Uwaga, to będzie kolorowa laurka, ale inaczej się nie da. Perfekcja. Tak piękna i tak efektowna, że aż do bólu przewidywalna. Tak Bayern Monachium zaczął nowy sezon, ogrywając Hamburger SV 5:0. Ten mecz trudno nawet nazwać spacerkiem. Gdybyśmy mieli szukać jak najbardziej trafnego porównania, to Lewandowski i spółka siedzieli na fotelu i pili piwo, od czasu do czasu przegryzając pizzą, a ich przeciwnicy biegali wokół nich. Kompletnie bez celu. Wiedzieli, że i tak nic z tego nie będzie. Wiedzieli, że Bayern tego dnia ograłby ich nawet na leżąco.
Tak naprawdę trudno napisać cokolwiek mądrego, odkrywczego. Nie ma sensu dokładnie opisywać wszystkich bramek, bo od tego macie skrót. Tak samo bezcelowe jest wychwalanie drużyny Bayernu pod niebiosa, bo w końcu ich przeciwnikiem był tylko Hamburger, który tym razem był wyjątkowo lekkostrawny. Chyba wegetariański, idealny na przystawkę przed długim i wyczerpującym sezonem.
Ale okej, laurki ciąg dalszy. Kapitalnie zagrał Thomas Mueller, zdobywca dwóch bramek. Świetnie nowy zakup – Douglas Costa – który miał chyba największe parcie na zaprezentowanie się przed nową publicznością. Większą nawet, niż Arturo Vidal, którego z Il Guerriero już przechrzczono na Der Krieger. Chilijczyk miał mnóstwo chęci, ale nie wszystko mu wychodziło. Tymczasem Brazylijczyk rozwalił system na “guten Abend”. A raczej na boa noite, bo przywitał się typowo po brazylijsku – przepiękną asystą zewniakiem, piękną bramką i paletą zwodów. Nic dziwnego, że Franck Ribery patrzył na to wszystko z trybun z lekkim niepokojem.
Jeszcze słówko o Lewandowskim. Jedna bramka to sprawiedliwy dorobek. Nie zagrał na “dziesiątkę”, nie był najlepszy na boisku, ale zaliczył gola i asystę.