez po Sevilli stwierdził, że 24-latkowi jeszcze trochę brakuje do optymalnej dyspozycji. Mało? Przez pół października pół Hiszpanii trąbiło o konflikcie z Sergio Ramosem. Powodem wypowiedź kapitana po tym, jak Benitez skrytykował go za błąd w derbach Madrytu. – Tak jak mówi się o mojej pomyłce, tak samo będzie się mówiło o zmianach dokonywanych przez trenera – odpalił bombkę Ramos.
Warianty ofensywne Realu na klasyk (Marca)
KONTUZJE
Temat rzeka, ale i trudno się dziwić. Od początku sezonu w Realu doszło do 13 urazów mięśniowych. Sam Benitez powiedział, że 57 procent kontuzji to efekt wyjazdów na reprezentacje, które dla hiszpańskiej prasy stały się wręcz złem koniecznym. “Wirus FIFA” – znacie to hasło. Bo przecież po co Bale grał z Andorą, skoro Walia i tak już wcześniej zdążyła awansować? Rzeczywistość tylko potwierdziła obawy, gdyż właśnie po tym meczu następcy Giggsa odnowiła się kontuzja. Danilo? To w ogóle absurd. Nie dość, że Real nie może złapać nici porozumienia z brazylijską federacją, to jeszcze tamtejsi lekarze mieli niewłaściwie owinąć bandażem kostkę prawego obrońcy. Po prostu za mocno ją ścisnęli, a potem aż do momentu powrotu do Hiszpanii w sprawie Danilo panowała cisza, co śmierdzi zwyczajną amatorką.
Trudno się dziwić Benitezowi, że się frustruje, ale i w jego sztabie szukają już winnych. Konkretnie w osobie lekarza Jesusa Olmo znanego jako doctor estiramientos, czyli po naszemu „lekarz od rozciągania”, którego ponoć nie akceptuje szatnia z Sergio Ramosem na czele. Miało nawet dojść do wewnętrznego głosowania z oczywistym pytaniem: czy akceptujesz Olmo? Nie trzeba dodawać, która opcja zwyciężyła, i to z przygniatającą większością. Plotki? Szukanie sensacji? Chyba nie do końca. W końcu sam Ramos powiedział przed tygodniem, że to nie jest odpowiedni czas na rozmowy o lekarzach, ale – cytat – „nie będę kłamał, taka jest rzeczywistość”. Trener od przygotowania fizycznego, Paco de Miguel, zwraca natomiast uwagę, że priorytetem okresu przedsezonowego staje się nie przygotowanie piłkarzy, lecz marketing i sprawy finansowe. Tak czy inaczej – kontuzji mięśniowych jest już w Realu ponad cztery razy więcej niż np. w sezonie 2010/11. Ktoś ponosi za to odpowiedzialność.
CRISTIANO RONALDO
Problem z Ronaldo? Ale jak to? Czepiacie się gościa, który wykręcił 8 goli i 2 asysty w 11 ligowych meczach? Toż przecież wielu chciałoby się zamienić! Oczywiście – tak jednak powie ten, dla którego szklanka jest do połowy pełna i który… chyba nie ogląda meczów Realu. Kto bowiem je śledzi regularnie, ten widzi, że Cristiano ma od jakiegoś czasu problem. Brakuje mu tego charakterystycznego błysku. Zdążył co prawda w pojedynkę rozbić Espanyol, pokonał też bramkarzy Levante, Celty i Las Palmas, ale w aż siedmiu meczach nie trafiał do siatki, co – umówmy się – przy piłkarzu tej klasy stanowi powód do zapalenia lampki alarmowej. Tym bardziej, że Ronaldo w dwóch ostatnich spotkaniach miał wręcz problem z oddawaniem celnych strzałów – bramce Sergio Rico zagroził tylko raz. – Desconectado – określiła ten występ „Marca”, czyli „odłączony”. Dziennikarze – szukając źródła problemu – wskazali, że Cristiano zwyczajnie zagubił się pomiędzy bokiem pomocy i atakiem. Mówiąc wprost – nie grał ani jako skrzydłowy, ani jako napastnik, co widać obok na „heatmap”.
Ten sam dziennik zwraca jednak uwagę, że Cristiano – tym razem nie pojechał na kadrę – katuje się na treningach nawet podczas dni wolnych, a w obliczu nagonki medialnej pomiędzy nim a Benzemą powstała wyjątkowa emocjonalna więź. Połączyło ich oko cyklonu. Dorabianie dodatkowych historii? Szukanie drugiego dna? Być może. Nie zmienia to jednak faktu, że kiedy Cristiano, już jako napastnik, zawodnik pola karnego, ponownie złapie flow, to nawet i z Barcelony mogą zostać strzępy. Pytanie jednak, kiedy to nastąpi. Właśnie – „kiedy”, a nie „czy”. Jeżeli już w sobotę, to wszystkie powyższe problemy zostaną zepchnięte w cień.
TOMASZ ĆWIĄKAŁA