Rok temu wydarzeniami na Veltins Arena mogłaby się śmiało zainteresować organizacja praw człowieka. Masakra, strzelanina, 1:6. Bale dwie, Benzema dwie, Ronaldo dwie, pierwszy z trzech niemieckich skalpów Realu stał się faktem. Galaktyczny wieczór w wykonaniu “Królewskich”.
Dzisiaj tak drapieżnej postawy się nie spodziewamy, choć Ancelottemu i spółce motywacji nie brakuje. Od porażki 0:4 z Atletico w każdym meczu są na cenzurowanym. Marca na starcie z Depor przyniosła miernik decybeli i badała, jak silne są gwizdy na Casillasa: wyszło 110 db, ale oberwało się też Carlo i Ronaldo. Bywalcy trybun Bernabeu chcą krwi, chcą rozszarpania Schalke, chcą powtórki sprzed roku. Tylko to może ich udobruchać. Mizerne 0:1, dające w praktyce pewny awans, i tak prawdopodobnie będzie postrzegane jako porażka. Ot, realia gry w wielkim klubie!
Kryzys, kryzys, kryzys. Te słowa krążą nad Realem. Szczerze – mamy obiekcje, by ich używać. Padli ofiarą własnej znakomitej formy, którą prezentowali jesienią. Wtedy wykręcali rekordową passę, wtedy wyglądali jak zespół z PlayStation (kontroler w wyjątkowo zdolnych rękach), wtedy odważniejsi dziennikarze zastanawiali się, czy to najlepszy Real w historii. W stosunku do tak wysoko zawieszonej poprzeczki, jasne, jest gorzej. Ale przecież nie da się prezentować nieziemskiej formy przez cały sezon, nie da się wygrać wszystkiego w stosunku 5:0, rywali pokonując jeszcze w tunelu na boisko. Dotyka to wszystkich wielkich.
Tak czy inaczej jednak – szukamy eufemizmu – zniżka formy jest faktem. Zaznacza to między wierszami sam Ancelotti, który na konferencji prasowej powiedział “chcemy znowu grać dobrze”, czyli innymi słowy: teraz tego nie robimy. Będziemy polować na formę. Carletto przekonuje, że na Veltins Arena jego zawodnicy wyjdą pełni pasji do gry, a także pełni tej piłkarskiej radości, frajdy z samego przebywania na boisku i zabawy futbolówką. To połączą z intensywnością w każdej minucie i na każdym elemencie murawy. I znowu możemy czytać jako: te cechy były kluczem do naszych jesiennych sukcesów. Chcemy wrócić na tamten tor.
Szczerze mówiąc dzięki temu mecz może okazać się ciekawy, nawet, jeśli rozstrzygnie się po 10 minutach. Niespodzianki się nie spodziewamy, ale ciekawi nas na ile “Królewscy” wypełnią wspomniany plan. Wkradnie się minimalizm? Zmęczenie? Ociężałość i problemy z koncentracją? A może występ na arenie, na której Real zagrał jeden ze swoich najlepszych zeszłorocznych meczów, zainspiruje ich do wrócenia na szczyt swoich możliwości?
Real dziś zagra na różowo
Ile warte jest Schalke?
Chcielibyśmy widzieć w Schalke poważnego rywala dla Realu, uwierzcie nam. Są w czubie Bundesligi. Di Matteo poukładał defensywę. Ostatnio mierzyli się z Bayernem i źle to nie wyglądało, ugrali remis, mogli wygrać. Sami gracze przekonują, że odrobili lekcje i nie dopuszczą do takiego scenariusza jak przed rokiem.
Ale z drugiej strony, umówmy się: w ten weekend Schalke przegrało z Frankfurtem. Strzelają naprawdę mało. W przedmeczowych zapowiedziach Sydney Sam mówił, że mecz z Realem będzie dla niego jednym z najważniejszych wieczorów w karierze – sorry, ale takie wypowiedzi nie wskazują na wyrównany pojedynek, pokazują różne światy, w których żyją obie drużyny, nieco inną skalę wymagań. Jest ryzyko, że gospodarze będą wystraszeni, że wyjdą na kolanach? Tak.
Najbardziej spodziewamy się jednak murarki, parkingu dla autobusów. W 2015 roku Schalke w czterech meczach straciło dwa gole, tutaj też będzie mierzyć raczej w 0:0, względnie – 0:0 plus może coś nam wpadnie po strzale z połowy boiska, albo Real strzeli sobie samobója. Tym, na którego najbardziej będziemy u gospodarzy zwracać uwagę, będzie Wellenreuther, młodziutki golkiper, który zadebiutował kilkanaście dni temu z Bayernem. Większość sezonu grał w rezerwach, a tu proszę – dostaje z przymusu wielką szansę, który póki co ją wykorzystuje. Czy mamy do czynienia z kolejnym wielkim talentem niemieckiej bramki? Możliwe, dzisiaj ważny test, by to sprawdzić.
Basel kontra Porto, czyli mecz, którego nie obejrzysz
Doskonale wiemy, że będziecie oglądać Real. Wszyscy. Znajdzie się ktoś wśród was, kto odpali Bazyleę i Porto? Jeśli tak – piszcie w komentarzach i koniecznie uzasadnijcie dlaczego. My też postaramy się za chwilę postaramy się przekonać, czemu warto chociaż wykazać zainteresowanie dla sprawdzenia wyniku na Livescore. Niełatwe zadanie, ale spróbujmy, najpierw łapcie grafikę:
Źródło: PunditArena
Paulo Sousa. To słowo klucz do dzisiejszego meczu. Rewelacyjny szkoleniowiec, który wykuwał swoją reputację w małych – jak na europejską skalę – klubikach, a teraz bierze na cel swoich rodaków. Sousa wspina się po szczeblach kariery w imponujący sposób, a startuje od samego dołu. Jeśli wreszcie ma otrzymać szansę od kogoś dużego, to właśnie sukcesami w takich dwumeczach.
Naszym zdaniem gra dzisiaj toczyć się będzie też o wielkie pieniądze, ale nie tyle z nagród, co transferów. Talentów w obu ekipach bez liku. Wyjście z grupy LM już jest dostatecznym listem polecającym, ale wejście do czołowej ósemki? Wówczas dopiero będzie mocna karta przetargowa w negocjacjach, które niechybnie będą toczyć się latem.
Co do meczu natomiast, powiemy jasno – jeden z najbardziej nieprzewidywalnych ze wszystkich par. Porto strzelało jak szalone w grupie. Basel potrafiło stracić multum goli, by potem zamurować i pokazać miejsce w szyku mocniejszym markom, Liverpool wliczając. Rzucimy frazesem, ale naprawdę – na St Jakob Park może się zdarzyć wszystko. Strzelanina, 0:0, ktoś rozbijający przeciwnika kilkoma golami – za każdym scenariuszem znajdziecie mocne argumenty.