Podteksty czaiły się na każdym rogu. Słowna wojenka Probierza z Bergiem, konfrontacje kibiców, brak sympatii pomiędzy piłkarzami i w dodatku ten wiosenny mecz przy Łazienkowskiej, w czasie którego odczuwalna temperatura była wyższa niż w środku lipca. Oprawa widowiska – zarówno ta stadionowa, jak i telewizyjna – na światowym poziomie. Do pełni szczęścia brakowało tylko, by piłkarze stworzyli show, o którym pamiętać będziemy długo. Nie do końca im się to udało, nie oszukujmy się. Jednak nazwanie spotkania pomiędzy Jagiellonią a Legią “hitem tylko z nazwy”, też byłoby przesadą.
Dlaczego jesteśmy delikatnie zawiedzeni? Głównie przez minimalizm Legii. O ile Jagiellonia cały czas dążyła do zwycięstwa, wyprowadzała ataki i zapraszała gości do otwartej wymiany ciosów, o tyle drużyna Henninga Berga ciągle czujnie trzymała gardę, sprzedawała pojedyncze kuksańce i nie unikała klinczu. Kreatywność? Poza próbami Guilherme nie zauważyliśmy. Skoro użyliśmy już terminologii bokserskiej, to trzeba sobie to jasno powiedzieć – na punkty to stracie wygrałaby “Jaga”.
Michał Probierz podarował Henningowi Bergowi przed meczem kurs języka norweskiego. Szczerze mówiąc, była to jedyna warta odnotowania sytuacja w czasie pierwszych minut transmisji. Już po gwizdku pana Stefańskiego – nudy na pudy. Sygnał, że pora przestać się wygłupiać, bo masa ludzi patrzy, dał Vassiljev. Człowiek-orkiestra. Strzelał, rozgrywał, a nawet dryblował. Za jego plecami szaleli z odbiorami Góralski i Grzyb, zapewniając Estończykowi dużo swobody. Gość, który wychodzi na spacer z dwoma pitbullami nie musi martwić się o bezpieczeństwo.
Paradoksalnie jednak to słabsza Legia wyszła na prowadzenie.
I w zasadzie to byłoby na tyle, jeśli chodzi o zagrożenie pod bramką Drągowskiego. Słabizna. Panowie Nikolić, Kucharczyk i Duda stwarzali wrażenie tercetu, który nie potrafiłby rozmontować nawet obrony Górnika Zabrze. Działo się za to po drugiej stronie boiska, statystyka strzałów mówi wszystko: 20 prób Jagi i tylko 9 Legii. W uderzeniach celnych 8-1. Mimo klasy rywala, trochę wstyd.
Na szczęście dla Legii:
– na boisku był Frankowski, który nie potrafił przyjąć piłki
– Grzelczak nie dostawał piłek na woleja, a z zamienieniem na bramkę innych miewa problemy
– Vassiljev miał rozregulowany celownik
– a Kuciak całkiem niezły dzień
Bramka wyrównująca? Lewczuk zapatrzył się na trybuny w poszukiwaniu starych znajomych. Vassiljev szybko rozegrał rzut wolny, Gajos nie miał problemów ze zdobyciem bramki.
Żadnego zabitego, o dwóch rannych – jak to zwykle bywa w przypadku remisów – też ciężko mówić. Trochę szkoda, że – pozą tą z głowy Tarasovsa – nie polała się krew. Potencjał był.
Fot. FotoPyK