Każdy trener kończy pracę jako człowiek przegrany, wykpiwany, jako laik i nieudacznik, który zmarnował wysiłek innych, zniszczył dobrze zapowiadający się projekt, zablokował rozwój, swoją intelektualną niedołężnością zaraził otoczenie. Tak samo będzie z Henningiem Bergiem. Okaże się szkoleniowcem, z którym nie idzie się dogadać, despotą, facetem trudnym w codziennych kontaktach, zrażającym do siebie ludzi, zakałą, no i przede wszystkim kimś bez pojęcia o taktyce czy polityce transferowej.
To, że te słowa zostaną wypowiedziane, jest pewne jak w banku, no chyba, że koniec Berga miałby być znacznie bardziej dramatyczny – np. mógłby wpaść pod samochód i wtedy wszyscy powiedzą, że był najlepszym trenerem i najwspanialszym człowiekiem, jaki kiedykolwiek zjawił się na Łazienkowskiej. Ale o takiej ewentualności rozstania – definitywnego – nawet nie wypada wspominać, więc pozostańmy przy opcji numer jeden. Rozsmarowywanie Norwega będzie o tyle łatwiejsze i intensywniejsze, że jest to obcy, więc zrobi się z niego przybłędę. Nie będzie miał kolegów, którzy go wezmą w obronę. Będzie to piękna egzekucja.
Berg zostanie kiedyś zwolniony – za rok, dwa, może za siedem – jako trener bez kompetencji, by dalej pracować w Legii i sobie wszyscy poużywamy. Strzelać do niego będą dziennikarze, eksperci i kibice. Jestem jednak odrobinę zdziwiony, że niektórzy już tę maszynę chcą wprawić w ruch. Atakowanie Berga akurat dzisiaj niestety muszę odebrać jako objaw choroby psychicznej i nietrzymania moczu. Bo jeśli zarzutem wobec Berga ma być to, że wystawiał w lidze śmieszne jedenastki (co jest prawdą), to w pierwszej kolejności zwolniłbym wszystkich trenerów, którzy tych śmiesznych jedenastek nie zdołali ograć i którzy w tabeli zajmują miejsce niższe.
Z Ajaksem była bryndza i to straszna. Ale uczciwie byłoby pamiętać, że to nie było tak, iż Ajax się zgłosił i zaproponował: hej, zagrajmy mecz!
Nie, najpierw trzeba było wygrać grupę w Lidze Europy. Polskie drużyny – tak tylko przypominam – raczej nie wygrywają swoich grup. Owszem, owa grupa nie należała do najtrudniejszych, natomiast – tak tylko przypominam – dla polskich drużyn często zbyt wymagający okazują się amatorzy z Islandii czy Kazachstanu. Mecz odbył się w lutym, a – tak tylko przypominam – polskie drużyny zazwyczaj kończą swoją kampanię w lipcu lub sierpniu.
Mówiąc krótko, za Legią spektakularna jesień i trzeba mieć pamięć małej rybki (czyli chujową nad wyraz), by o tym zapomnieć z dnia na dzień. Ja wiem, że nie wszystkie mecze Legii w pucharach były rozegrane w pięknym stylu, ale to ciągle tylko Legia – na wielu pozycjach z tymi samymi piłkarzami, którzy rok wcześniej modlili się chociaż o gola.
Można i nawet trzeba było z Ajaksem wypaść lepiej. Ale można też było z Celtikiem, Aktobe, Trabzonsporem, Lokeren czy Metalistem wypaść gorzej, prawda?
Chyba można uznać, że Legia w pucharach zrealizowała swój cel. Połączyła to z awansem w Pucharze Polski oraz z liderowaniem w ekstraklasie. Jedynym, co do tej pory w Polsce przegrał Berg, jest Superpuchar z Zawiszą, no i ten mecz z Ajaksem właśnie, przy czym życzę każdej polskiej drużynie – i Legii też – by zawsze przegrywała właśnie z Ajaksem, a nie z jakimiś popierdółkami.
Ja wolałbym przegrać z Ajaksem niż zremisować z Cracovią albo Górnikiem Zabrze. Naprawdę. Wolałbym być w tabeli pierwszy niż trzeci albo czwarty. Też mnie Berg irytował wystawianiem drugiego składu w lidze, bo to niepoważne, nie fair wobec ludzi, którzy płacą za bilety, ale – na Boga – cóż to jest za wstyd dla reszty ekstraklasy, że ta Legia-nie-Legia wygrała 13 meczów z 22, a Lech zaledwie 9. Mówiąc krótko – Lech wygrał tyle samo meczów co Podbeskidzie i o jeden mecz więcej niż Piast Gliwice. To jeśli gdzieś szukałbym oznak kryzysu, to jednak w pierwszej kolejności tam.
Czyli – zostawcie Berga w spokoju, powstrzymajcie emocje, jeszcze będzie dobry moment, by go obśmiać, wytykać palcami i rzucić jajkiem. Na razie to z siebie, a nie Berga, robicie idiotów. Co w sumie fajne.
Tylko nie dla was.