Reklama

Immobile, nigdy nie będziesz Lewandowskim. To może Bakką?

redakcja

Autor:redakcja

12 lipca 2015, 17:21 • 3 min czytania 0 komentarzy

O Serie A jako najsilniejszej nie myślą nawet sami Włosi, którzy przecież słyną ze skłonności do wychwalania tego, co ichniejsze. Wielu ekspertów, chyba nawet słusznie, jest zdania, że to właśnie liga włoska to ta najtrudniejsza dla napastników. Wymaga sprytu, doskonałej szybkości reakcji i przede wszystkim zimnej krwi oraz wyrachowania. Cechy, które nie u wszystkich da się wypracować na treningach.

Immobile, nigdy nie będziesz Lewandowskim. To może Bakką?

Nic więc dziwnego, że z pewnego punktu widzenia Ciro Immobile wydawał się być dla Borussii zakupem idealnym. Ciągle młody, z ciągiem na bramkę. Nie typowy killer-dobijacz, stojący nad półżywą ofiarą z glockiem. Raczej ktoś kreatywny, z polotem, potrafiący improwizować. I co najważniejsze: bramkostrzelny. Dziś, po zaledwie jednym sezonie, Dortmund przyznaje się do błędu. Immobile, z nazwiska nieruchomy, jednak się ruszył. Do Sevilli, gdzie ma zastąpić Carlosa Bakkę.

Sprowadzając go nie mogli spodziewać się klonu Roberta Lewandowskiego. Zdawali sobie sprawę z tego, że to napastnik o zupełnie innej charakterystyce. Ktoś, kto znacznie lepiej poradziłby sobie za plecami albo obok dziewiątki, jako jej pożyteczny, bramkostrzelny pomocnik. Presja, z jaką spotkał się w Niemczech, była jednak nieporównywalnie większa. Kiedy grał dla Torino nikt nie oczekiwał od niego cudów. Typowy średniak, bez żadnej napinki na spektakularne zwycięstwa, któremu trafiła się znakomita jak na panujące tam warunki para napastników, czyli Immobile i Cerci. Oni się tam bawili, przeciwników kładli na kompletnym luzie. Byli uwielbiani. Nieprzypadkowo tak jeden, jak i drugi, nie dali sobie rady w kolejnych klubach. Immobile zawiódł oczekiwania w Borussii, a Cerci kompletnie nie sprawdził się najpierw w Atletico, potem w Milanie.

Boiskowych braci, jak nazywano ich we Włoszech, odróżnia jednak mentalność. Immobile to walczak i profesjonalista, co po stokroć powtarzał przecież Juergen Klopp. Nikt nie zarzucał mu braku zaangażowania i ambicji. Cerci talent ma pewnie nieporównywalnie większy, ale od zawsze, jeszcze za czasów Romy, był leserem. U wielu trenerów gwiazdorzenie i próżniactwo przejdzie, ale na pewno nie u Diego Simeone.

Dwadzieścia milionów euro i trzy bramki w Bundeslidze. Tyle, ile światowej klasy napastnik przynajmniej raz w roku powinien zdobyć w jednym meczu. Wynik dramatyczny, ale jeśli dorzucimy do tego siedem kolejnych goli w Pucharze Niemiec i Lidze Mistrzów, czarno-biały obraz nabiera delikatnych, choć wciąż bladych kolorów. W Dortmundzie szybko zorientowano się, że Immobile nie jest tym, kogo szukali i którego oczekiwali. Błyskawicznie wykorzystał milimetrowy margines zaufania i został odstawiony na boczny tor. Goli oczekiwano od niego teraz, na zawołanie, jako od jednego z najdroższych transferów w historii klubu. A on szybko się spalił. Dużo chciał, ale niewiele mu wychodziło. Sprawiał wrażenie sfrustrowanego na boisku i poza nim. W pewnym momencie chyba mentalnie się poddał, uznając porażkę.

Reklama

Kilka dni temu, tournee Borussii po Azji, sala odlotów. Immobile siedzi z dala od kolegów, gdzieś na na szarym końcu, ze słuchawkami na uszach, kompletnie odizolowany. Ponoć do nikogo się nie odzywa. Nie bierze też udziału w sesjach rozdawania autografów. Znaki małe, ale wystarczająco wymowne. Nowy trener BVB, Thomas Tuchel, wielokrotnie odśpiewywał oklepane formułki o tym, że Włoch jest częścią drużyny i że chce przyjrzeć mu się bliżej. Przyjrzał i widocznie zostawił uchylone drzwi. Podobnie Michael Zorc, który jeszcze niedawno zapewniał, że Immobile jest częścią projektu. Dziś wiadomo, że w Borussii uznali porażkę i uderzyli w pierś, przyznając do błędu. Wcześniej mówiło się o tym, że odzyskają trzynaście z dwudziestu zainwestowanych milionów. Teraz wiadomo, że do Andaluzji – przynajmniej do końca sezonu – trafi na zasadzie wypożyczenia.

Przeniósł się do Niemiec, dał ciała i awansował. Bo transfer do zdobywcy Ligi Europejskiej i przyszłorocznego uczestnika Ligi Mistrzów należy potraktować w tych kategoriach. Ma zastąpić Carlosa Bakkę, którego miejsce w ekipie Unaia Emery’ego jest mu znacznie bliższe, niż to, które pozostawił po sobie Robert Lewandowski. Sevilla to świetne miejsce, żeby odpalić na nowo, ale tam też spotka się z tym, co wiązało mu nogi w Dortmundzie, czyli presją.

Najnowsze

Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
0
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś
Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
2
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Hiszpania

Hiszpania

Robert Lewandowski zdiagnozował problemy Barcelony. “Brakowało nam pewności siebie”

Aleksander Rachwał
5
Robert Lewandowski zdiagnozował problemy Barcelony. “Brakowało nam pewności siebie”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...