Dzisiejszym meczem z Hull City, Arsenal znów pokazał, że jeśli zaistnieją sprzyjające okoliczności, to potrafi grać niesamowicie efektownie i przyjemnie dla oka. Przeciwnik wbrew pozorom nie był byle jaki. Harde chłopaki Steve’a Bruce’a co prawda bronią się przed spadkiem, ale słowo “bronią” ma w tym przypadku wydźwięk bojowy. Kanonierzy zagrali naprawdę dobry futbol. Pech chciał, że dwie z trzech, w wygranym 3:1 meczu bramek, padały po rykoszetach.
Odbiór tej relacji może być taki, że za bardzo się podpalamy, ale mamy słabość do pięknej gry. Tak jak po ostatnich miażdżących wynikach wychwalaliśmy Barcelonę, tak teraz ukłon należy się w stronę drużyny Arsene’a Wengera. Wynik tego nie odzwierciedla. Nawet same bramki nie przedstawią pełnego obrazu meczu. Liczba piętek, fantazyjnych zgrań, prób strzałów z dziwnych pozycji, rajdów na pełnej szybkości… Na tablicy tego nie widać.
Czasem przyjemniej obejrzeć cudowną akcję, graną na pierwszy kontakt, jak wewnątrz pinballa, zakończoną słabym strzałem, niż byle jakiego farfocla, który wpada do siatki. Tak jak wpadły strzały Alexisa Sancheza i Aarona Ramseya. Wieczór pełen paradoksów. Mamy wrażenie, że trio Sanchez-Oezil-Giroud i podłączający się pod nich kapitalny Santi Cazorla w przyszłym sezonie mogą nieźle namieszać. Do tego podanie Ramseya przy drugim trafieniu Alexisa… Bajka. Nie wszystkie mecze wychodzą im na maksymalnym poziomie. Wiele wymaga jeszcze dopracowania i zazębienia, ale rozumieją się chyba co raz lepiej.
Do gry z przytupem, po kilkumiesięcznej przerwie, wrócił Jack Wilshere, od razu wniósł życie i – przynajmniej jak na razie – sporo wiatru. Od momentu wejścia z ławki był jednym z najlepszych na boisku. Co można dodać na temat Hull City? Robili to, co potrafią najlepiej, czyli walczyli. Szkoda, że jedno z bardziej znanych nazwisk, czyli Tom Huddlestone, miał głowę w chmurach. Gdyby podawał celniej i nie tracił durnych piłek, mecz mógłby być bardziej wyrównany.
A tak Arsenal niebezpiecznie zbliża się do drugiego miejsca w tabeli, mając tyle samo punktów co Manchester City i jedno zaległe spotkanie. W następnej kolejce na Emirates Stadium zamelduje się stary znajomy – Łukasz Fabiański.