Kolejnej nieudanej rundy potrzebował Adam Matuszczyk, żeby zrozumieć, że w Kolonii już go nie chcą. Kiedy klub chciał pozbyć się go już zimą, on odpowiadał: nie odejdę, powalczę. No i powalczył tak, że już wiadomo, że stracił pół roku, a latem – jak podaje Kicker – przeniesie się do Eintrachtu Brunszwik.
Matuszczyk w ostatnich miesiącach chciał walczyć z przeznaczeniem. Jesienią trzykrotnie wychodził w pierwszym składzie, zdarzyły się też jakieś ogony, ale w ostatnim meczu roku dostał paskudną wędkę. Koeln grało wtedy z Wolfsburgiem, Matuszczyk wszedł w przerwie i po 17 minutach… znów był poza boiskiem. Decyzję podjął trener. Trudno o większy policzek.
Ani takie traktowanie, ani otwarte wypowiedzi, że pora się żegnać, na piłkarzu nie zrobiły wrażenia. Kicker już zimą informował, że klub nie przedłuży z nim wygasającego latem kontraktu. Matuszczyk, żeby tę informację przetrawić, potrzebował pół roku. Jedyne, co w tym czasie zyskał, to kwadrans gry w Bundeslidze. Trafiło mu się też 90 minut w rezerwach, które przegrały 1:5 z rezerwami Borussii Moenchengladbach.
Matuszczyk przechodzi więc do drugoligowca. Na tym poziomie rozgrywek miał wylądować już zimą. Wtedy chciało go TSV 1860 Monachium. Eintracht Brunszwik, przyszły klub Polaka (gra w nim już Rafał Gikiewicz), walczy jednak o awans, więc kto wie – może okaże się, że Adam pozostanie w elicie?
26-letni pomocnik ten sezon z pewnością może spisać na straty, w poprzednim – kiedy Koeln również było na zapleczu – też nie zagrał zbyt wiele. My natomiast pamiętamy go głównie z dwóch sytuacji: jak kiedyś strzelił dwa ładne gole Hoffenheim (pięć lat temu!) i to, co wygadywał o nim Franciszek Smuda. Musimy się posłużyć screenem, bo przez palce chyba nam to nie przejdzie…
W Kolonii tej opinii nie podzielali. Albo po prostu brakło Bandrowskiego.
Fot. FotoPyK