Reklama

Bez pieniędzy, szacunku, perspektyw. Wielka smuta w rosyjskim futbolu

redakcja

Autor:redakcja

14 lutego 2015, 09:39 • 15 min czytania 0 komentarzy

Sięgające kilkuset milionów rubli długi, konflikty z politycznym podtekstem w tle, coraz mocniej zagmatwana sytuacja na Krymie, odpływ starych sponsorów i brak nowych na horyzoncie. Właśnie tak wygląda rzeczywistość z perspektywy ludzi zarządzających rosyjską piłką. Problemy, które w ciągu kilku ostatnich miesięcy narosły wokół tamtejszej federacji już dawno przestały być policzalne, a jej prezes, Nikołaj Tołstych, to dziś najbardziej znienawidzona postać nadwołżańskiej piłki. Sposób, w jaki nią kieruje, budzi złość i irytację innych działaczy, otwarcie domagających się jego dymisji i rozpoczęcia generalnego remontu piłkarskiej centrali. Nowe rozdanie ma nie tylko zakończyć okres wielkiej smuty, który spowił cały rosyjski futbol, ale też przywrócić dawno utracone wysokie miejsce w światowej hierarchii. Zadanie równie piękne, co karkołomne, bo z Tołstychem czy bez, Rosyjski Związek Piłki Nożnej wygląda dziś jak uwalana po sam sufit stajnia.

Bez pieniędzy, szacunku, perspektyw. Wielka smuta w rosyjskim futbolu

Najtańszy trener świata 

Wielkie pieniądze były do niedawna jednym z pierwszych skojarzeń dotyczących rosyjskiej piłki. Wielomilionowe transfery i tłuste kontrakty sprowadziły nad Wołgę niejedną futbolową gwiazdę i kilku naprawdę uznanych szkoleniowców, którym absolutnie niczego nie brakowało. Fabio Capello, obecny selekcjoner reprezentacji Rosji, długo nie był w tej dziedzinie wyjątkiem. Jeszcze w czasie zeszłorocznego mundialu media szeroko rozpisywały się o ilości zer wpisanych w jego kontrakcie, jednocześnie mianując Włocha najlepiej zarabiającym trenerem świata. Wysokość umowy? Podobno 7 mln euro rocznie, choć nie jest to oficjalnie potwierdzona informacja, bo obie strony obowiązuje klauzula poufności. Paradoksalnie jednak lipcowe rankingi  rozpoczęły okres, w którym Capello przestał otrzymywać stosowne przelewy. Sześć kolejnych miesięcy pracował za frajer. Z najdroższego trenera globu nieoczekiwanie stał się najtańszym.

Brazil Soccer WCup Belgium Russia.JPEG-013e3

Geneza problemu z wypłatami dla włoskiego szkoleniowca od początku była dla wszystkich jasna. W związkowej kasie zwyczajnie zaczęło brakować pieniędzy, budżet przestał się dopinać, a prezes federacji Nikołaj Tołstych nie potrafił znaleźć nowego źródła finansowania. Co stało za tak poważnymi kłopotami związku? Po pierwsze, rosnące koszta administracyjne związane z utrzymaniem całej armii pracowników, których liczba za kadencji Tołstycha wzrosła dwukrotnie. Po drugie, liczne zobowiązania i niespłacane kredyty bankowe (wg informacji portalu rain.tv w październiku 2014 ich łączna kwota wynosiła 1,5 mld rubli). Do tego dochodzą jeszcze wysokie kontrakty dla Capello i jego świty oraz ciągłe trudności w generowaniu przychodów, które tylko dopełniają obraz niegospodarności rosyjskich działaczy.

