Reklama

Prezes Lecha: kurek jest, ale nie ma w nim pieniędzy

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

22 czerwca 2015, 09:13 • 12 min czytania 0 komentarzy

Celujemy w jak najlepszy wynik, realnie chcemy wejść wreszcie do fazy grupowej Ligi Europy, gdyby udało się coś więcej – byłoby cudownie. Oczywiście w eliminacjach do europejskich pucharów chcemy pokazać waleczność, zaangażowanie i determinację w każdym kolejnym meczu – to mogę obiecać. I zobaczymy, jakie to da rezultaty. Natomiast celem jest faza grupowa Ligi Europy, do której z eliminacji Ligi Mistrzów naszym zdaniem łatwiej jest się dostać – mówi prezes Lecha Poznań Karol Klimczak w wywiadzie dla Faktu i Przeglądu Sportowego. Zapraszamy na poniedziałkowy przegląd prasy.

Prezes Lecha: kurek jest, ale nie ma w nim pieniędzy

FAKT

Zaczynamy od Faktu, w którym gwoździem programu jest dziś wywiad z prezesem Lecha Poznań. „Od tytuły kasy nam nie przybyło”, mówi.

Mistrzostwo nie oznacza, że odkręcacie kurek z pieniędzmi?

– Nie, bo jeśli nawet jest kurek, to nie ma w nim… pieniędzy. Od samego zdobycia tytułu tej kasy nam nie przybyło. Jestem przekonany, że to jest jasne dla wszystkich, że nagle przy Bułgarskiej nie ma eldorado finansowego, bo Kolejorz jest mistrzem.

Reklama

Zimą w wywiadzie mówił pan, że ryzykujecie, bo chcecie być mistrzem – stąd choćby 5 mln zł przeznaczonych wówczas na transfery. Teraz natomiast przekonuje pan, że trzymacie się planu założonego dawno temu.

– Ale przecież ta nasza droga zakłada również ponoszenie ryzyka! To nie jest tak, że stoimy i trzymamy wszystkie zabawki tak, żeby nam się nie zepsuły i żebyśmy żadnej nie zgubili. Owszem, zimą wydaliśmy sporo pieniędzy na pozyskanie nowych zawodników. I dalej to będziemy robić, ale według wtedy założonego planu. To nie oznacza nagle lawiny środków, czy tego, że spadnie wór pieniędzy, bo jest mistrzostwo. Plany, które mieliśmy na lato, są realizowane niezależnie od tego, czy jesteśmy mistrzem czy nie. I tutaj może niektórych rozczaruję, ale wielkiego romantyzmu w tym nie ma. Ale po zdobyciu tytułu spływają na nas pochwały za to, że trzymamy się konsekwentnie planu i nie doprowadzamy do sytuacji, jakie miały miejsce w innych klubach, których już  nie ma, albo są w fatalnej kondycji finansowej.

Warto przeczytać. Również na łamach PS, gdzie obszerniejsza wersja.

Zrzut ekranu 2015-06-22 o 09.23.34

Kogo przydzieli nam los w pucharach? O tym informacyjnie w ramce.

Co rok o tej porze osoby związane z klubami grającymi o europejskie puchary wypowiadają sakramentalne słowa: uniknąć dalekich podróży. Teraz dzieje się podobnie. – Nie chcemy jechać do Armenii, Azerbejdżanu, Gruzji czy Kazachstanu. Długa i męcząca podróż nie jest nam potrzebna na początku sezonu. Ja nie mam wymarzonego rywala. Żalgiris lub Stjarnan? Dlaczego nie! Byłaby okazja do rewanżu – stwierdził Karol Klimczak, prezes Lecha. Poznaniacy poprzednie dwa starty kończyli na III rundzie eliminacji Ligi Europy, odpadając ze wspomnianymi drużynami. Właśnie z powodu tych niepowodzeń Kolejorz może liczyć na rozstawienie tylko w drugiej rundzie gry o Ligę Mistrzów. – Dopiero gdy poznamy rywala, to zacznę się zastanawiać, analizować jego grę. Podobnie było w poprzednich klubach, w których pracowałem – powiedział trener Maciej Skorża.

Reklama

Wyżej tekst, którego nie mamy ochoty szerzej cytować. Koniec lenistwa w Ekstraklasie. Wszystko rozbija się o to, że ligowcy zakończyli już urlopy, a reforma ligi sprawia, że letnia przerwa staje się bardzo krótka. Odpoczywamy dwa razy krócej niż Niemcy, Francuzi czy Holendrzy. Przy czym wszystko to się równoważy, bo oni nie mają takiego oddechu zimą.

