Rzadko jesteśmy wyrozumiali, szczególnie dla gości, którzy zawalają mecz całej drużynie, ale… dziś jest inaczej. Te sceny po zakończeniu spotkania, gdy właściwie wszyscy zawodnicy obu zespołów pocieszali Jakuba Wrąbla nas też dość mocno wzruszyły. Końcówka spotkania, prosty, delikatny strzał Nowaka w sam środek bramki i bum. Zaćmienie podobne do tego porannego. Wrąbel zamiast przycisnąć piłkę do klatki piersiowej puszcza ją pod brzuchem i między nogami. Błąd, który skutkuje utratą przez Śląsk Wrocław dwóch punktów, błąd, który Wrąblowi z pewnością będzie się śnił przez kilka najbliższych tygodni. W normalnych warunkach zacieralibyśmy ręce i szykowali finezyjne porównania (dziurawy jak system informatyczny PKW?), ale tym razem i w nas odezwały się ludzkie odruchy.
Kuba. Po prostu się trzymaj.
Okej, wyrzuciliśmy to z siebie, możemy przejść do analizy widowiska zakończonego katastrofalną wtopą młodego bramkarza Śląska. Jak najkrócej opisać 90 minut na boisku w Łęcznej? Nierówne. Skrajnie nierówne, tak w skali makro – gdzie naprawdę bardzo ładne akcje przeplatały fragmenty przeraźliwej nudy, jak i w skali mikro. Najlepszy przykład – Fiodor Cernych. Znakomita kiwka, świetny balans ciałem i fatalne wykończenie. Kilka razy – często po akcjach, w których w pojedynkę szarpał połowę obrony Śląska – stawał przed idealnymi okazjami, po czym w niesamowicie żałosny sposób je marnował. Najlepiej było to widać w akcji, w której znakomicie związał Celebana i Pawelca, po czym uderzył podcinką tak silną, że zdążył ją dogonić wyminięty przez niego chwilę wcześniej obrońca Śląska.
Podobnie wyglądał cały mecz, gdzie “momenty” wprawdzie były, ale mięsa w tym wszystkim jak u ortodoksyjnych katolików w Wielkim Poście.
Na osłodę po długich okresach kopaniny dostaliśmy jednak zagranie, na które warto byłoby czekać nie dziewięćdziesiąt, ale i sto osiemdziesiąt minut. Asysta Danielewicza i wykończenie Flavio Paixao, po którym Śląsk Wrocław objął prowadzenie. Kapitalna, wypieszczona, zagrana idealnie w tempo piłka z połowy boiska, świetne przyjęcie i precyzyjne uderzenie ponad wychodzącym z bramki Prusakiem. Na tym jednak w sumie moglibyśmy zakończyć pochwały dla Śląska – na upartego warto jeszcze wyróżnić bardzo dobrze współpracujący duet Pich – Dankowski, który zupełnie przyćmił tak braci Paixao, jak i Grajciara. Szczególnie w pierwszej połowie to właśnie lewą stroną szły najgroźniejsze ataki gości.
Łęczna? Ani Nowak, ani Bonin, ani rozliczony już wcześniej Cernych w ostatecznym rozrachunku nie zasłużyli na pół dobrego słowa.
Ogółem więc – raczej padlina, ale z kapitalną akcją bramkową Śląska i fatalnym błędem jego młodego bramkarza. Sami oceńcie, czy to wystarczyło by zabrać nam dwie godziny z piątkowego wieczoru…
Fot.FotoPyK