Reklama

Rzecz jasna, największe larum towarzyszyło zaległościom względem szkoleniowca Rosjan. Temat bardzo szybko podchwyciły światowe media, które co rusz informowały o stale rosnącym długu. W eterze pojawiły się też spekulacje na temat ewentualnej dymisji Włocha. Oliwy do ognia sukcesywnie dolewał Nikołaj Tołstych, który na każdym kroku podkreślał, ze dotychczasowe zaległości nie zostaną uregulowane, bo związkowa kasa jest pusta jak turecki bęben. Rezygnacja Capello wydawała się więc całkiem prawdopodobna, ale koniec końców taki scenariusz się nie ziścił. Na konferencji prasowej po listopadowym meczu z Węgrami Włoch zadeklarował, że póki co nie zamierza opuszczać swojego posterunku. Dziennikarzom mówił, że wypłaty nie widział na oczy od 5 miesięcy, ale pieniądze nie mają aż tak dużego wpływu na jego pracę, by porzucił „Sborną” z dnia na dzień. Gest z pewnością ładny, choć bardziej dociekliwi od razu zauważyli, że odchodząc na własne życzenie Capello miał po prostu zbyt dużo do stracenia. Wykonywanie obowiązków i cierpliwe oczekiwanie na szczęśliwy finał było jedynym rozsądnym wyjściem.

Ostatecznie dług wobec włoskiego szkoleniowca udało się uregulować na początku lutego. Z odsieczą przybył Aliszer Usmanow (poniższe zdjęcie), do niedawna najbogatszy Rosjanin mocno związany z Arsenalem Londyn. Negocjacje z Usmanowem osobiście prowadził minister sportu Witalij Mutko. To właśnie za jego namową oligarcha wyłożył na stół całe 400 milionów rubli, dzięki czemu udało się wyrównać rachunki z Capello za okres od lipca do grudnia 2014. Co będzie dalej – nie wiadomo. Sytuacja finansowa RFS szybko raczej się nie zmieni, bo – jak twierdzi Tołstych – wielu potencjalnych sponsorów ma odgórny zakaz wspierania piłkarskiej centrali. Niewykluczone więc, że w niedalekiej przyszłości  Mutko raz jeszcze uruchomi któregoś ze znajomych bogaczy, aby problem z wynagrodzeniem dla Capello nie powrócił jak bumerang. A przy okazji uwydatni swoją przewagę w sporze z Tołstychem, który od dłuższego czasu na poważnie trawi rosyjski futbol.

alisher_usmanov_thumbnail_600x450

Rozbrat na szczycie

Konflikt między ministrem sportu a prezydentem RFS nie jest niczym nowym, ale jego wcześniejsze odsłony miały raczej łagodny charakter. Do ostrzejszej wymiany uprzejmości doszło dopiero wtedy, gdy światło dzienne ujrzała afera z pieniędzmi dla Capello. Odpowiadający za krajowy sport Mutko, poczuł się w obowiązku i na łamach mediów zaczął swoją prywatną wojenkę. – Źródło dochodów federacji – w czym orientuję się jak nikt inny – to w 99% pieniądze, które zarabia reprezentacja – wpływy z biletów, prawa telewizyjne, reklamowe, premie z awans na mistrzostwa świata i Europy. I żeby z tych pieniędzy nie płacić ludziom, którzy je zarabiają…Zupełnie nie rozumiem na co oni je wydają – bulwersował się we wrześniu na antenie radia Buissnes FM. – On nie posiada pełnej wiedzy na tematy, o których mówi – próbował odbijać piłeczkę Tołstych.

Krytyka ze strony Mutki była jednak częstsza i dosadniejsza. Minister  zyskał sobie przychylność opinii publicznej, mówiąc o wstydzie i hańbie, jakie Tołstych ściąga na cały kraj swoim nieudolnym zarządzaniem. Pracowników RFS nazywał próżniakami, grzmiał, ze rosyjska piłka przy obecnej władzy cofa się w rozwoju. Wiele związanych z nią kwestii postanowił rozwiązać na własną rękę, organizując liczne spotkania z politykami i oligarchami, na które Tołstych oczywiście nie był zapraszany. Za główny cel postawił sobie wysadzenie oponenta  z siodła i ułożenie związkowej władzy na nowo.

