Poranek 11 października 2007, bar przy zjeździe z L’Autostrada del Sole. 25-letni Gabriele Sandri ginie tu z ręki policjanta, Luigiego Spaccatorellego. Miała tu miejsce walka między kibicami Juve i Lazio, a Spaccatorella tak uspokajał sytuację, aż zaognił ją w całym kraju. Ultrasi wszystkich trybun byli zjednoczeni w nienawiści.
Jechał do Mediolanu, chciał obejrzeć mecz Romy z Interem. Nie dojechał. Policjant najpierw wystrzelił w powietrze, ale potem – gdy Sandri był już w samochodzie – miał wymierzyć i strzelić prosto w niego. Później tłumaczył się, że było to niezamierzone, świadkowie twierdzili, że jak najbardziej umyślnie. Gabriele, oprócz tego, że był ultrasem, pracował jako profesjonalny DJ. W środowisku kibicowskim był znany i lubiany, toteż jego śmierć przeszła głośnym echem u włoskich ultrasów.
Policjant dostał karę sześciu lat pozbawienia wolności, później przedłużoną do dziewięciu. „Ta decyzja to wstyd dla całych Włoch” – powiedział po ogłoszeniu wyroku jego ojciec. Orzeczenie sądu rozpętało burzę. Kibice Lazio uznali, że to decyzja ewidentnie przeciwko nim, więc zaczęli atakować pojedyncze posterunki policyjne w Rzymie. Mury zalały graffiti z podobizną tragicznie zmarłego chłopaka. Często pojawiało się ono także na stadionach, szczególnie tym, na którym Sandri bywał najczęściej, czyli Stadio Olimpico.
Tam też miał miejsce piękny i wzruszający moment, kiedy Francesco Totti podszedł pod Curva Nord, trybunę zajmowaną przez ultrasów Lazio, składając wieniec ku czci zmarłego kibica. Wszystko to przy głośnym akompaniamencie niekończących się oklasków. Kibice obu drużyn, mimo różnic, na ten jeden moment zjednoczyli się we wspólnym objęciu.