Reklama

Wielkie derby Manchesteru, od których pękły nam oczy

redakcja

Autor:redakcja

25 października 2015, 17:45 • 3 min czytania 0 komentarzy

Ostrzegali nas, ale nie chcieliśmy wierzyć. Mówili, że derby Manchesteru mogą nie być ofensywnym spektaklem, bo United od początku sezonu mają problem ze stwarzaniem sytuacji podbramkowych (chociaż radzą sobie z ich wykańczaniem), a w City nie zagrają Aguero i Silva. Woleliśmy zaufać statystykom, według których w ostatnich meczach pomiędzy lokalnymi rywalami na Old Trafford padało mnóstwo goli. Spróbowaliśmy nawet zignorować fakt, że City postanowiło zaatakować rywala przy użyciu iworyjskiego duetu Toure-Bony. A kiedy ostatni raz Toure zagrał na dziesiątce, podopieczni Pellegriniego zaprezentowali się beznadziejnie i zebrali porządny łomot od Tottenhamu. Tak czy inaczej naprawdę mieliśmy duże apetyty, ale piłkarze obydwu drużyn brutalnie zweryfikowali nasze nadzieje oraz bezwzględnie stłamsili w nas radość z oglądania piłki nożnej.

Wielkie derby Manchesteru, od których pękły nam oczy

O całym meczu trzeciej z pierwszą drużyną Premier League – która według niektórych wciąż jest najlepszą ligą świata – możemy napisać tyle, że się odbył. Ze kilka razy urwał się Martial, że gospodarze wymienili dużo podań i mieli przewagę w posiadaniu piłki, ale absolutnie nic z tego nie wynikało. Zagrożenia pod bramką? Coś takiego w pierwszej części gry nie istniało, a i po przerwie niewiele się w tej kwestii zmieniło. Dość napisać, że gdyby nie jedyny celny strzał Smallinga z 88. minuty, zamiast obydwu golkiperów mogłyby wystąpić dowolne dwie osoby wylosowane z trybun. Do wspomnianej 88. minuty wydawało się, że największą robotę Joe Hart wykonał w 10. minucie, kiedy musiał poradzić sobie z wysokim i mocnym podaniem od Kompanego, które szło w światło bramki. I niech za cały komentarz starczy, że David de Gea napracował się jeszcze mniej.

Tak, nie mylicie się, w wielkich derbach Manchesteru oglądaliśmy tylko jeden celny strzał w światło bramki (bo podania od Navasa do De Gei nie liczymy), a groźnych sytuacji pod obiema bramkami też praktycznie nie było. United trochę przycisnęło w końcówce, kiedy swój strzał oddał Smalling, a w poprzeczkę trafił Lingard, kilka razy zakotłowało się też po rzutach rożnych i… to właściwie tyle. A w pozostałych momentach pod obiema bramkami było tak samo niebezpiecznie, jak zazwyczaj ma to miejsce po rajdach Piotra Malinowskiego. Wymowne też, że po pierwszej połowie, po której realizator zwyczajowo pokazuje powtórki najlepszych akcji, od razu zaprezentowano nam statystyki. Statystyki, które same w sobie dopełniły obrazu rozpaczy.

Piłkarze City zawiedli całkowicie i na boisku praktycznie nie istnieli. Zupełnie bezproduktywny był Bony, a Sterling i De Bruyne wyglądali tak, jakby przed sezonem – zamiast 135 milionów euro – wyłożono na nich 135 kasztanów. U gospodarzy najbardziej rozczarował Rooney, który wczoraj skończył 30 lat (rany, kiedy to minęło?), a dziś nie miał do zaoferowania nic poza determinacją. Kapitan United był tak zmotywowany, że nie zauważył nawet, iż po jednej akcji rozciął sobie głowę i zalał krwią. Odnosiliśmy nawet wrażenie, że Anglik nie zauważyłby, jakby któryś z rywali odgryzł mu ucho, ale i tak to całe zaangażowanie nie przełożyło się na zagrożenie pod bramką City. Jakkolwiek patrzeć, po takim 0:0 każdy napastnik, który pojawił się dziś na boisku, musi odczuwać głębokie poczucie wstydu.

Reklama

Sami czujemy się zażenowani i w okrutny sposób oszukani. Jeszcze w pierwszej połowie zaczęliśmy żałować, że nie skupiliśmy się wyłącznie na meczu Termaliki z Lechią. Przykry jest też fakt, że po tak beznadziejnym występie City utrzymało się na fotelu lidera, a United spadli ledwie na czwartą pozycję. Za tak wielką dysproporcję pomiędzy oferowanymi i faktycznymi emocjami powinno się karać zespoły punktami ujemnymi. A cały mecz przejdzie do historii tylko pod jednym względem – od dziś będzie można straszyć nim kibiców i tonować nastroje. To chyba też najlepszy dowód, iż nawet najgłośniejsze i najbardziej prestiżowe starcia mogą sprawić, że od oglądania kibicom po prostu pękną oczy.

Najnowsze

Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
0
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś
Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
2
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Anglia

Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
0
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Komentarze

0 komentarzy

Loading...