Reklama

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

redakcja

Autor:redakcja

12 sierpnia 2015, 14:55 • 6 min czytania 0 komentarzy

To już w sumie tradycja. Rozpoczyna się sezon, rozpoczynają się europejskie puchary, rozpoczyna się tym samym dyskusja o tym, która z lig jest najsilniejsza. Wczorajsze widowisko z udziałem Barcelony i Sevilli, ale też szereg innych starć hiszpańskich drużyn w ostatnich latach zdają się nie pozostawiać wątpliwości. Zresztą, od 2009 roku Superpuchar Europy tylko raz trafił do drużyny spoza La Liga.

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Wczoraj przez media społecznościowe znów przewaliła się ta sama nawałnica argumentów odkurzanych przed każdym sezonem. “Czy dowolne dwie angielskie drużyny byłyby w stanie stworzyć takie show” – dopytywała jedna strona. “A czy Barcelona i Sevilla zagrałyby tak po serii spotkań ze Stoke, Newcastle i innymi bardzo silnymi drużynami z dołu” – odpierają członkowie angielskiego zakonu. Fakty jednak nie pozostawiają im zbyt wiele pola do popisu. Anglia w ostatnich sezonach z przyjemnością wrzuca w rękę fanatyków La Liga kolejne argumenty. A już przykład dyspozycji West Hamu United to soczysty strzał w twarz tych, którzy w internetowych wojnach nie raz i nie dwa byli skłonni zabić w imię Premier League.

Najpierw karne z Maltańczykami. Potem odpadnięcie z Ligi Europy z Rumunami. Chwilę później – jak gdyby nigdy nic – zwycięstwo w derbach z Arsenalem, po którym jakiś kibic wytatuował sobie na plecach wynik i strzelców goli z tego spotkania.

No właśnie, przy tych “Młotach” wypadałoby się zatrzymać na dłużej. To u nich bowiem najwyraźniej widać to, co pozwala Anglikom (i ogólnie fanom Anglii) pozostawać w dobrych humorach pomimo kolejnych kompromitacji na scenie europejskiej. Kiedyś już pisałem o tzw. “kulturze futbolowej”, która właśnie w Anglii się rozpoczęła i właśnie w Anglii jest najsilniej rozwinięta. To tam powstają najlepsze filmy wokół piłki nożnej, to tam stałą publikę mają nawet półamatorskie kluby z niższych lig. Trochę jak u nas, gdzie oprawy robią nawet piętnastoosobowe “młynki” gdzieś w A-klasie, tak i w Anglikach szajba do futbolu niezależnie od poziomu piłkarskiego trzyma się naprawdę mocno.

Przykładem właśnie West Ham United. Patrząc na dość szczelnie zapełnioną klatkę gości na rumuńskim stadionie było widać, że tak jak góra klubu i piłkarze kompletnie olewają występy poza Wyspami, tak kibice są w stanie przejechać dowolną odległość, byle móc pokrzyczeć o “bańkach mydlanych”. Wkurzają się na kaleczenie futbolu w starciu z Maltańczykami z Birkirkary, wkurzają się na fatalną postawę w dwumeczu z Astrą Giurgiu, po czym radośnie maszerują na stadion Arsenalu, na którym – według relacji kibiców gospodarzy, także na naszej stronie – są kilka razy głośniejsi od fanów w koszulkach “Kanonierów”.

Reklama

Ale to wszystko romantyzm, niuanse. Dla chłopaka w Pekinie ślęczącego przed telewizorem – a walka o tych klientów to prawdopodobnie przyszłość piłki – nie liczy się, czy na stadionie jest głośno – liczy się to, co na murawie. Pod tym względem Hiszpania odjechała, ale znów pojawia się West Ham United z pewnym pocieszeniem dla anglofilów. Piotr Żelazny na Twitterze przypomniał, że za triumf w Lidze Europy Anglicy mogli otrzymać czternaście milionów euro. Za dwunaste miejsce w Premier League – 108 milionów. Różnica jest tak potężna, że każdy punkt w lidze angielskiej może być cenniejszy od pucharów w klubowych gablotach. A jeśli tak – dlaczego przejmować się jakimikolwiek starciami z drużynami spoza Anglii, jeśli największa kasa i przez to największa atrakcyjność to mecze wewnątrz Premier League?

Tu zresztą tkwi sedno. West Ham, ligowy średniak bez aspiracji na walkę o angielskie trofea za moment wyprowadzi się na Stadion Olimpijski. Nikt nie obawia się, że 55-tysięczny stadion będzie świecił pustkami, za to pomruk niezadowolenia wywołuje… odległość trybun od murawy, co ma – w mniemaniu Anglików – zabijać unikalny klimat ich stadionów. A mówimy tutaj o angielskim odpowiedniku Realu Sociedad albo innego Espanyolu, żadnej potędze. Klubie unikalnym ze względu na kibicowski etos, ale jednak – piłkarsko już od dawna odległym od angielskiej czołówki.

Głównym argumentem Anglików podczas debat fanów La Liga i Premier League jest “średni poziom” drużyny w lidze. Według nich pierwsza czwórka czy szóstka w Anglii istotnie przegrałaby swoje mecze z pierwszą czwórką/szóstką w Hiszpanii, ale już dwunasty zespół Premier League roztrzaskałby dwunasty zespół La Liga, o spotkaniach klubów z miejsc spadkowych nie wspominając. To jednak mimo wszystko kwestia coraz bardziej sporna, szczególnie, gdy wspominamy te kopaniny angielskich klubów w Lidze Europy. Bezsporna, absolutnie bezdyskusyjna jest za to różnica w finansach i organizacji. Różnica w tradycjach, frekwencjach i kulturowym obudowaniu futbolu.

