Reklama

Golito de Nolito! – krzyczy cała Hiszpania

redakcja

Autor:redakcja

27 października 2015, 13:56 • 6 min czytania 0 komentarzy

Październik 2006. Copa del Rey. Trzecioligowa Ecija gra z Realem Madryt. Mecz jak mecz. Nikt nie przykłada do niego większej wagi. Ot, pierwsza przeszkoda do strącenia. A tu jednak niespodzianka. 81. minuta, piłkę do bramki dobija jeden z anonimowych zawodników i jest 1:1. Październik 2015. Rewelacyjna Celta w walce o fotel lidera podejmuje Real. Wali głową w mur. Navas dokonuje cudów w bramce. Aż futbolówkę na lewej flance przejmuje Nolito i odpala w okno petardę, jakiej nie zatrzymałby żaden bramkarz na świecie. Bramka – szaleństwo. Nie dało się uderzyć lepiej. Celta ostatecznie przegrywa 1:3, ale dla Nolito to wyjątkowy dzień. Znów udało się pokonać bramkarza Realu. 

Golito de Nolito! – krzyczy cała Hiszpania

Dekada, która dzieli oba trafienia, to dla skrzydłowego Celty jeden wielki roller-coaster. Okres ciągłego udowadniania i prób przebijania się. Tłumaczenia, dlaczego nie wyszło. Wyjaśniania, na czym polega przeskok z rezerw Barcelony do poważnej, dorosłej piłki. Teraz Nolito ma to już za sobą. Dziś może tylko opowiadać, jak to jest być najskuteczniejszym (obok Aduriza) Hiszpanem w La Liga i liderem najatrakcyjniejszej drużyny rozgrywek. Dziś Nolito mierzy się z innymi pytaniami: czy Celtę stać już na coś więcej niż środek tabeli i czy sam liczy na wyjściowy skład w reprezentacji Hiszpanii, bo samo powołanie na Euro 2016 ma już niemal pewne. No i czy planuje przeprowadzkę już zimą. W końcu dobijają się po niego Barcelona, Arsenal, a ostatnio też Porto, Atletico, Valencia czy kluby z Turcji. – Od trzech-czterech miesięcy jestem psychicznie wyczerpany tymi wszystkimi plotkami. Chcę tylko spokojnie grać i pomagać zespołowi – stwierdził półtora miesiąca temu, gdy w Katalonii trwała już debata, czy Nolito byłby idealnym zastępcą Pedro, czy może jest trochę za stary.

Z jednej strony – dwanaście dni temu stuknęło mu 29 lat. Z drugiej…

Sezon 2013/14 – 35 meczów, 14 goli, 2 asysty.

Sezon 2014/15 – 36 meczów, 13 goli, 13 asyst.

Reklama

Sezon 2015/16 – 9 meczów, 7 goli, 3 asysty.

Już kiedy zaczynał błyszczeć w Celcie, trener Eduardo Berizzo – jakby przewidując przyszłość – powiedział: „Nolito nadawałby się do każdego klubu na świecie”. Sam zainteresowany stwierdził natomiast, że rok 2014 odmienił jego karierę. – Inne lata też były przyjemne, ale żaden nie był taki jak ten. Celta mocno na mnie postawiła i dziś mogę podziękować prezesowi, dyrektorom i ówczesnemu trenerowi, Luisa Enrique. Tu na nowo poczułem się piłkarzem. Poczułem się doceniony. Dzięki Celcie zadebiutowałem w reprezentacji, a tego nie zapomnę do końca życia.

gettyimages-491033460

Klucz do sukcesu Nolito? Futbol de calle. Uliczny futbol. Zachowania, które wyłapał na podwórku, przenosi na boiska Primera Division. Nie wybiera prostych rozwiązań. Szuka siatek, dryblingów. Gwarantuje spektakl, a przy tym jest brutalnie skuteczny. – Przeczuwałem, że przełoży ten swój tupet na dorosłą piłkę. Zawsze robił to, co sobie wymyślił. Pomyśli o siatce i od razu próbuje. Nie boi się błędu – opowiada Carlos Rios, były trener Nolito z czwartoligowego San Luqueno. – Prosiłem go, żeby nie ryzykował przy pierwszych kontaktach z piłką, bo na tym poziomie grają weterani i wiadomo… Dostał pierwsze podanie i co zrobił? Sombrero. Mówiliśmy sobie na ławce, że ten chłopak nie jest normalny. – Przypominał mi Laudrupa. Nie musiał na mnie patrzeć, by wiedzieć, gdzie jestem. Ma wyjątkowy, unikatowy styl – dodaje Jonathan Soriano, kolega Nolito z rezerw Barcelony.

– Radość z gry to klucz. To oczywiste, że pojawią się problemy i wymagania, ale jeżeli trenujesz z radością, to przy odpowiednich umiejętnościach osiągniesz swój cel. Niezależnie od tego, czy masz 20, czy 28 lat. Chodzę czasem na mecze dzieciaków i słyszę, co krzyczą rodzice… Dajcie tym dzieciom spokojnie grać, myślicie, że to od razu Maradona? Oni mają się cieszyć, a ci od nich wymagają dwudziestu goli i czterech przewrotek – twierdzi Nolito w rozmowie z „El Pais”.