Reklama

Mutko miał nadzieję na pokojowe zakończenie współpracy z Tołstychem, ale jego prośby i sugestie nie przyniosły oczekiwanego skutku. Szef federacji, jak nie myślał, tak dalej nie myśli o rezygnacji, choć doskonale wie, że bez wsparcia ministra daleko nie zajedzie. Stara się jednak robić dobrą minę do złej gry i udaje, że sprawa nie jest tak poważna, jak ma to miejsce w rzeczywistości. Z racji, że RFS jest organizacją pozarządową o posadę, przynajmniej do końca kadencji, martwić się nie musi. Ale dla własnego bezpieczeństwa powinien mieć świadomość, że miecz Damoklesa wisi nad nim nie od wczoraj.

Ironią losu pozostaje, ze Nikołaj Tołstych władzę w rosyjskiej federacji objął z namaszczenia…Witalija Mutki (poniższe zdjęcie). W 2012 roku minister wspierał jego kandydaturę przekonując, że właśnie tak pracowitego, uczciwego i nieprzekupnego człowieka potrzebuje RFS. Poparcie było w pełni uzasadnione, bo obecny minister sportu widział w swoim protegowanym osobę w pełni sterowalną, którą spokojnie da się poddać odpowiedniej obróbce. Kadencja Tołstycha miała być grana na taką samą melodię, jak kadencja jego poprzednika Siergieja Fursenki, bardzo blisko współpracującego z ministerstwem sportu. Według obiegowej opinii Fursenko również był człowiekiem Mutki, którego zresztą zmienił w fotelu prezesa RFS, i który po otrzymaniu ministerialnej teki nadal miał wpływ na wiele kwestii związanych z federacją. Diametralnych zmian po wyborze Tołstycha raczej nikt się nie spodziewał.

vitaly-mutko1

Szybko jednak okazało się, że nowy prezes jest odporny na presję z zewnątrz i krok po kroku stara się urządzić związek według własnego pomysłu. Jako pierwszy domagał się finansowych gwarancji pod kontrakt Capello, za którego niewypełnienie dostał później po głowie. Nie miał tez oporów, by wytknąć Mutce, że skoro umowę z Włochem podpisało ministerstwo sportu (w RFS panowało wtedy „bezkrólewie”), to jego przedstawiciele powinni wziąć na siebie  odpowiedzialność za jej realizację. Tajemnicą poliszynela jest także różnica zdań obu dżentelmenów w temacie futbolu na anektowanym Krymie. Mutko oczekiwał, że w tej kwestii Tołstych stanie za nim murem i wspólnymi siłami uda im się jakoś wepchnąć tamtejsze kluby pod jurysdykcję RFS. Szef federacji poszedł jednak swoją drogą, a problemy dotyczące krymskiej piłki cały czas pozostają nierozwiązane. I z każdym dniem budzą coraz więcej wątpliwości.

Nowe kluby, nowa liga, nowa federacja

Najnowsze informacje płynące z zagarniętego półwyspu mówią, że 16 lutego na Krymie stawi się delegacja UEFA, która ma zająć się ogólnie pojętym rozwojem futbolu. Jej członkowie w pierwszej kolejności mają pochylić się nad kwestami dotyczącymi szkolenia dzieci i młodzieży, a także utworzeniem ligi zrzeszającej wyłącznie krymskie klubu. Takie rozwiązanie ma stanowić alternatywę dla zespołów, które decyzją UEFA nie mogą występować w rozgrywkach pod egidą RFS, a w stronę Ukrainy zerkają stosunkowo niechętnie. Sam pomysł raczej ciężko uznać za atrakcyjny, ale w obecnej sytuacji jest to chyba najrozsądniejsze rozwiązanie.

