Oglądając ostatnią kolejkę Ekstraklasy – jak zwykle od deski do deski – w oczy rzucił nam się jeden poważny problem. Precyzyjniej – problemów było znacznie więcej, w końcu to tylko nasza liga, ale na jedną rzecz szczególnie zwróciliśmy uwagę. Rezerwowi. A raczej ich brak. Nie chodzi o ilość, wszak ktoś tam zawsze na tej ławce siedzi – niektórzy chyba tylko po to, by nie oddawać sędziemu w połowie pustego protokołu – a trenerzy zazwyczaj przeprowadzają po trzy zmiany. Chodzi o jakość. O fakt, że brakowało ludzi, którzy pojawiając się na boisku w trakcie meczu, potrafili odmienić jego oblicze. A bądźmy szczerzy – kilka z tych spotkań stało na takim poziomie, że przydałoby się, by ktoś wszedł z ławki i dał sygnał, że pora przestać się wygłupiać, bo nie można na to patrzeć.
Oczywiście nie wszystkie zmiany były w tej kolejce złe. Na przykład Vassiljev w Jagiellonii czy Jevtić w Lechu zaprezentowali się całkiem przyzwoicie. Znalazłoby się jeszcze kilka przykładów. Ale brakowało konkretów. Weźmy takiego Guerriera, który w 61. minucie meczu z Termaliką zastąpił Cywkę. Gorzej od niego zagrać się nie dało, więc teoretycznie zmiana pomogła drużynie, ale przestrzelona setka Haitańczyka jednak zmienia troszeczkę optykę. Koniec końców, w tej kolejce rezerwowi nie wypracowali swoim zespołom żadnej bramki. Czyli solidarnie dali dupy.
Wyciąganie wniosków na podstawie jednej kolejki byłoby rzecz jasna krzywdzące, tak więc przygotowaliśmy zestawienie obejmujące wszystkie. Sami rzućcie okiem.
Trochę za dużo tych zer i jedynek, prawda?
Nieźle sprawowali się tylko rezerwowi Legii, Lechii i Ruchu. O ile dwa pierwsze kluby dysponują solidnym zapleczem, o tyle obecność w tym gronie drużyny Waldemara Fornalika jest pewną niespodzianką. Nie oznacza to jednak, że fani “Niebieskich” mogą świętować posiadanie jokerów z prawdziwego zdarzenia, należy się wam krótkie wyjaśnienie. Gdy w klubie był Eduards Visnakovs, jego zmiennikiem był Mariusz Stępiński. I sprawdzał się w tej roli. Jednak po odejściu Łotysza do Belgii, Fornalik nie miał większego wyboru i musiał postawić zdecydowanie na młodego napastnika. Też się sprawdza, ale w klubie brakuje teraz kogoś, kim można by jeszcze zwiększyć siłę ognia w obliczu niekorzystnego wyniku. Oczywiście może w tę rolę wcieli się wyleczony Michał Efir (zdarzyło mu się strzelać już po wejściu z ławki), ale za wcześnie, by snuć takie wizje, na razie w Chorzowie na stanowisku jokera – wakat.
Beznadziejnie jest w Górniku Zabrze. Jeśli zawodzą Madej, Gergel czy Korzym – a jak wiemy, zdarza im się – no to kaplica. To modelowy przykład klubu, który boryka się z problemem przedstawiony we wstępie – piłkarzy jest tam od groma, po transferach Ojrzyńskiego trzeba było nawet kilku pogonić, ale jak przyjdzie co do czego, to nie można na nich liczyć. Nie ma problemów z rozegraniem sparingu na treningach, spokojnie można sklecić dwa składy, ale jest problem w meczach. Dalibyśmy sobie rękę uciąć, że każdy trener wolałby odwrotną sytuację.
Słabo jest też w Pogoni – tylko raz wprowadzony na boisko piłkarz zapisał się w statystykach asyst (Małecki z Lechem), tako samo w Piaście Gliwice (tu Badia z meczu Legią, asysta przy golu dającym zwycięstwo). Nie przeszkadza to na razie tym drużynom zajmować dwóch pierwszym miejsc w tabeli, ale im dalej w las, tym brak odpowiednich zmienników powinien doskwierać coraz bardziej.
Nie będziemy analizowali każdego przypadku z osobna, widzicie czarno-białym co i jak. Od czasu do czasu oczywiście się zdarza, że zmiany wypalą. A to w Górniku Łęczna Sasin ze Śpiączką zrobili akcję dającą trzy punkty w starciu z Górnikiem Zabrze, a to Przybyła ośmieszył Rzeźniczaka i zapewnił Koronie zwycięstwo z Legią, a to nawet Thomalla dograł Robakowi na pustaka w ostatniej minucie meczu z Lechią, ale generalnie – wygląda to mizernie. Za rzadko widujemy takie obrazki. Na dziś wielu piłkarzy nie potrafi udowodnić, że zasługuje na swoją pensję. Za samo siedzenie na ławce można by przecież płacić jakieś grosze statystom. Zgodzicie się chyba, że trzeba od nich wymagać. Jeśli byłoby inaczej – stanowisko rezerwowego w Ekstraklasie byłoby najlepszą fuchą pod słońcem. Zmęczyć się nie ma czym, odpowiedzialność żadna, a kasa leci.
*
Jeszcze jedna sprawa – wyróżnienia indywidualne. W Ekstraklasie nie ma jokera z prawdziwego zdarzenia, przykro nam. Jednak gdybyśmy już musieli kogoś wyróżnić, to postawilibyśmy na trójkę: Stępiński, Juhar, Trickovski.
Pierwszy wchodząc z ławki strzelił dwa gole (w tym dającego zwycięstwo z Koroną), zaliczył asystę i kluczowe podanie. Drugi najpierw świetnie rozprowadził akcję przy golu Babiarza na 3-2 z Cracovią, a tydzień później trafił do bramki, zapewniając remis z Pogonią. Trzeci rozpoczął odrabianie strat w spotkaniu z Zagłębiem (brał też udział w akcji, która skończyła się golem Nikolicia), a z Termaliką zaliczył kluczowe podanie przy golu wyrównującym. Stępiński i Juhar już zdążyli stać się w międzyczasie piłkarzami pierwszego składu, Trickovski wciąż na taką szansę czeka. Oczywiście kibice Legii nie pogniewaliby się zapewne, gdyby Macedończyk wyrobił sobie markę superrezerwowego. To z wiadomych względów niedoceniana, ale ważna funkcja. Trickovski już pokazał, że go na to stać. Pora, by reszta wzięła przykład.
Fot. FotoPyK