Reklama

Mistrzostwa Anglii nie ma, ale też jest przyzwoicie. FC United of Manchester

redakcja

Autor:redakcja

27 kwietnia 2015, 14:59 • 4 min czytania 0 komentarzy

Ciężko znaleźć w świecie futbolu naród równie przywiązany do swoich ukochanych lokalnych klubów jak Anglicy. Wyspiarze mają zwyczajnego fioła na punkcie futbolu, a udowadniają to zarówno ich niekończące się tyrady na temat wyższości Premier League nad wszystkimi innymi ligami świata, jak i frekwencje, nawet na tych najmniejszych stadionach. Tłumy “zwykłych” ludzi walących pociągami na wyjazdowe mecze ze śmiertelnymi rywalami, dziadkowie w pubach przykuci do kufla i ekranu telewizora, wypchane sektory nawet na spotkaniach w Championship czy nawet trzeciej ligi.

Mistrzostwa Anglii nie ma, ale też jest przyzwoicie. FC United of Manchester

Nic dziwnego, że tak niechętnie oddają jakikolwiek skrawek swoich “skarbów”. Wysoce wrażliwych kibiców z Anglii drażni mała liczba rodaków w składach ich zespołów, drażni ściąganie czegokolwiek z zagranicy, wreszcie bardzo drażni ich każda zagraniczna fortuna kręcąca się w okolicy klubu. Czasem przybiera to formę nieśmiałych protestów – jak choćby wszelkie szyderstwa z “arabskiego” Manchesteru City, czasem zaś… Cóż, czasem zaś forma sprzeciwu przeciw globalizacji angielskiego futbolu zawstydza największe organizacje antyglobalistyczne na świecie.

Chodzi naturalnie o przypadek Manchesteru United. Wszyscy doskonale pamiętają zawirowania wokół struktury udziałowców klubu. Gdy okazało się, że duma czerwonej części robotniczego miasta ma trafić w amerykańskie ręce, Anglicy momentalnie rozkręcili kilka inicjatyw przeciw sprzedaży ich ukochanego diamentu “obcym” inwestorom. Wspomnieć wypada choćby o słynnej zmianie kolorów obowiązujących na trybunach. By oddać hołd tradycji (i zaoponować wobec amerykanizacji United) kibice zaczęli paradować w “oldskulowych” żółto-zielonych barwach.

https://img.thesun.co.uk/aidemitlum/archive/01003/becks_1003989a.jpg

Często razem z hasłem: “go out Glazers”. Jak się miało wkrótce okazać – żaden kibicowski protest nie jest jednak w stanie zatrzymać rozsądnej inwestycji. Manchesterem United zaczęli rządzić Amerykanie i na tym pewnie skończyłaby się cała historia, gdyby nie… FC United.

Reklama

FC United of Manchester. Rok założenia – 2005. Choć biorąc pod uwagę angielskie skrzywienie na punkcie tradycji – pewnie woleliby być utożsamiani z 1878 i Newton Heath Lancashire and Yorkshire Football Club. Pisaliśmy o nich już kilka razy, zawsze dziwiąc się, że nawet w takim miejscu jak Manchester, nawet przy tak olbrzymim klubie jak “Czerwone Diabły” znajduje się pasjonatów, którzy wolą kopać się na kartofliskach, byle móc o sobie powiedzieć: “nie sprzedałem duszy”. To właśnie naczelne hasło FC United of Manchester, które prowadzi ich przez najniższe angielskie ligi.

Dlaczego piszemy o nich akurat teraz? Cóż, nadszedł chyba przełomowy moment dla wielu fanów tego zespołu. Początkowy entuzjazm, który pozwalał im utrzymywać średnią frekwencję na poziomie przeszło 3000 widzów, stopniowo wygasał. Fajnie było traktować całość jako happening, do którego zresztą zaprzęgnięto między innymi brata Ryana, Rhodriego Giggsa. Fajnie było fetować kolejne awanse – z dziesiątej ligi, potem z dziewiątej i tak co sezon. Gorzej, gdy marsz w górę zatrzymał się na siódmym poziomie rozgrywkowym. Gorzej, gdy okazało się, że Glazerowie wcale nie opuszczą szybko “Czerwonych Diabłów” i pół-klub, pół-protest trzeba przebudować w profesjonalnie zarządzany podmiot, który przyniesie “rebeliantom” radość na długie lata.

Ewolucja była aż nazbyt widoczna. Początkowy hurraoptymizm musiał się zamienić w pracę u podstaw. Obecnie FC United of Manchester ma więc nie tylko swój zespół w siódmej lidze, ale i rezerwy, zespoły młodzieżowe, własną akademię oraz… drużynę kobiet. Mało? Właśnie trwa budowa własnego stadionu, Broadhurst Park, ufundowanego właśnie przez zbuntowanych kibiców. To oni również opłacają piłkarzy, formują budżet i pchają cały ten wózek do przodu. “Pchanie” wychodzi im zresztą całkiem przyzwoicie. To obrazki sprzed kilku dni.

Świętowanie na całego, w całkiem solidnej liczbie i oczywiście z udziałem klubowych działaczy, wciąż pozostających bardziej fanatykami, aniżeli biznesmenami pod krawatem. Po spotkaniu ze Stourbridge FC, “Czerwone Diabły” zdobyły bowiem upragniony awans do “Conference North”, czyli szóstej ligi angielskiej. Po sześciu sezonach na siódmym szczeblu, po czterech przegranych play-offach o awans – sukces.

Reklama

Upragniony sukces to zresztą tylko początek bodaj najlepszego roku trwającej dokładnie dziesięć lat historii FC United of Manchester. Buntownicy bowiem nie tylko ugrali awans, nie tylko świętują dekadę na rynku futbolowym, ale i z pompą otwierają wspomniany własny stadion. Za miesiąc bowiem kolejny krok – po uzyskaniu promocji do szóstej ligi, FCUM zmierzy się z… Benficą. Portugalczycy mają przyjechać do Manchesteru w końcówce maja by sparingowym meczem ze świeżo upieczonym szóstoligowcem otworzyć Broadhurst Park.

https://oi61.tinypic.com/2lnhlp0.jpg

Szósta liga, spory budżet, budowanie z własnych pieniędzy obiektu, mecz z liderem ligi portugalskiej. Kto byłby w stanie rozpisać taki scenariusz 2015 roku dekadę temu, gdy garstka zatwardziałych przeciwników familii Glazerów tworzyła swój własny, wspólny, wymarzony Manchester United? Nie musisz sprzedawać duszy. Choć…

Ten “brak sprzedaży duszy” jest całkiem drogi. By ruszyła budowa Broadhurst Park trzeba było uciułać dwa miliony funtów. Nie psujmy jednak romantycznej historii o wariatach, którzy dotarli do tego wszystkiego wyłącznie siłą ich własnej pasji.

Najnowsze

Anglia

Komentarze

0 komentarzy

Loading...