Dwa dni temu opisywaliśmy historie Jonasa Gutierreza i jego smutnego pożegnania z Newcastle. To, co nas zastanawiało w jego wypadku, to brak jakiegokolwiek oficjalnego pożegnania, brak jakiegokolwiek gestu ze strony klubu dla zawodnika, który w barwach Newcastle nie tylko grał przez siedem lat, ale i… walczył z rakiem, którego ostatecznie udało mu się pokonać. Gość stał się inspiracją i symbolem dla wielu ludzi na całym świecie, a Newcastle pogoniło go jak wypożyczonego juniora, albo przepłacanego i skłóconego z zarządem gwiazdorka.
Całość znajdziecie TUTAJ.
Dziwiliśmy się, ale tłumaczyliśmy sobie, że może w kuluarach wszystko wyglądało inaczej. Może Gutierrez dostał istotnie jakąś propozycję pracy w dziale marketingu, skautingu, czy ogółem firmowania swoim wizerunkiem marki Newcastle? Może działacze ustalali z nim szczegóły pożegnania i sam zawodnik życzył sobie ciszy? Oczywiście, pamiętaliśmy o tweecie Argentyńczyka:
Two things I learn from my illness how you can support a player (newcastle fans) and how you leAve a player alone (newcastle owner)
— jonas gutierrez (@elgalgojonas) May 29, 2015
Ale łudziliśmy się jeszcze, że to jakieś nieporozumienie, które wkrótce zostanie odkręcone przez skruszonych działaczy. Komu jak komu, ale facetowi, który w barwach “Srok” gra od 2008 roku, który pozostał wierny Newcastle nawet na dole, po spadku z Premier League, należy się coś więcej, niż krótkie “szukaj nowego klubu”. Szybko okazało się jednak, że w Newcastle jest gorzej, niż się spodziewaliśmy.
Dziś BBC ujawniło kulisy zwolnienia Gutierreza i Ryana Taylora, który również nie otrzymał oferty nowego kontraktu. – John Carver zadzwonił do mnie i powiedział, że nie przedłużymy kontraktu. Potem poprosił, żebym podał telefon Jonasowi. To było niewiarygodne – opowiada Taylor.
Epoka 2.0. Nie dziwi już zerwanie przez Facebooka, więc czemu ma dziwić zwalnianie piłkarzy przez telefon. Cześć Ryan, już u nas nie pracujesz. Daj Jonasa, muszę z nim pogadać. Rety. Imponująca bezczelność. Obaj zawodnicy przyznali jednak, że Carver tylko wykonywał polecenia “góry”, od dawna działającej w poprzek oczekiwań kibiców Newcastle.
Klasa. Mike Ashley, w Newcastle człowiek numer jeden, zna to pojęcie jak nikt inny.