W ramkach:

– Kuświk może zagrać w Japonii

– Pogoń rozstaje się z Hernanim

– Pietrowski zagra w Piaście.

Zrzut ekranu 2015-06-22 o 09.23.45

Na ostatniej stronie Radosław Osuch deklaruje: nie zostawię Zawiszy!

Mimo rozczarowania nie zostawi Zawiszy, choć teraz ciężar utrzymania klubu w znacznie większym stopniu spadnie na jego barki. Z budżetu zniknie co najmniej 5 mln złotych z tytułu sprzedaży praw telewizyjnych, zmniejszy się też dotacja – w ramach usług promocyjnych – z miejskiej kasy. Do tej pory w skali sezonu było to ponad 3 mln złotych, teraz będzie tylko 2,5 mln. – GKS Tychy miał w budżecie 6 mln złotych, a właśnie spadł z pierwszej ligi. Chcę mieć nieco ponad 5 milionów i to musi wystarczyć na awans – zapowiada Osuch. Jak zbilansuje budżet? – Muszę wyłożyć swoje pieniądze, będę szukał sponsorów – zapowiada. Na szczęście dla jego klubu miasto nadal będzie ponosić koszty utrzymania stadionu, który za symboliczną złotówkę będzie udostępniany Zawiszy.

GAZETA WYBORCZA

Na łamach GW nie ma dziś tak wielu piłkarskich tekstu, do ilu przywykliśmy w poniedziałki. Ale mamy np. duży wywiad z Cezarym Kucharskim. Kawał tekstu przygotowany przez Michała Szadkowskiego i Rafała Steca.

Gdyby piłkarz Cezary Kucharski miał agenta Cezarego Kucharskiego…

– Po transferze do Aarau nie wróciłbym do Polski. Jeśli wyjeżdżasz na Zachód, musisz tam robić karierę. Powrót do słabszej ligi – nawet do Legii, grającej wówczas w Lidze Mistrzów – obniża wartość piłkarza. Tak ocenia to rynek, kluby nabierają wątpliwości. Dwa lata później odszedłem do Gijón, które broniło się przed spadkiem. Wyjeżdżałem jako gwiazda ekstraklasy, zagrałem w 12 meczach, strzeliłem dwa gole. W pół roku poznałem język, zaaklimatyzowałem się, radziłem sobie. Doznałem jednak kontuzji, a w klubie zaczęło się szukanie winnych. Skupiło się na mnie – nieudany transfer, nie spełnił się. Nie czułem się gorszy od konkurentów, choć byłem współwinny sytuacji. Dziś rozumiem, że taka była narracja klubu, który był w kryzysie i musiał się tłumaczyć. Znów postanowiłem wrócić, znów był to błąd.Z dzisiejszą wiedzą decyzje byłyby inne. Tęskniłem za krajem, rodziną, ale gdy wracałem, w Polsce wszystko mnie wkurzało, więc wyjeżdżałem. Nie umiałem wytrwać dwa, trzy lata. Wtedy agent powinien przekonać, że to wszystko ma sens. W Hiszpanii pracodawców jest wielu, łatwiej też przenieść się do Anglii czy Niemiec, gdzie można dobrze zarabiać przez wiele lat.

Do Aarau przeniósł się pan jako 22-latek z Siarki. Był pan przygotowany?

– Trafiłem świetnie, do Ryśka Komornickiego, który latami gry wypracował sobie w klubie świetną pozycję. Byli tam przychylni Polakom. Sam Rysiek traktował mnie jak syna, mówiłem do niego „tato”. Ale nie miałem warunków jak Lewandowski. Gdy on leciał do Borussii, przedstawiłem mu analizę klubu oraz Lucasa Barriosa, z którym miał rywalizować. Mówiłem: dziś czytasz, że Paragwajczyk to świetny napastnik, ale za dwa tygodnie sam powiesz, że jesteś lepszy. I tak było. Robertem interesowała się również Genoa, a ja mu powtarzałem, że jest lepszy od wpychanego do reprezentacji przez Bońka Acquafreski. Planując karierę, muszę właściwie ocenić potencjał piłkarza, nie mogę wchodzącego do Legii proponować Bayernowi.