Krymska Liga Piłkarska docelowo ma mieć charakter półamatorski i początkowo będzie się składać z 8 zespołów. 5 z nich to drużyny hobbystów, którzy raz w tygodniu lubią przebrać się za piłkarzy i polatać z kumplami za piłką. Pozostałe ekipy – TSK Symferopol, Żemczużyna Jałta i SKCzF Sewastopol – będące przerobionymi na zgodne z rosyjskim prawem pozostałościami po dawnych ukraińskich klubach, mają tworzyć oś nowo powstałego systemu. Wielkiej przepaści miedzy amatorami a zawodowcami jednak nie będzie, bo trzy flagowe zespoły cały czas działają trochę na wariata. Poza sporymi problemami organizacyjnymi, borykają się też z masowym exodusem zawodników. W zeszłym tygodniu kilku czołowych zawodników opuściło TSK, co miało ścisły związek z finansowymi kłopotami klubu. Jeszcze gorzej wygląda sytuacja SKCzF, który na początku roku wymienił praktycznie cały skład. Według oficjalnej wersji, w Sewastopolu postanowili wrócić do pierwotnego planu zakładającego budowę klubu w oparciu o „wychowanków sewastopolskiego futbolu”. W rzeczywistości jednak poszło o pieniądze, których zawodnicy nie widzieli przez kilka miesięcy.

unnamed-4

Powołanie specjalnej ligi dla zespołów z Krymu z całą pewnością nie satysfakcjonuje strony rosyjskiej. Plan, który od samego początku starał się realizować minister Mutko, był sprecyzowany trochę inaczej i zakładał szybkie przejęcie kontroli nad tamtejszym futbolem. Rosjanie obiecywali wsparcie finansowe oraz pomoc w kwestiach organizacyjnych. Równocześnie ustami swojego ministra informowali, że Krym to ich terytorium i wszystko, co tam się dzieje, to wewnętrzna sprawa Rosji. Tak zdecydowana, momentami nawet agresywna polityka, miała podkreślić rosyjskie zaangażowanie i pokazać światu komu najbliższe są sprawy futbolu na Krymie.

Mocna agitacja Mutki nie przyniosła jednak oczekiwanych rezultatów. Nowo powołane kluby zostały co prawda włączone w rosyjskie struktury, opóźniono nawet start jednej z grup 2 ligi, aby stworzyć odpowiedni grunt pod ich przyjęcie, ale decyzji ostatecznie nie przyklepała UEFA. Z końcem poprzedniego roku postępowanie Rosjan uznano za nielegalne i pod groźbą poważnych sankcji nakazano wycofać krymskie drużyny z rozgrywek prowadzonych przez RFS.

Rosjanie jednak ani myślą definitywnie rezygnować z piłkarskiego Krymu. Powstająca właśnie liga ma być finansowana z pieniędzy ministerstwa sportu, a kierujący resortem Mutko zapowiada dodatkowe wsparcia dla pomysłu powołania osobnej federacji na anektowanym półwyspie. – Na Krymie powstanie piłkarska organizacja, która połączy Krym i Sewastopol, i weźmie na siebie całą odpowiedzialność za kwestie sportowe. Nie mogę mówić za RFS, ale jeśli chodzi o nas (ministerstwo sportu), to Krym jest częścią Federacji Rosyjskiej i na pewno okażemy swoją pomoc. Chodzi o rozwój infrastruktury sportowej, szkół sportowych, otwarcie ośrodków piłkarskich, pomożemy też przy organizacji rozgrywek na wszystkich poziomach, przyprowadzimy sponsorów. To nasze terytorium i będziemy tam pracować – mówił niedawno agencji R-Sport.

Zdecydowane działania ministerstwa w kwestii krymskiej, nawet jeśli nie do końca udane, w Rosji i tak spotykają się z dużą aprobatą. W przeciwieństwie do postawy RFS i Nikołaja Tołstycha (poniższe zdjęcie), którego zdążono już nawet obwołać grabarzem krymskiej piłki. Skąd bierze się aż taka różnica w odbiorze? Szef rosyjskiej federacji w temacie krymskich klubów zachowuje po prostu większą powściągliwość. Jest ostrożniejszy, bo wie na kogo spadnie wina za ewentualne sankcje.  Woli działać ciszej i spokojniej, choć i on, niczym zaprawiony w boju gangster, myśli i kombinuje, jak zrobić legal z zakazanego interesu. Sęk w tym, że takie podejście przynosi efekty odwrotne do oczekiwanych, a sportowy Krym cały czas leży dość daleko od Rosji. Tołstychowi zarzuca się, że to przez jego niechęć do Mutki i ministerstwa do dziś nie udało się utworzyć wspólnego frontu, który mógłby odwrócić niekorzystne dla Rosjan tendencje. Dodatkowo wytyka się mu bierność i brak zdecydowania, co skrzętnie wykorzystuje  strona ukraińska. Pewnie dlatego w rosyjskim środowisku piłkarskim panuje przekonanie, ze wszystkie problemy dotyczące piłkarskiego Krymu, uda się rozwiązać dopiero wtedy, gdy władza w RFS przejdzie w inne ręce.

