Real Madryt to najbardziej utytułowana drużyna w historii europejskich rozgrywek. Królewscy jako pierwszy zespół w historii dorobili się dziesiątego zwycięstwa w Pucharze Europy/Lidze Mistrzów. Dzisiaj jednak na to niebywałe osiągnięcie rzucił cień jeden z twórców tych rozgrywek, Jacques Ferran. Francuz stwierdził na łamach La Vanguardii, że losowanie rywali w inauguracyjnych rozgrywkach Pucharu Europy było ustawione, tak, by Real Madryt trafił w pierwszej rundzie na słabego rywala.
Jacques Ferran to człowiek-legenda. Jest byłym redaktorem naczelnym France Football i L’Équipe, jednak najbardziej zasłynął z działalności pozadziennikarskiej. Ferran pomógł Gabrielowi Hanot stworzyć Puchar Europy, który z biegiem lat stał się najciekawszymi klubowymi rozgrywkami na świecie. Sam pomysł stworzenia takiego turnieju nie był niczym nowym – wcześniej odbywały się tego typu rozgrywki, jednak były one znacznie ograniczone. Bardziej przypominały lokalne rozgrywki europejskie – w jednych występowały kluby z Belgii, Szwajcarii i Holandii, w innych tylko zespoły z lig odbywających się na terytorium Austro-Węgier. Bezpośrednim poprzednikiem Pucharu Europy był Puchar Łaciński, w którym grały kluby z Francji, Włoch, Hiszpanii i Portugalii. Cztery kraje, cztery drużyny i miano najbardziej prestiżowego turnieju w Europie. Do momentu, gdy swój plan w życie wprowadzili Hanot i Ferran.
Francuzi mieli szersze horyzonty. Nie odpowiadało im ograniczenie wcześniejszych turniejów, gdyż o żadnym z nich nie można było powiedzieć, by wyłaniały najlepszą drużynę klubową Europy. Nie, każdy był ograniczony do wąskiej ilości krajów-uczestników, przez co żaden nie dawał odpowiedzi na najważniejsze pytanie – kto najlepiej gra w piłkę na Starym Kontynencie. Zwłaszcza, że pytanie to wbrew pozorom nie pozostawało wcześniej bez odpowiedzi – brytyjska prasa buńczucznie ogłaszała najlepszą drużyną Europy Wolverhampton Wanderers, które regularnie wygrywało sparingi z czołowymi klubami z kontynentu. Hanot był tym oburzony. Zanim ogłosimy, że Wolverhampton jest nie do pokonania, niech Anglicy najpierw pojadą do Moskwy, lub Budapesztu. Poza tym jest jeszcze kilka innych drużyn o uznanej, międzynarodowej marce – AC Milan i Real Madryt są dwoma z nich. Powinny odbyć się klubowe mistrzostwa świata, lub chociaż Europy. Francuz stwierdził, że najwyższa pora skończyć z domysłami i ruszył tryby wielkiej machiny.
Na łamach L’Équipe opisał swój pomysł na to, jak powinien wyglądać Puchar Europy, a jego idea przypadła do gustu największym szychom europejskiej piłki. Jedną z nich był prezes hiszpańskiej federacji, który w liście do Hanota pisał: – Projekt ten wybitnie przypadł do gustu zarówno mi, jak i mojemu przyjacielowi, Santiago Bernabeu, który jest prezydentem Realu Madryt. Jesteśmy gotowi do tego, by przyjąć na jego mogącym pomieścić sto tysięcy widzów stadionie wszystkie czołowe kluby Europy. Problem jednak w tym, że gotowe na wprowadzenie tego projektu w życie nie były ani FIFA, ani dopiero co uformowana UEFA. Hanot jednak się tym nie zraził i stwierdził, że skoro tak, to on sam zorganizuje ten turniej pod egidą L’Équipe. W kwietniu 1955 roku zaprosił do Paryża przedstawicieli czołowych klubów, a podczas spotkania wyciągnięto wspólny wniosek – Puchar Europy trzeba rozegrać już w tym roku, na jesieni.
Zaniepokoiło to FIFĘ, która poczuła się zagrożona. Inne, obce ciało miałoby organizować oficjalny turniej o bardzo dużym potencjale? Brzmiało to jak niebezpieczny precedens. Miesiąc po paryskim spotkaniu, FIFA zorganizowała własne, w Londynie, podczas którego ustalono, że oficjalnie zaakceptuje Puchar Europy, pod warunkiem, że biorące w nim udział kluby dostaną pozwolenie od swoich krajowych federacji (takowej nie dostała Chelsea), a cały turniej zostanie zorganizowany przez UEFA.
W ten sposób Hanot spełnił swoje marzenie i doprowadził do powstania Pucharu Europy. W pierwszej edycji wystąpiło osiemnaście drużyn, w tym między innymi Real Madryt, Milan, PSV Eindhoven i… Gwardia Warszawa. Kawał pięknej historii, na którą Ferran rzuca po niecałych sześćdziesięciu latach spory cień. Sam potwierdził w wywiadzie, że podczas inauguracyjnych rozgrywek Pucharu Europy losowanie spotkań było ustawione tak, by Real Madryt, późniejszy triumfator, trafił w pierwszej rundzie na słabego rywala. Cel – zminimalizowanie szans na to, że Królewscy, czołowa drużyna Europy w tamtych czasach, odpadną już na samym początku rozgrywek, a wszystko to na życzenie Santiago Bernabeu. – Prezydent Realu poprosił nas, by mogli zagrać w Szwajcarii i odwiedzić Don Juana (będącego na wygnaniu w Szwajcarii Króla Hiszpanii) i najlepsze drużyny nie zostały wyeliminowane już na początku. Realowi dobrano więc Servette Genewa, z którym Hiszpanie rozprawili się bez najmniejszych problemów. U siebie wygrali 5:0, na wyjeździe dołożyli kolejne dwie bramki i spokojnie przeszli do kolejnej rundy.
Trudno mieć w tej chwili jakieś wątpliwości co do tego, że Real zasłużył na bycie pierwszym mistrzem Europy. O ile początek miał z pewnością ułatwiony, o tyle potem i tak musiał sobie przecież poradzić z Partizanem Belgrad (4:0, 0:3), Milanem (4:2, 1:2), a na koniec wygrać 4:3 w finale ze Stade Reims, dzięki bramkom Alfredo Di Stefano, Riala i Marquitosa. Trudno jednak nie czuć niesmaku na wieść o tym, że już w historii pierwsze rozgrywki Pucharu Europy nie były do końca czyste. Kto wie, czy nie lepiej byłoby, gdyby Ferran zabrał tę wiedzę do grobu.
MICHAŁ BORKOWSKI