Reklama

Poznański dom wariatów. Djoum leci po bandzie.

redakcja

Autor:redakcja

15 czerwca 2015, 12:43 • 2 min czytania 0 komentarzy

Arnaud Sutchuin-Djoum. Możecie nie kojarzyć nazwiska, bo facet jest właściwie anonimem. Głośno wymienia się go wyłącznie przy rozliczaniu działu skautingowego Lecha, który potężnie przestrzelił polecając Arnauda do poznańskiego klubu. Generalnie gość bez historii, o którym zapewne zapomnielibyśmy równie szybko jak o Aleksie Bruno z Widzewa, albo innym Jorge Kadu, gdyby nie fakt, że…

Poznański dom wariatów. Djoum leci po bandzie.

Facet chyba sfiksował. Chcielibyśmy wierzyć, że to jakiś błąd w tłumaczeniu, albo belgijskie prima aprilis, ale chyba nie. Jeśli wierzyć tłumaczeniu Onetu – Sutchuin-Djoum pożalił się gazecie „Nieuwsblad”, że pobyt w Polsce to koszmar.

Zgadnijcie, co mogło być czynnikiem, który zepsuł chłopakowi cały sezon? Co mogło być czynnikiem, przez który Djoum kompletnie się rozsypał i postanowił zwierzyć ze swoich trosk prasie? Wyzwiska? Przemoc na tle rasowym? Ostre rozmowy przedmeczowe z chuliganami Lecha? Transparenty o „żelu i furach”, które swego czasu rozwieszali fanatycy „Kolejorza”? Może jakieś nieprzyjemne scysje na treningach, albo zaległości z wypłatami?

Otóż nie. W Djoumie największe obrzydzenie wywołała… feta lechitów po zdobyciu mistrzostwa. – Zdobyliśmy decydujący punkt w meczu z Wisłą Kraków. Po końcowym gwizdku cały stadion zamienił się w dom wariatów. To nie było normalne. No ale było zapewne rezultatem frustracji pięciu ostatnich lat bez mistrzostwa – opowiada belgijski zawodnik.

„Dom wariatów”. Oczywiście w idealnym świecie Belga po zdobyciu mistrzostwa cały zespół udaje się do szatni, w której po uroczystym podziękowaniu trenera każdy z zawodników wypija symboliczną lampkę szampana, a następnie pedałuje na rowerze do klubokawiarni na solidne frappe z szarlotką. W ramach folgowania po sukcesie chętni mogą jeszcze zjeść kawałek bezglutenowej pizzy warzywnej, ale na tym koniec.

Reklama

To jednak nie koniec. Zgodnie z oczekiwaniami, Djoum poruszył bowiem również kwestie rasizmu Polaków. Niestety, okazało się, że nikt go nie pobił, nikt go nie zwyzywał, ani nawet nie opluł. Na szczęście rzutki Belg znalazł inny dowód na porażającą ksenofobię poznaniaków. – Jeśli chodzi o przemoc na stadionach czy rasizm to nie było tak źle, ale na ulicy czy w restauracji musieliśmy dłużej czekać. Po prostu dawano nam do zrozumienia, że jesteśmy inni – żali się były już zawodnik Kolejorza.

Rasistowscy kelnerzy w domu wariatów. Djoum w kreowaniu narracji radzi sobie zdecydowanie lepiej niż na murawie. Ale „inny” faktycznie jest. To mu trzeba oddać.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...