Carpi łączy wszystko, czego chciałem. Niezłe zarobki, bo nie ukrywajmy – w wyjeździe z Polski też chodzi o to, by zarobić; warunki do życia dla mnie i rodziny, no i grę w silnej lidze. Nie codziennie trafia się do Serie A. Liczę, że zrobię tu duży krok do przodu – mówi nam Kamil Wilczek. Najlepszy strzelec Ekstraklasy, który wczoraj podpisał trzyletni kontrakt z beniaminkiem Serie A.
Jeszcze tydzień temu, kiedy zapytałem jak idą poszukiwania klubu, odpowiedziałeś: „mam jakąś opcję praktycznie w każdym kraju”.
– To prawda. Było ich naprawdę dużo. Zaskakująco dużo. Z Hiszpanii, z Francji, Niemiec, jedna z Cypru, nawet coś z Japonii. Nie był to dla mnie łatwy okres, bo przy współpracy z menedżerem musiałem się wykazać chłodną głową i dużą cierpliwością. Trzeba było zdrowego rozsądku, żeby dobrze przeanalizować, co się dzieje i nie przesadzić z tym wyborem. Cieszę się, że to już za mną, że podpisałem trzyletni kontrakt. Myślę, że zdecydowaliśmy się na najlepszą z możliwości.
No to dlaczego właśnie Carpi FC?
– Nie ze względu na finanse, bo gdybym tylko tym miał się kierować, pewnie wybrałbym inaczej. Ale Carpi, moim zdaniem, łączy wszystko, czego chciałem. Niezłe zarobki, bo nie ukrywajmy – w wyjeździe z Polski też chodzi o to, by zarobić; warunki do życia dla mnie i rodziny, no i grę w silnej lidze. Nie codziennie trafia się do Serie A. Liczę, że zrobię tu duży krok do przodu.
Byłeś na bieżąco informowany jakie masz możliwości czy dopiero po zakończeniu sezonu z chłodną głową zmierzyłeś się z tematem?
– Mieliśmy umowę z menedżerem, że w trakcie sezonu każdy zajmuje się swoją pracą. Wierzyłem w jego umiejętności i myślę, że obu nam wyszła ona całkiem dobrze. Wiedziałem, że będzie zainteresowanie, ale nie spodziewałem się, że tak duże. W minionych dniach rozmawialiśmy po pięć razy dziennie. Chyba nawet z żoną w ostatnim miesiącu nie miałem tylu rozmów (śmiech).
Dostawałeś oferty z polskiego topu – Legii, Lecha? Wicemistrz Polski wziął najlepszego strzelca ligi węgierskiej. Dlaczego miałby nie chcieć króla strzelców Ekstraklasy?
– Miałem propozycje, ale w momencie, w którym były już poczynione przygotowania, by wyjechać za granicę. Chciałem zmienić ligę, nie ukrywałem tego od początku. Wiadomo, że obok ofert Legii czy Lecha nigdy nie przechodzi się obojętnie. Trzeba je brać pod uwagę, ale ostatecznie postanowiliśmy, że idziemy w inną stronę i skupiamy się na opcjach zagranicznych.
Robiłeś rekonesans, korzystając z urlopu, czy pojechałeś do Carpi w ciemno?
– Odpoczywałem z rodziną, nie wyjeżdżałem na żadne rozeznanie, dopiero teraz będę miał na to trochę czasu. Ale oczywiście uruchomiliśmy pewne kontakty. Jarek Kołakowski miał już kilku zawodników w lidze włoskiej – Kamila Glika, który jest tu dobrze rozeznany, Pawła Wszołka, Tomka Kupisza. Byliśmy w stanie czegoś się dowiedzieć. Podobało nam się, że Carpi od początku było bardzo konkretne i zdecydowane.
Niedawno Bartosz Salamon przekonywał, że ta drużyna nie gra w piłkę. Po czym tym swoim „niegraniem” awansowało do Serie A.
– No i kto za chwilę będzie pamiętał w jakim stylu? Weszli z pierwszego miejsca, bez barażu, jako najlepszy zespół ligi.
Klub w sam raz dla ciebie? Taki nie za duży, nie za mały?
– Tak uważam. Do Serie A, po pierwsze, nie jest łatwo trafić. Po drugie, nie jest łatwo się utrzymać. Wierzę, że Carpi – beniaminek, o którym być może nie wszyscy jeszcze wiedzą – to dobre miejsce, żeby zrobić pierwszy krok w innej lidze, żeby się „nie utopić”, nie usiąść na ławce, tylko grać, bo to jest moim celem. Interesowała mnie perspektywa dalszego rozwoju, nie tylko nazwa klubu. Mogłem pójść do zespołu teoretycznie silniejszego, na przykład z Primera Division. Po trzecie, Carpi wydaje się dobrym miejscem do życia dla rodziny. Przyjemne, niezbyt duże miasto, czuć, że ludzie nie są tak zabiegani.
Przegląd Sportowy jeszcze wczoraj, kiedy byłeś już w samolocie do Włoch, pisał, że zabiega o ciebie polski właściciel FC Nantes, Waldemar Kita. Prawda?
– Była taka propozycja, ale już w momencie, kiedy podjęliśmy decyzję. Jest mi bardzo miło, że chciał mnie taki klub jak Nantes, ale ustaliliśmy, że wybieramy Carpi i nie chcieliśmy już tego zmieniać. Włochy miały zresztą tę przewagę, że mówię po hiszpańsku, który jest podobny do włoskiego. Sporo rozumiem, będzie mi dużo łatwiej złapać język i szybko się go nauczyć. To na pewno wpłynie na moją lepszą aklimatyzację.
Znasz już harmonogram najbliższych dni? Kiedy zaczynasz?
– Na razie wracam do Polski, z powrotem przylatuję w poniedziałek i następnego dnia zaczynam treningi. Żona z dzieckiem przez jakiś czas zostaną w kraju, dopóki nie załatwię mieszkania czy samochodu. Nie chcę, żeby mieszkali w hotelu. Ważne jest dla mnie również, że zaczynam treningi z drużyną od początku przygotowań do sezonu. Wszystko się dobrze poskładało. Serie A, jeszcze rok temu nie byłbym sobie w stanie tego wyobrazić.
Rozmawiał PAWEŁ MUZYKA