W Anglii spore poruszenie wywołała dość niecodzienna informacja dotycząca najbliższego meczu Southamptonu. “Święci” grają u siebie w Lidze Europy z duńskim FC Midtjylland. Wiadomo, że przyjezdni nie wykorzystają pełnej puli biletów dla gości, choćby dlatego, że miasto Herning, z którego pochodzi istniejący od 16 lat klub liczy niespełna 50 tysięcy mieszkańców. Optymistycznie zakładając, że pojechałby co drugi mężczyzna w wieku produkcyjnym – i tak klatka gości mogłaby mieć sporo pustych miejsc.
Stąd też własną sprzedaż biletów na ten mecz odpalił… Brentford. Angielski klub z Championship, który zlokalizowany jest na przedmieściach Londynu.
O co tu chodzi? I dlaczego Anglicy nie są do końca zachwyceni tym pomysłem?
Zacząć należy od tego, że i Brentford, i FC Midtjylland to projekty Matthew Benhama, milionera, który pozostaje pod silnym wpływem filmu i filozofii znanej jako “Moneyball”. W skrócie: gość uważa, że piłka nożna nie jest wyjątkiem i również – jak każda dziedzina życia – podlega prawom matematyki. Da się więc skonstruować taki twór, który będzie gwarancją zwycięstw, wystarczy tylko cierpliwość, kasa i dobry projekt. Stąd też dość nieoczywiste inwestycje Benhama, bo przecież w jaki sposób zagranicznego multimilionera skusił istniejący od kilkunastu lat klub z duńskiej prowincji, bez tradycji, sukcesów i większych perspektyw. Benham jednak przekonuje – inwestycja to owoc bardzo precyzyjnego planu, w którym uwzględniano nawet… przepisy dotyczące podpisywania kontraktów z młodymi zawodnikami.
Dania okazała się najbardziej przyjazna, stąd też właśnie w Herning Benham postanowił budować futbolową potęgę. Brak kibiców czy inne pierdoły raczej nie zaprzątają mu głowy – jego klub ma przede wszystkim szkolić najlepszych piłkarzy, reszta to drugi plan. Zresztą, nie będziemy się produkować – odsyłamy do obszernego tekstu o samym klubie, który ukazał się na Weszło, naprawdę warto sprawdzić W TYM MIEJSCU.
To, co wzbudziło w Anglii dyskusję to jednak nie sam projekt duńskiej akademii piłkarskiej przy świeżo upieczonym mistrzu Danii, ale powiązanie z Brentford, które doprowadziło do tej dość zabawnej sytuacji.
Brentford, klub, który w założeniu chciałby być poważny, z czasem pewnie awansować do Premier League i walczyć w niej o najwyższe miejsca, także z Southamtpon, teraz… sprzedaje bilety na mecz swojego rywala. Nie ma przecież wątpliwości, że ludzie spod Londynu nie kupują wejściówek, by wspierać “braci z Danii”, ale właśnie po to, by obejrzeć niemal bezpośredniego rywala ich klubu.
Decyzja o tym, by sprzedaż biletów na nadchodzący mecz Ligi Europy prowadziły trzy kluby wywołała najpierw salwę śmiechu, a potem szereg “facepalmów” u ludzi, dla których to kolejny dowód na utratę angielskiej tożsamości futbolu. Z naszej perspektywy może to wyglądać zabawnie, ale Anglicy naprawdę przejmują się tym, że ktoś jest w stanie “zdradzić” swój klub dla obejrzenia meczu w europejskich pucharach. O sprawie w dość smutnym tonie napisał nawet popularny portal whoateallthepies.tv, przy okazji narzekając też na sam system “moneyball”, któremu hołdują projekty Benhama.
U nich też zresztą znaleźliśmy bardzo sympatyczny film o tym, jak Duńczycy zaadaptowali wizję przedstawioną w opartym na faktach filmie “Moneyball”.
Stąd też komunikat dla naszych ludzi w Londynie i okolicach – jeśli nie złapiecie się na bilety przez Southampton, próbujcie w Brentford. Swoją drogą, choć uważamy płacz i oburzenie Anglików za nieco przesadzone, jakoś nie wyobrażamy sobie sytuacji, w której bilety na mecz Legii sprzedają w kasach w Białymstoku.