W ligowej zapowiedzi Premier League na Weszło skupiono się właśnie na tym aspekcie. Co znaczy “najlepsza liga”? Najbardziej efektowna? Najsilniejsza piłkarsko? Z najsilniejszymi zespołami? Z najwyższym poziomem “średniej drużyny”? A może jeszcze inaczej – łańcuch jest tak mocny, jak jego najsłabsze ogniwo? Jeśli chodzi wyłącznie o murawę – ostatnie dwa sezony pokazały różnicę między chłodnymi deszczowymi wtorkowymi wieczorami na Britannia Stadium i jakimiś absurdalnie intensywnymi meczami Atletico z Realem, Barceloną czy nawet słabszymi zespołami. Hiszpania daje jakość, daje fajerwerki.

Ale jeśli siłę ligi mielibyśmy zmierzyć także tym, co dzieje się wokół klubów? Jeśli siłę mielibyśmy zmierzyć tym, jak zorganizowane są poszczególne średniaki, tym ile widzów przyciągają na stadion, tym w jaki sposób sprzedaje się owe rozgrywki poza granice kraju? Finanse. Stadiony. Organizacja. Tradycja.

Tu już wszystko staje się o wiele mniej oczywiste, a najbardziej trafnym podsumowaniem dyskusji będzie chyba tweet Rafała Lebiedzińskiego. Widowiskowość? Premier League, Szkocja, holenderska Eredivisie. Jakość? La Liga i Bundesliga.

Reklama

*

Przy tej dyskusji warto zresztą spojrzeć na nas. W którym miejscu się znajdujemy jako Polska? Piłkarskie miejsce w hierarchii wyznaczają nam doskonale kolejne sukcesy w bojach o Ligę Mistrzów. Ale organizacyjnie? Płacowo? Pod względem klimatu i atmosfery?

Spore wrażenie muszą robić kwoty, które coraz częściej są wywlekane z zacisza klubowych gabinetów. Transfery Masłowskiego, Pazdana, sumy, które pojawiały się przy podpisywaniu kontraktów przez Dariusza Dudkę czy Marcina Robaka. Michał Probierz w swoim słynnym już monologu rozjechał wprawdzie nasze możliwości finansowe w kontekście wyjmowania mu ze składu kolejnych zawodników przez bogatszych Turków, ale… My przecież też wykupujemy od biedniejszych. Nie jesteśmy piłkarskim trzecim światem, co widać szczególnie wyraźnie, gdy podróż w czasie do wczesnych lat dziewięćdziesiątych polskie zespoły odbywają jadąc do Albanii czy Czarnogóry.

Dotyczy to zresztą wszystkich aspektów naszego futbolu. Opakowanie, które daje NC+. Infrastruktura. Nowoczesne stadiony. Frekwencje, na które zawsze narzekamy, ale które przecież kasują wszelkich Węgrów czy Białorusinów. Nie ma już u nas takich ananasów jak Zdravko Mamić w Dinamie Zagrzeb, raczej nie trafiają się goście pokroju Gigiego Becaliego w Steaule. Kilka klubów wciąż walczy o życie, kilka pewnie upadnie w najbliższych latach, ale nie jesteśmy Rumunią, która musi wysyłać w Europę ósmy zespół ligi, bo tylko on spełnia wymogi licencyjne. Atmosfera na stadionach od zawsze jest chwalona nawet przez piłkarzy z najsilniejszych lig (pamiętny “Poznań”, który tak utkwił w pamięci wszystkich ludzi związanych z Manchesterem City), a ten klimat wokół piłki powoli przekłada się też na książki, czasopisma czy filmy. Ostatnio przekonaliśmy się, że nawet legendarna formułka: “organizacyjnie Stal Mielec” się przeterminowała, bo w Mielcu godnie przyjęli Ekstraklasę zaniesioną im tam przez Niecieczę.

Przypomina mi się tu też jeden wpis na ultras-tifo.net, dotyczący “Świętej Wojny”, czyli tradycyjnego meczu dwóch krakowskich szkół – “Nowodworka” i “Sobieskiego”. Od kilku lat mecze te obfitują w atrakcje ultras – race, oprawy, doping. Na ultras-tifo.net tego typu atmosferę podczas sparingu nastolatków skomentowano “just Poland being Poland”. Czyli w sumie – tak jak Anglicy – nie musimy jeszcze płakać nad stanem rodzimego futbolu.

*

Tweet dnia.

Najnowsze

Polecane

Po czterdziestce i ze sztucznym kolanem. Lindsey Vonn wróciła i marzy o igrzyskach

Sebastian Warzecha
0
Po czterdziestce i ze sztucznym kolanem. Lindsey Vonn wróciła i marzy o igrzyskach

Anglia

Anglia

Manchester United z potencjałem na najgorszy sezon w erze Premier League

Bartosz Lodko
5
Manchester United z potencjałem na najgorszy sezon w erze Premier League
Anglia

Leeds otrzymało oficjalne przeprosiny. Przez ten błąd stracono punkty

Patryk Stec
1
Leeds otrzymało oficjalne przeprosiny. Przez ten błąd stracono punkty

Komentarze

0 komentarzy

Loading...