1855880_w2

Bunt w komitecie

Jak długo jeszcze Tołstych utrzyma władzę w związku? Najpewniej do 2016 roku, czyli do końca trwającej obecnie kadencji. Na reelekcję nie ma co liczyć, bo w ciągu niespełna trzech lat urzędowania zdążył pokłócić się z czołówką najbardziej wpływowych ludzi rosyjskiej piłki. Listę otwiera oczywiście Witalij Mutko, ale dalej jest równie ciekawie. Do głównych oponentów Tołstycha zaliczyć można chociażby członków komitetu wykonawczego  RFS: właściciela Spartaka Moskwa i najważniejszą postać w koncernie Łukoil, Leonida Feduna, właściciela CSKA, Jewgienij Ginera czy założyciela kompanii Magnit i FK Krasnodar, Siergieja Galickiego.

Słów krytyki głowie RFS nie szczędzi przede wszystkim Giner, który nie przepuści żadnej okazji, by publicznie wrzucić kilka kamyczków do ogródka Tołstycha. Głośnym echem odbiło się szczególnie jego wystąpienie na posiedzeniu komitetu wykonawczego RFS w sierpniu zeszłego roku. Giner najpierw wysłuchał, co Tołstych ma do powiedzenia w sprawie Krymu, a następnie wszem i wobec stwierdził, ze chętnie cisnąłby w niego jakimś ciężkim przedmiotem, ale niestety żadnego nie ma pod ręka. Obecnie jego krytyka skupia się na sprawach budżetowych zaniedbanych przez fatalną politykę finansową prezesa rosyjskiej federacji.

W temacie związkowych finansów dużo do powiedzenia ma też Galicki, otwarcie buntujący się przeciw nowym podatkom, które Tołstych nakłada na kluby piłkarskie. Pierwszy z nich, wprowadzony w 2013 roku, dotyczy zagranicznych trenerów. Każda drużyna zatrudniająca szkoleniowca spoza Rosji musi przed sezonem odprowadzić pięć milionów rubli do związkowej kasy. Najnowszy pomysł zakłada natomiast wprowadzenie opłaty za zagranicznych zawodników w wysokości pół miliona rubli od głowy. Zebrane w ten sposób pieniądze mają być przeznaczone na szkolenie dzieci. – Głównym powodem tych decyzji jest deficyt środków. Ale przecież kluby nie mają na to wpływu! Jeśli nie kluby, to kto dzisiaj rozwija w Rosji futbol dziecięcy? W razie wprowadzenia podatku zostawiam sobie możliwość złożenia pozwu sądowego. Choć nie ukrywam, że tego nie chcę – grzmiał biznesmen w rozmowie z portalem sport-express.ru

Galickiemu, który czuje się zwyczajnie okradany, w gruncie rzeczy trudno się dziwić. Jako gość całkowicie zbzikowany na punkcie szkolenia  młodzieży, rokrocznie inwestuje w nie ciężkie pieniądze, nie kasując przy tym ani kopiejki od związku. Supernowoczesną akademię, którą Fabio Capello nazwał najlepszą, jaką kiedykolwiek widział, wystawił od początku do końca za swoje i teraz, zamiast becalować na związek, wolałby nadal ją rozwijać. Tym bardziej, że młodzieżowe drużyny FK Krasnodar z roku na rok spisują się coraz lepiej, a szkolenie na związkową modłę już dawno przestało przynosić wymierne efekty.

