Nasze zestawienie kozaków i badziewiaków ma już całkiem długą tradycję, na tapecie pojawiały się w nim przeróżne ananasy, ale szczerze mówiąc – takiego przypadku sobie nie przypominamy. W sumie to dziwne uczucie – piłkarz, który dał się poznać z naprawdę dobrej strony, przebił wszystkie wynalazki pokroju Ouattary i inne niedorajdy. Gergo Lovrencsics – bo o nim mowa – po raz trzeci z rzędu ląduje w antyjedenastce kolejki. I to nie jest tak, że uwzięliśmy się na chłopaka – chyba każdy, kto widział ostatnie mecze Lecha, ma świadomość, że Węgier po prostu nie pozostawił nam wyboru.
Kiedyś było tak: Lovrencsics otrzymuje piłkę na prawej strony, co z reguły oznaczało, że będzie groźnie. Oczywiście nie za każdym razem, ale repertuar możliwych rozwiązań był naprawdę szeroki. Od pociągnięcia do końcowej linii i ostrej wrzutki lub precyzyjnego dośrodkowania w pole karne, do złamania akcji do środka i uderzenia. Samo wykończenie również było zróżnicowane – a to mocna bomba, a to sprytna, techniczna próba, a to nawet kopnięcie zewniakiem. Tak grał jeden z lepszych skrzydłowych ligi.
Teraz jest tak: Lovrencsics otrzymuje piłkę na prawej strony i koledzy mogą powoli wracać do obrony, bo i tak wiadomo, że spartoli. W ostatnich trzech meczach Węgier nie podjął prawdopodobnie żadnej dobrej decyzji. No a po niektórych zagraniach śmiejemy się do rozpuku, zupełnie jak wtedy, gdy nie potrafił podać piłki swoim kibicom, nie trafiając we właściwy sektor.
No zwyciesce na akcje roku w #Ekstraklasa juz mamy #Lovrencsics #Lech #LECPOD pic.twitter.com/vklygrp4cB
— beceen (@beceen1) September 12, 2015
Mimo wszystko, to dość niespodziewany zjazd, bo Lovrencsics długo sprawiał wrażenie gościa, na którym Lech może ubić niezły interes z jakimś bogatszym klubem. Dziś ubicie interesu prawdopodobnie oznaczałoby dopłatę…
Kto prócz Węgra załapał się do jedenastki badziewiaków? Rządzą Legia i Lech. Vranjes wysłał jasny sygnał, że nie żartował, mówiąc, że nic nie wie o grze w obronie. Duda o dłuższego czasu prosił się o nominację i w końcu bezbarwnym występem ją wyprosił, a Kucharczyk po prostu wyglądał fatalnie, co udowodniło chociażby wejście Trickovskiego, który bez większego wysiłku potrafił strzelić gola i wziąć udział w kolejnej akcji bramkowej. Do tego Szymon Pawłowski, który zaliczył chyba najgorszy występ o czasów gry w Mieszku Gniezno i Denis Thomalla – mocny kandydat do dogonienia Saganowskiego w klasyfikacji najbardziej bezproduktywnych napastników ligi.
Warto podkreślić również, że w badziewiakach wylądował Bartłomiej Drągowski. We Wrocławiu nie zagrał fatalnie, ale mimo wszystko – był najsłabszy spośród bramkarzy w tej kolejce.
Nawiązując do powyższego, to zdecydowanie była seria gier bramkarzy. Mariusz Pawełek, Matus Putnocky, Grzegorz Kasprzik (!), Silvio Rodić i Emilijus Zubas. W zasadzie każdy z nich zasłużył na pochwały i docenienie, ale wygrać mógł tylko jeden. Padło na Zubasa, bo koniec końców to właśnie jego dziesięć obronionych strzałów, wywołało największe poruszenie. Na pozostałych pozycjach kandydatury były oczywiście, dłużej niż minutę zastanawialiśmy się w zasadzie tylko nad nominacją dla Bartosza Kapustki – jego miejsce mógłby zająć któryś z obrońców: Czerwiński, Kokoszka, Janicki – ale postanowiliśmy docenić młodego chłopaka, któremu pobyt na kadrze dał dodatkowego kopa.
Fot. FotoPyK