Futbol się komercjalizuje, pieniądz nigdy w historii nie był takim boiskowym playmakerem, a paradoksalnie biedni i mali pchają się tłumnie na najbardziej prestiżowe piłkarskie bankiety. Niemcy mają swoje Ingolstadt i Darmstadt, Włoscy giganci zgrzytają zębami na myśl o Carpi i Frosinone, do Premier League po raz pierwszy zastukało Bournemouth, my mamy Termalikę. Francuzi nie chcą być gorsi i w ten trend pięknie się wpisali dzięki Gazelec Ajaccio. Nawet dyrektor sportowy Gazelec z rozbrajającą szczerością przyznaje, że będą najbiedniejszym klubem w historii Ligue 1.
Pochodzą z Korsyki. Całkiem sporą sumę budżetu zeżrą więc tez przeloty
A o to ich efektowny obiekt, Stade Ange-Casanova
Trzeci klub Korsyki, ba – nawet nie największy w mieście, bo jest jeszcze AC Ajaccio, mające znacznie większe tradycje. Na całej wyspie oczywiście króluje Bastia, podejrzewamy, że powołując się na Piotrka Świerczewskiego można po dziś dzień wejść do każdego klubu z plakietką VIP.
Gazelec to ubogi krewny obu powyższych ekip. Sto dwa lata czekali na awans do Ligue 2. Tak jest, tylko nieco ponad wiek zajęło im wdrapanie się na drugi poziom rozgrywkowy, co bardzo fajnie i dźwięcznie brzmi, ale specjalnie nie dziwi – takich zespołów, które całą wieczność tłuką się po najniższych klasach, jest przecież bez liku. Nie mają wielkich ambicji, to jest ich miejsce. Powiedzmy brutalnie: gdyby decydowało wszystko poza boiskiem, Gazelec kopałby się po kostkach gdzieś w trzeciej, czwartej klasie, może dominował w jakiejś wewnątrz korsykańskiej lidze, na tym koniec. Ale że decyduje zielona murawa, to czasem komuś uda się wybić ponad to, do czego jest predestynowany – tak też było w tym przypadku.
Dane z zeszłego sezonu Ligue2. Gazelec lepsze tylko od Avignon, które z hukiem spieprzyło się z ligi
Nawet w Ligue2 byli najbiedniejszym klubem z bodaj najmniejszym stadionem. Wszyscy wróżyli im spadek. Historia wyglądała tak: byli Błękitnymi Stargard sezonu 11/12 w Coupe de France, dotarli do półfinału, zarazem pierwszy raz w swoich dziejach wchodząc do drugiej ligi. Bajka jednak szybko się skończyła, błyskawicznie zlecieli, notując raptem sześć zwycięstw przez cały rok i tracąc bite 17 punktów do bezpiecznego miejsca. Przepaść. Błysnęli w pucharze, ale regularne kopanie tydzień w tydzień na poważnym poziomie ich przerosło – tak czytali to eksperci. Wyszumieli się, czas wracać na swoje miejsce, dziękujemy, fajnie, że wpadliście.
A tymczasem oni zaraz wrócili, owszem, ale do Ligue 2, by ją zaorać. Prognozowano im znowu relegację, znowu rozsądnie to argumentując, a oni zrobili awans. Z najniższym budżetem i prawie najniższą frekwencją, na stadionie z przyczyn licencyjnych ograniczonym do 2885 miejsc (teraz będą mogli wpuścić 5000 osób). Z ciężko pracującą drużyną bez gwiazd, w której kluczowe role w większości odgrywali będący grubo po trzydziestce weterani. Szok na całą Francję.
Liderami są na przykład 35-letni napastnik Pujol, dawniej w Anderlechcie i Valenciennes, czyli umówmy się – nawet u szczytu kariery żaden wielki kozak. Defensor Jeremie Brechet ma 36 lat, grał w PSV i Bordeaux, najczęściej w zeszłym sezonie grał 37-letni Ducourtioux, taka ich wersja Sobola. Z młodych jest utalentowany pomocnik Sylla, który temu huknął parę bramek, ale nie oszukujmy się: siłą tej ekipy jest zespołowość i tylko tak mają szansę. Tylko dzięki temu i świetnej dyspozycji na własnej arenie udało im się osiągnąć to co dziś mają. Gdy w Ligue2 Gazelec grało u siebie, można było co kolejkę obstawiać 1:0 i wyszlibyście z takiego grania z sensowną zaliczką. Muruję bramkę, nie porywają się z motyką na słońce – to też pokazali już teraz, bo dwie kolejki Ligue1 za nimi.
Jak poszło? Chyba lepiej, niż się wszyscy spodziewali. Punkt już na otwarcie z Troyes, tym cenniejszy, że na wyjeździe. Potem porażka z PSG na Parc de Princes, ale przecież ledwie 0:2, wstydu nie ma, niektórych paryżanie potrafili tu powieźć piątką, szóstką. Aż tak ducha Gazelec nie udało im się złamać.
Będziemy na pewno tej bandzie się przyglądać, aczkolwiek zarazem też nie tak uważnie, by oglądać ich mecz za meczem. Bo to fajna historia, jak zawsze, gdy mały rozpycha się wśród znacznie większych, ale zarazem Gazelec to piłkarsko murarze, którzy w 80% przypadków przed pierwszym gwizdkiem mają swój wymarzony wynik. Powodzenia panowie, ale obejdzie się bez karnetu!