To jedna z najbardziej pozytywnych informacji weekendu, przynajmniej w Anglii, bo w Polsce na temat cisza. Paul Gascoigne wrócił do świata żywych. Przestał wyglądać jak Gollum. Pojawił się w telewizji. A co najważniejsze: sypał anegdotami jak z rękawa i zebrał pozytywne recenzje tzw. środowiska. To w sumie budujące. Zwykle, gdy jest o nim cicho, daje o sobie znać w najgorszy z możliwych sposobów. A tu niespodzianka. Facet, którego parę mediów zdążyło już pogrzebać, nagle odnalazł się w telewizyjnym studio na White Hart Lane.
Anglicy są zgodni: Gazza zrobił show. Pamiętacie pewnie te wszystkie fotki ze zniekształconą twarzą. Dwa lata temu gazety apelowały „nie pozwólcie mu pić”. A w niedzielę przed meczem Tottenhamu z West Hamem Gascoigne usiadł w studio i gadał tak, że jego formą na Twitterze zachwycali się Gary Lineker i Robbie Savage.
– Wielkość jest wciąż w tobie – powiedział Russell Brand, jeden z gości w studio. Poza nim siedzieli jeszcze Ian Wright i Rio Ferdinand. Gascoigne opowiadał, że zaczyna żyć w prawdzie. Że niedawne fotki jak kupuje w nocnym alkohol były spreparowane, bo tak naprawdę kupował fajki, a poza tym potrafi żartować ze swojego nałogu, mówiąc, że bywał na diecie łyskacza, na której zamiast kilogramów traciło się… dni.
Poza tym Gazza opowiedział też smaczną anegdotkę związaną z miejscem transmisji, stadionem Tottenhamu. W pewnej chwili wskazał na trybunę i przypomniał, że niegdyś pijany wylądował na jej dachu. Że niby pomagał ludziom od wyganiania gołębi i że ostatecznie… spadł jakieś 30 stóp, czyli 10 metrów. Pewnie podkoloryzował, ale i tak było wesoło. Posłuchajcie zresztą sami.