Zrzut ekranu 2015-06-22 o 09.11.26

Doktor Neymar i pan Hyde – to tekst na temat Copa America.

„Brazylia wychowuje potwora” – powiedział trener Atlético Goianiense René Simoes po meczu z Santosem, w którym 18-letni Neymar wściekł się na swojego szkoleniowca za to, że wyznaczył innego gracza do wykonania karnego. Wpadł w szał, przeklinał, a gdy dopadł do piłki, nie oddawał jej nikomu z kolegów. 15 września 2010 r. nowego idola Brazylii interesowała wyłącznie jego urażona duma. Następnego dnia przez media przetoczył się sąd nad Neymarem, rywale z boiska podawali przykłady tego, jak prowokuje ich, lekceważy lub symuluje faule. Ktoś zacytował go: „Jestem milionerem i robię, co chcę”. Matka Neymara powiedziała mu: „Ten chłopak z boiska to nie był mój syn”. Santos zawiesił młodziana, ale prezes szybko przywrócił go do składu, zwalniając trenera, gdy ten upierał się przy karze. Grający jeszcze wtedy w Milanie Kaká przestrzegał, że prowokacyjne zachowanie Neymara na boisku sprowadzi na niego kiedyś wielkie kłopoty.Minęło pięć lat i właściwie nic się nie zmieniło. Gwiazdor nieustannie skupia na sobie uwagę tłumów – jest coraz lepszym piłkarzem, ale też jego konflikty z rywalami wracają cyklicznie.

Zrzut ekranu 2015-06-22 o 09.11.34

„Po raz pierwszy po wojnie Łódź nie ma drużyny w dwóch najwyższych klasach rozgrywek. Widzew – jeden z najbardziej zasłużonych klubów w Polsce – wkrótce może przestać istnieć” – tak pisze z kolei Jarosław Bińczyk.

Jak doszło do tego, że tak duże miasto, które żyło futbolem (derby Łodzi elektryzowały cały kraj), dziś jest w cieniu Niecieczy, Bytowa czy Chojnic mających drużyny w ekstraklasie czy I lidze? Pierwsze kłopoty zaczęły się, gdy upadł finansujący drużyny łódzki przemysł włókienniczy. Legendarny prezes Widzewa Ludwik Sobolewski wymyślił, by oddać klub lokalnym biznesmenom. Efektem były dwa tytuły mistrzowskie zwieńczone Ligą Mistrzów. Tym samym śladem poszedł ŁKS przejęty przez Antoniego Ptaka. Oba kluby padły jednak ofiarami swoich… sukcesów. Koszty wzrosły tak bardzo, że właściciele nie byli w stanie utrzymywać drużyn. Ptak, dziś jeden z najbogatszych ludzi w Polsce, został wygoniony przez kibiców i działaczy. Dziś wszyscy przyjęliby go na kolanach. – Wyleczyłem się z piłki – mówił rok temu właściciel centrum handlowego i kilku hoteli w USA. Po jego odejściu ŁKS jako pierwszy w Polsce nie dostał licencji na grę w ekstraklasie, a przez pewien czas każdy z trzech właścicieli twierdził, że ma 49 proc. akcji.

SUPER EXPRESS

Zrzut ekranu 2015-06-22 o 09.18.51

Na łamach Superaka dwa materiały. Jeden typowo tabloidowy, drugi w miarę poważny. Szczęsny błyszczał na ślubie brata – do tego kilka zdjęć.

Wojciech Szczęsny (25 l.) wzorowo wcielił się w rolę świadka na ślubie swojego starszego brata Jana (27 l.) ze śliczną Magdaleną (27 l.). Bramkarz Arsenalu i reprezentacji Polski robiłza kierowcę, a nawet pomagał rozwijać czerwony dywan przed domem panny młodej! Wojtek bardzo wczuł się w rolę świadka. Pod rodzinny dom panny młodej w warszawskiej Radości przyjechał taksówką już kilka godzin przed ceremonią. Uśmiechnięty od ucha do ucha pomagał w przygotowaniach do uroczystości. Później wsiadł za kółko ślubnego auta, którym dowiózł parę młodą do pięknej Katedry Polowej Wojska Polskiego na warszawskiej Starówce.

Zrzut ekranu 2015-06-22 o 09.18.41

Były trener Nemanji Nikolicia twierdzi z kolei, że nowy napastnik Legii Warszawa to gwarancja zdobywanych bramek. No to cytujemy fragment:

Czego Legia może się spodziewać po Nikoliciu?

