15 grudnia 1995 na zawsze zmienił przyszłość piłki nożnej. To wtedy sprawę w sądzie wygrał Jean-Marc Bosman, a Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej uznał, że każdy piłkarz w UE posiada prawo do dowolnej zmiany kluby w chwili, gdy wygaśnie mu kontrakt z obecnym zespołem. Teraz możemy mieć do czynienia z podobnym precedensem – niemiecki sąd orzekł, że dla piłkarzy, tak jak wszystkich innym pracowników, trzecia podpisana umowa o pracę z tym samym klubem powinna być umową na czas nieokreślony. Innymi słowy, po podpisaniu trzeciej umowy klub będzie musiał opłacać piłkarza do jego emerytury.
Wygląda więc na to, że niedługo w piłkarskim słowniczku obok Prawa Bosmana może pojawić się pojęcie Prawo Muellera. O co chodzi? Otóż Heinzowi Muellerowi w 2014 roku skończył się kontrakt z FSV Mainz. Co ważne, był to jego trzeci kontrakt z tym klubem. Niestety dla Muellera, władze Mainz uznały, że 36-letni bramkarz nie jest już im potrzebny i postanowiły, że czwartego kontraktu Niemiec nie dostanie. Z pozoru – normalna sytuacja, jakich tysiące, koniec kontraktu, piłkarz zostaje wolnym zawodnikiem, nie ma o czym gadać.
Tymczasem sędzia Ruth Lippa uznała, że zgodnie z prawem, Mueller wciąż jest piłkarzem Mainz, ponieważ po dwóch podpisanych umowach na czas określony, niemiecki klub miał obowiązek zaoferować Muellerowi umowę na czas nieokreślony. Innymi słowy, każdy klub w Niemczech podpisując trzecią umowę z piłkarzem staje się z nim związany do czasu, aż ten postanowi zakończyć karierę, lub osiągnie wiek emerytalny. Brzmi to jak spóźniony żart z prima aprillis, jednak sytuacja jest poważna – ten wyrok może mieć ogromny wpływ na przyszłość piłki nożnej, ponieważ podobne prawa pracownicze istnieją także w innych państwach. Wyobrażacie sobie Barcelonę i Real opłacające ogromne gaże Messiego i Ronaldo do końca ich zawodowej kariery, powiedzmy, w wieku siedemdziesięciu lat? Żaden klub nie udźwignąłby takich obciążeń dla budżetu. Byliby dosłownie ustawieni finansowo do końca życia.
Nic dziwnego, że na niemieckie kluby padł blady strach. W przypadku umowy na czas nieokreślony klub praktycznie nie miałby możliwości zwolnienia swojego zawodnika. Zgodnie z tym wyrokiem po jakimś czasie musiałyby utrzymywać kadrę liczoną nie w dziesiątkach piłkarzy, a w setkach – kto wie, może w związku z tym kluby zaczęłyby organizować rozgrywki over-40 i over-50? Specjalista od niemieckiego prawa sportowego, Christof Wieschemann, twierdzi, że jedyna nadzieja Mainz i reszty klubów sportowych w Niemczech leży w tym, że Mainz wygra apelację. – FSV Mainz odwołało się od wyroku sądu, więc nie jest on jeszcze obowiązujący. Jednak jeśli Heinz Mueller wygra także w sądach wyższej instancji, wówczas wynik tego procesu będzie miał jeszcze większy wpływ na piłkę nożną niż Prawo Bosmana.
Jedyna nadzieja dla niemieckiego futbolu leży w tym, że wyrok zasądzony przez Ruth Lippę może jeszcze zostać uchylony w sądzie wyższej instancji. Adwokat FSV Mainz twierdzi, że nie można porównywać piłkarzy do innych pracowników ze względu na ograniczony czas przydatności zawodowej, za co zawodnicy dostają gratyfikację w postaci bardzo wysokich zarobków. Brzmi to sensownie, pytanie tylko, czy sąd przychyli się do tej argumentacji.
Pewne jest jedno – Mainz w sądzie będą kibicowały wszystkie niemieckie kluby.