Widzew Łódź stara się być klubem poważnym. Podobno takim na miarę Ligi Mistrzów, ale najpierw przecież musi zostać klubem szanowanym w I lidze polskiej. No więc Widzew próbuje i próbuje, ale cały czas nie bardzo to wychodzi. Śledzimy te starania z uśmiechem na twarzy, a także – nie da się ukryć – z lekkim zażenowaniem. Do i tak długiej już listy wpadek i niedorzeczności możemy dopisać kolejną pozycję. A nawet dwie, czyli jak to w Widzewie – na bogato.
Stawowy zrobił zimą wielkie wietrzenie szatni, klub opuściło dwunastu piłkarzy, a w ich miejsce ściągnięto jedenastu nowych. Wśród tych drugich: doświadczony Japończyk Kosuke Kimura, znani z boisk Ekstraklasy: Bernhardt, Lisowski czy Straus, a także kilku mniej lub bardziej (raczej mniej) rozpoznawalnych piłkarzy. Znalazło się też miejsce dla niejakiego Maksyma Kowala. I to właśnie jego osoby awizowane wpadki dotyczą.
Maksym Kowal. Być może kojarzycie to nazwisko, był taki bramkarz w Dynamie Kijów, podobno bardzo zdolny. Ale to nie ten. Widzew zakontraktował innego Maksyma Kowala. CV tego piłkarza to bardzo ciekawa lektura. Prowincjonalne i uniwersyteckie kluby w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych. Dalej – Stary Kontynent, a konkretnie Anglia. Barnstaple Town, Tiverton Town, Carlton Town. Jak przeczytaliśmy, ósmy poziom rozgrywkowy. Nie brzmi to poważnie, ale ktoś w Widzewie wpadł na dość szalony pomysł (zgadnijcie kto), że Kowal się przyda.
Niestety dla Widzewa i Kowala – a dla nas i dla kibiców zapewne “na szczęście” – piłkarz ten nie będzie miał okazji zaprezentować swoich umiejętności na pierwszoligowych boiskach. – Nie wiem, czy działacze się spóźnili, czy się w tym po prostu pogubili, ale tego zawodnika nie uda się potwierdzić do gry po zamknięciu okna transferowego – mówi w rozmowie z lodz.sport.pl Łukasz Wachowski z PZPN-u. Kowal jako wolny zawodnik mógłby zostać zatwierdzony do gry po upływie wyznaczonego terminu, ale tylko jako zawodnik z profesjonalnym kontraktem, ale zarówno Widzewie, jak i w Anglii, potraktowano go na zasadach amatorskich.
Mamy więc dwie wpadki: ewidentną (niedopełnienie formalności) i bardzo prawdopodobną (zakontraktowanie szrotu). W sumie tę chronologicznie drugą udało się przykryć pierwszą. Można by więc nawet powiedzieć, że w Widzewie pracują wyjątkowi spryciarze.
Fot. FotoPyK