Ostatnie losowanie łysego w tym sezonie. On jedzie na wczasy, my nie możemy się doczekać półfinałów. Jak to dobrze, że chociaż raz mecze Ligi Mistrzów nie będą ze sobą kolidować, można będzie obejrzeć wszystko na spokojnie. A na rozkładzie jazdy mamy dwa małe finały (choć biorąc pod uwagę siłę Barcy i Bayernu słówko „małe” ledwo przechodzi nam to przez gardło), a także Juve, które spróbuje zaskoczyć Real mierzący w historyczną powtórkę triumfu w LM. Będzie gorąco? Mało powiedziane. To są starcia o temperaturze wrzenia.
Przedwczesne finały na Camp Nou i Allianz Arena
Pep, człowiek, którego stworzyła Barca, a który potem w pełni jej się odwdzięczył pisząc wybitny rozdział w historii klubu. Prawda jest taka, że gdziekolwiek by nie pracował, z kim by ile nie osiągnął, to czytasz Guardiola, myślisz Barcelona. Związek nierozerwalny, spojony sukcesami. Tymczasem teraz stało się to, co prędzej czy później musiało się stać: Pep stanie po drugiej stronie barykady. Spróbuje rzucić ukochany klub na kolana.
Faworyta, oczywiście, nie ma. To zderzenie buldożerów, walec kontra walec. Będzie zwarcie, ale miejmy nadzieję, że efektowne, a nie przypominające bokserski klincz. Guardiola wie o Barcelonie wszystko. O jej kluczowych zawodnikach, z Messim na czele, również. Nie ma na świecie człowieka, który miałby większą szansę szczegółowo rozpracować tą drużynę. To jednak miecz obosieczny – tak samo nigdzie nie znają lepiej warsztatu Pepa, niż na Camp Nou. Szukamy więc przewagi, czegoś, co może zaważyć, ale zwyczajnie ciągle się to wyrównuje. Bo pamiętajmy też: choćby nie wiem jak dobrze obie strony znały się nawzajem, to i tak aktorami tego widowiska będą geniusze. A jeśli o takich chodzi, to sama znajomość ich arsenału nie wystarczy, by ich zatrzymać.
Według „El Periodico” Pep najbardziej chciał uniknąć Barcy, a Luis Enrique Bayernu
Wśród nich będzie oczywiście Robert Lewandowski, bo umówmy się, miewał gorsze okresy w Bayernie, ale teraz? To jeden z ciągnących monachijski wózek, a który należał do głównych organizatorów demolki z Porto. Wielka scena ponownie gotowa dla Polaka, a oczekiwania wobec niego są gigantyczne. Wszystko poniżej bramek i asyst będzie rozpatrywane w kategoriach rozczarowania, oto najlepszy dowód na to, jak wysoko wjechał aktualnie Robert.
Powrót do przeszłości
Trzeba wrócić też myślą do 0:7 w dwumeczu pomiędzy Barcą i Bayernem sprzed dwóch lat. Osierocona przez Pepa drużyna zebrała lekcję. Baty, o jakich myślano, że nie jest w stanie wymierzyć im nikt.
***
Szampany w Madrycie
Nie oszukujmy się: w Madrycie dzisiaj strzelają szampany. Nasi niezawodni fotoreporterzy uchwycili Carletto tuż po losowaniu, sami widzicie, że raczej nie wylewał łez. Nie dość, że Real trafił na Juve, to jeszcze rewanż zagra u siebie. Bianconeri prawdopodobnie zagrają bez swojej największej gwiazdy, czyli Pogby, a jeśli nawet Francuz zdąży się wykurować, to kto wie w jakiej będzie formie?
Szanujemy Juventus. Twarda drużyna, pełna silnych charakterów, a przy tym mająca też indywidualności z najwyższej półki. Buffon – chodząca charyzma, Tevez – ciągle wybitny gracz. To bezwzględnie ekipa, która w tym sezonie która zasłużyła na awans do półfinału. Ale też w tej konkretnej czwórce każdy chciał na nią trafić i miał ku temu powody. Cała reszta to już światowy top, najlepsi z najlepszych, podczas gdy Juve dopiero do tego miana aspiruje. Puka do drzwi bankietu, gdzie Barca, Bayern i Real mają stałą rezerwację vipowską, są bywalcami, królami parkietu.
Gdzie szukać argumentów za mistrzami Włoch? Mogą się skupić na Lidze Mistrzów, bo w Serie A mogliby dziś już grać primaverą, a i tak dowieźliby scudetto do końca. Real czekają natomiast diabelnie ciężkie spotkania w Primera Division, między innymi z Valencią i Sevillą, a wyścig o triumf w La Liga wciąż trwa, odpuszczania nie będzie. Poza tym Juventus też potrafi murować, neutralizować rywala – w tej edycji stracili łącznie tylko pięć bramek, a w fazie pucharowej raptem jedną. Real będzie miał mur do przebicia.
Dodatkowe smaczki, akcenty? Oczywiście tych na szczytach nigdy nie brakuje, można wspomnieć o Carletto w Turynie, można o Buffonie, który już raz zatrzymał w półfinale Real. My zwracamy uwagę jednak przede wszystkim na Moratę. Ktoś wyciągnie z szafy historię Morientesa, który odpalony z Madrytu w barwach Monaco wyrzucił „Królewskich” z LM i pewnie włoska prasa podpompuje ten balonik. Za wielu szans Hiszpan pewnie nie otrzyma, ale trzeba przyznać, że motywacji pewnie będzie miał za jedenastu.
Powrót do przeszłości
Juventus ostatni raz grał w półfinałach w 2003 roku. Na kogo wtedy wpadł? Oczywiście też na Real. Inne czasy – z jednej strony Galacticos, z drugiej bajeczna ekipa z Turynu: Del Piero, Nedved, Trezeguet, Davids.
Wspólnym mianownikiem oczywiście Buffon, który w powyższym spotkaniu obronił nawet karnego
***
Wiadomo było, że w LE w rolę Juve wcielało się Dnipro i każdy chciał na nie trafić. Koniec końców Ukraińcy trafili chyba najgorzej jak mogli biorąc pod uwagę formę Napoli w tych rozgrywkach. Ekipa Beniteza nie zostawiła złudzeń Trabzonsporowi (5:0 w dwumeczu), Dynamo Moskwa (3:1) i Wolfsburgowi (6:3). Szanując rezultaty Dnipro trzeba przyznać, że na papierze lepsi od VFL na pewno nie są.
Co do Fiorentina – Sevilla to zapowiada się kawał dwumeczu, na pewno będziemy mieli co robić w dwa czwartkowe wieczory. Stylem obie bandy mocno się różnią: Sevillę jednak utożsamiamy z twardą grą, podczas gdy Kibicujemy oczywiście Sevilli, bo gra tu Krychowiak i chcemy obejrzeć Polaka w finale na Narodowym, Fiorentina z kolei ma szansę drugi raz w tym sezonie zagrać w Warszawie – pamiętajmy, że latem grała tu sparing z Realem.