– Samych dobrych rzeczy. To piłkarz, z którym chciałby pracować każdy trener. Jako napastnik – skuteczny, jako człowiek – sympatyczny, jako kolega z drużyny – lubiany przez całą szatnię. „Niko” szybko sobie zaskarbi sympatię całej Legii.

Golami?

– W głównej mierze tak. Na Węgrzech miał średnią ponad pół bramki na mecz. W takim zespole jak Legia, który większość meczu atakuje i ma świetnych skrzydłowych, będzie się czuł jak ryba w wodzie.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Z kim o Ligę Mistrzów?

Zrzut ekranu 2015-06-22 o 09.36.15

Jak co roku: byle nie trafić na rywala z Azji.

Dobre humory jak zwykle panują w Białymstoku. – Przed losowaniem będzie jeszcze podział na grupy (wg klucza geograficznego – przyp. red.) i zapewne nie będzie on dla nas korzystny. A przeciwnika Jagiellonii łatwo znaleźć. Jak już będzie ten podział, wystarczy sprawdzić, które miasto jest najdalej od Białegostoku – z uśmiechem powiedział Michał Probierz. – Żaden Kazachstan czy Azerbejdżan! Sam jestem ciekaw, na kogo trafimy. Obyśmy nie musieli grać na sztucznej murawie, jak kiedyś z Irtyszem Pawłodar. Chcemy dojść jak najdalej, a jeśli odpaść, to z kimś poważnym, żeby nie było pośmiewiska, jak z Kazachami – przypomniał kapitan Rafał Grzyb.

Zrzut ekranu 2015-06-22 o 09.36.32

Legia ostro walczy o Michała Pazdana. Zaproponowała Jagiellonii około 700 tysięcy euro. Zawodnik ma inne opcje, ale warunki w Warszawie kuszą.

Główny temat to ewentualny transfer Michała Pazdana. Szefowie Legii byli ostatnio w Białymstoku, rozmawiali zarówno z piłkarzem, jak i jego klubem. Nieoficjalnie mówi się, że są skłonni zapłacić za obrońcę aż 700 tys. euro. Piłkarz też był zadowolony z warunków, jakie mu zaproponowano i poważnie rozważa przyjęcie propozycji. Problemem Legii jest fakt, że Pazdan ma oferty z Bundesligi. Reprezentantem Polski interesują się: Schalke 04 Gelsenkirchen, VfB Stuttgart i Hamburger SV. Wszędzie zarobi więcej niż w ekstraklasie, ale wyjazd wiąże się ze sporym ryzykiem. Nikt nie zagwarantuje mu miejsca w składzie, a bez regularnych występów trudniej będzie obronić miejsce w kadrze narodowej. Dlatego zawodnik dał sobie 2–3 dni do namysłu. W tym tygodniu podejmie decyzję.

Karol Klimczak z Lecha znów mówi: celem jest Liga Europy. Prezes, choć jego drużyna powalczy o LM, za realny uznaje ten drugi, niższy poziom.

Celujemy w fazę grupową Ligi Europy a nie Ligi Mistrzów?

– Celujemy w jak najlepszy wynik, realnie chcemy wejść wreszcie do fazy grupowej Ligi Europy, gdyby udało się coś więcej – byłoby cudownie. Oczywiście w eliminacjach do europejskich pucharów chcemy pokazać waleczność, zaangażowanie i determinację w każdym kolejnym meczu – to mogę obiecać. I zobaczymy, jakie to da rezultaty. Natomiast celem jest faza grupowa Ligi Europy, do której z eliminacji Ligi Mistrzów naszym zdaniem łatwiej jest się dostać. Wszystko zdobyte ponadto będzie w pewnym sensie spełnieniem marzeń każdego z nas.

Kiedy planujecie działania to cały czas z tyłu głowy jest to, że pół roku po mistrzostwie w 2010 roku przeinwestowaliście, wydając ponad 13 milionów złotych w jednym okienku transferowym, co do niedawna odbijało się czkawką w finansach klubu?