Dziś może już siebie stawiać w pozycji wyroczni. Może doradzać dzieciakom, do jakich klubów przechodzić, a jakich unikać. Wie, bo sam to wszystko przeżył. Skakał po różnych poziomach rozgrywek. W wieku szesnastu lat po raz pierwszy otarł się o poważniejszą piłkę. Pierwszy raz w życiu wyjechał od dziadków – dziś Nolito nosi ich nazwiska, a zdjęcie dziadka to jego… avatar na WhatsApp – ale w Valencii spędził ledwie kilka miesięcy. Nie zaaklimatyzował się. Wrócił do rodzinnego Sanluqueno, gdzie ledwie dwa lata wcześniej pracował w sklepie mięsnym za 30 euro tygodniowo. – Wstawałem o 8:30, od dziewiątej do czternastej byłem w sklepie, a po południu trenowałem w naszej wiosce. Robiłem klopsy i jedzenie na zamówienie. Nie kroiłem mięsa, bo to było zbyt niebezpieczne – wspomina Nolito, który się nie zraził i ruszył do trzecioligowej Ecijy. Tam się odbudował, błysnął z Realem, grywał coraz częściej, awansował do baraży o awans do Segunda Division i… odebrał telefon z Barcelony.

Reklama

W rezerwach „Blaugrany” przeszedł całą edukację piłkarską. Nadrobił wszelkie braki. Po latach wspominał, że – ze względu na swoją genetykę – przyjechał do Katalonii grubiutki, więc zmienił nawyki żywieniowe, a od Luisa Enrique usłyszał, gdzie poruszać się po boisku. – Tam zacząłem grać na skrzydle. Wymagali ode mnie mobilności. Zdarzało się, że nie łapałem się do drużyny rezerw, ale za Guardioli udało mi się nawet zadebiutować w pierwszym zespole. Przebierałem się z Messim, Iniestą, Ibrahimoviciem i nie mogłem w to uwierzyć. To, gdzie jestem dzisiaj, jest zasługą wyłącznie Barcelony. Zawdzięczam wszystko temu klubowi – mówił w trakcie powitania z Benfiką. W Katalonii spędził trzy lata, wbił 29 goli w 106 meczach, ale nie zaliczył tego skoku jakościowego co Busquets czy Pedro.

4538022w-640x640x80

Ruszył więc Nolito do Portugalii, czyli – co nawet dziś pokazują przykłady Casemiro lub Olivera Torresa – idealnego przetarcia przed Primera Division. Liga ciut słabsza, ale podobna pod względem wymagań. I faktycznie mogło się wydawać, że tam facet się przebije. Początek był piorunujący. Pięć goli w pierwszych pięciu meczach pozwoliło wyrównać rekord Eusebio. Nolito zaczął jak killer, koszulka z numerem „9” biła rekordy sprzedaży, ale sam nieoczekiwanie zaczął redukować biegi. W drugim sezonie Jorge Jesus de facto go skreślił. 27-letni wówczas Nolito nie chciał tracić czasu na ławce, odrzucił niezłą ofertę z Betisu i poszedł na wypożyczenie do Granady. Tam już na starcie zadeklarował, że nie chce wracać do Lizbony, dopóki na ławce jest Jesus. Wybrał Granadę, bo mocno zabiegał o niego prezydent Quique Pina. Jak poszło? Tak sobie. Drużyna się utrzymała, a Nolito z 3 golami i 3 asystami w 17 meczach musiał decydować co dalej.

I to był przełom.

Rękę wyciągnął do niego stary znajomy. Luis Enrique namówił Celtę do wyłożenia 2,6 miliona euro za 70 procent praw zawodnika. Dwa lata później nikt w Vigo nie miał wątpliwości, że warto odkupić pozostałą część. Nolito dał nawet więcej, niż oczekiwano. Jako fałszywy skrzydłowy perfekcyjnie wpasował się w filozofię Enrique, którą potem kontynuował Berizzo. Celta zakochała się w nim do tego stopnia, że – po dłuższej debacie – zaproponowano mu komin płacowy. 600 tysięcy euro rocznie. Przez te dwa lata zmieniła się też sytuacja finansowa klubu – dziś po prostu nie muszą sprzedawać przy pierwszej okazji. I gdy Everton zainteresował się Nolito, ten… natychmiast przedłużył kontrakt i podniósł klauzulę z 10 do 18 milionów euro. – Uspokaja mnie fakt, że ten chłopak nie będzie wymuszał odejścia, gdy wpadnie oferta na 13-14 milionów. Zależy mu na awansie do pucharów – przekonuje prezydent Carlos Mourino.

Nolito póki zachowuje dyplomację. Raz mówi, że albo zostanie w Celcie, albo odejdzie do Barcelony. Innym razem przekonuje, że może się zestarzeć w Vigo. Czuje się jednak na tyle swobodnie, że coraz częściej błyszczy nawet w wywiadach. Przed Barceloną stwierdził, że trójka Orellana-Nolito-Aspas w porównaniu z atakiem Barcelony to… „kupa”, a sam jest w szoku, jak wielu koszykarzy NBA bankrutuje po karierze. Jemu raczej to nie grozi. Tylko czasem mu żal kolegów z juniorów, którzy szybko odpuścili i grają dziś w Tercera División za 500 euro miesięcznie…

TOMASZ ĆWIĄKAŁA

Najnowsze

Hiszpania

Komentarze

0 komentarzy

Loading...