– My wtedy nie potrafiliśmy wykorzystać efektu mistrzostwa. Zachłysnęliśmy się tym. Uznaliśmy, że jak zdobyliśmy „majstra”, to teraz wystarczy włożyć kilkanaście milionów złotych i na lata zdominujemy ekstraklasę i wejdziemy pewnie za chwilę do fazy grupowej Ligi Mistrzów. No i… tak się nie stało. Teraz dopiero wychodzimy z tej sytuacji. Gdybym miał określić teraz nasze finanse, to bym powiedział krótko: trudna stabilizacja. Ten rok powinien być pierwszym od dawna, kiedu będziemy mieli szansę się zbilansować. Europejskie puchary mogą w tym pomóc, choć zaznaczę że my tych pieniędzy nigdy nie planujemy w budżecie. To jest taki bonus. planujemy natomiast sprzedaż zawodnika. Bez tego ciężko o zbilansowanie.

Zrzut ekranu 2015-06-22 o 09.40.18

No dobra, zacytujmy jednak ten tekst o wakacjach skróconych do minimum, który ominęliśmy przeglądając Fakt. Jak to wygląda w liczbach?

Wczoraj, po 13 dniach od zakończenia sezonu, do treningów wrócili piłkarze Legii. Jeszcze wcześniej niż wicemistrzowie Polski zajęcia wznowili zawodnicy Górnika Łęczna, Jagiellonii, Piasta i Zagłębia. Piłkarze pierwszych dwóch klubów mieli dziewięć dni wolnego. W Gliwicach urlopy były o dzień dłuższe, natomiast w Lubinie laba trwała 11 dni. Pozostałe drużyny, oprócz Śląska i Pogoni (tam treningi zaczynają się we wtorek), rozpoczynają przygotowania do nowego sezonu już dziś. Ci, którym trenerzy dali najwięcej wolnego, mogli liczyć na 15 dni urlopu. Czasu na regenerację po minionym sezonie było więc niewiele. – Czyste lenistwo trwało siedem dni. Później trzeba było już zacząć ćwiczyć według nakreślonego przez trenerów planu – mówi nam Bartosz Bereszyński, obrońca Legii. To właśnie piłkarze warszawskiej drużyny rozegrali w minionym sezonie najwięcej meczów ze wszystkich klubów ekstraklasy. Licznik legionistów zatrzymał się na 59 spotkaniach.

W mniejszych ramkach:

– Kosecki zagra w Lechii

– Sandomierski wolał Cracovię od Cypru

– Ruben Jurano bliski rozwiązania kontraktu

– Kiełb zapowiada walkę o mistrzostwo Polski

Zrzut ekranu 2015-06-22 o 09.47.23

Nie będziemy drugi raz cytować tekstu o Osuchu, który nie zamierza opuszczać Zawiszy. Lepiej fragment rozmowy z Rafałem Grzybem z Jagi.

Jaki temat miała pana praca inżynierska?

„System osuszania budynków”. Po zalaniach, wyciekach, przy budowie domów na gruntach podmokłych. Jeśli dziś miałbym się tym zająć, musiałbym sobie poprzypominać wiele rzeczy. Z nauką nie miałem kłopotów. Dopiero ostatnie pół roku było trochę uciążliwe. Wtedy byłem już w Polonii Bytom i musiałem dojeżdżać na Politechnikę Świętokrzyską do Kielc. Ale uprzedzając następne pytanie: malucha już nie miałem, dojeżdżałem oplem corsą (śmiech).

Kogo by zapytać, Rafał Grzyb wymieniany jest jako najbardziej niedoceniany zawodnik Jagiellonii.

Mojej pracy na boisku właściwie nie widać. Kto zapamiętuje defensywnego pomocnika? Każdy zna strzelca gola czy bramkarza, który popisze się świetną interwencją. A mrówczą robotę trudno zapamiętać. Jednak brak sławy absolutnie mi nie dokucza. Nie zwracam na to uwagi.

Na koniec zacytujemy prezesa Wisły Roberta Gaszyńskiego, który przekonuje, że jego zawodnicy mają za co żyć. Dostają część wypłat.

Wiele mówi się o zaległościach, ale od lutego nie było miesiąca, by piłkarze nie otrzymali przelewu. Nie były to pełne kwoty, ale nie było też tak, że ktoś pozostał bez środków do życia. Czasem przelewy otrzymywali wcześniej – jak przed świętami wielkanocnymi, czy wakacjami. Zawodnicy mają rodziny i wykonując pracę, powinni otrzymywać wynagrodzenie. Większość zaległości wobec piłkarzy to sprawy, które narosły w znacznie wcześniejszym okresie. W tej chwili jest robiony olbrzymi wysiłek organizacyjny, by zarządzać zobowiązaniami z przeszłości.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...