Rokosz Galickiego (poniższe zdjęcie) jest raczej mało prawdopodobny, ale w razie czego właściciel Krasnodaru może liczyć na wsparcie przedstawicieli pozostałych klubów Premier Ligi. W ich kręgu Tołstych nie cieszy się przesadną sympatią po tym, jak przed startem trwającego sezonu nie chciał przyznać licencji na start w europejskich pucharach drużynie FK Rostów. Prezydent RFS w papierach przedstawionych przez władze zdobywcy Pucharu Rosji doszukał się – o, ironio – nieścisłości finansowych. W mediach z miejsca rozgorzała karczemna awantura, obie strony przerzucały się argumentami, a sprawa ostatecznie trafiła do Trybunału Arbitrażowego ds. sportu w Lozannie. Werdykt? Brak jakichkolwiek problemów z pieniędzmi i dopuszczenie klubu z Rostowa do startu w Lidze Europy.

iKZqLet7k1iA

Na dobrą sprawę po dziś dzień nie wiadomo, dlaczego Tołstych początkowo odmówił wydania licencji. Być może rozwiązaniem zagadki jest niedawne oświadczenie Leonida Feduna, który przyznał w mediach, że RFS jest mu dłużny ok. 300 milionów rubli. Właściciel Spartaka jeszcze w 2013 roku udzielił związkowi pożyczki, która miała pokryć bieżące wydatki związane głównie z reprezentacją. Termin spłaty zadłużenia mijał w lipcu zeszłego roku, ale z oczywistych powodów nie został dotrzymany. Spiskowa teoria dziejów głosi, że wykluczenie Rostowa z pucharów było sposobem Tołstycha na udobruchanie Feduna. Powstały w ten sposób wakat miał bowiem wypełnić zarządzany przez niego Spartak, który w sportowej walce nie wywalczył prawa startu w europejskich pucharach. Chytry plan spalił jednak na panewce wraz z decyzja CAS, a Fedun przyznał niedawno, ze pieniędzy pewnie już nie odzyska i dawno zdążył się z tym pogodzić.

Mundial zagrożony?

Wszystkie trudności z jakimi zmaga się Rosyjski Związek Piłki Nożnej niepokoją przede wszystkim ze względu na szybko zbliżający się mundial. Do 2018 roku co prawda zostało jeszcze trochę czasu, ale wokół imprezy już teraz pojawia się sporo znaków zapytania. Z brakami w infrastrukturze Rosjanie powinni sobie jeszcze jakoś poradzić, pewnie nawet budowany od 2006 roku stadion w Sankt Petersburgu uzyska na czas optymalny kształt. Dużo gorzej wygląda za to kwestia odpowiedniego przygotowania do mistrzostw reprezentacji gospodarzy, którą dziś trudno podejrzewać o chociażby przyzwoity występ. Ta kwestia już teraz spędza sens z powiek kibiców, a ostatnie wyniki kadry i towarzysząca im atmosfera całkiem słusznie każą powątpiewać w potencjał i możliwości drużyny prowadzonej przez Capello.

Problemy „Sbornej” w głównej mierze wynikają z konfliktów na szczycie rosyjskiej piłki. Na tym gruncie rodzą się nie tylko afery takie jak ta z Capello w roli głównej, ale też różnego rodzaju wewnętrzne waśnie i spory mocno wpływające się  na poziom i rozwój piłki w Rosji. Tołstych broni się co prawda, że za jego rządów następuje gwałtowna popularyzacja futbolu, który już w 16 regionach kraju jest dyscypliną dominującą (w 2012 były to tylko 3 regiony), ale takie statystyki nikogo nie przekonują. Z szefem RSF nie liczy się już praktycznie nikt. Kibice i eksperci zarzucają mu, że bardziej niż sprawami federacji, interesuje się kondycją Ergobanku, w którym długo piastował dyrektorskie stanowisko. Nieoficjalnie mówi się nawet, że tak naprawdę nigdy nie odszedł z banku, a swoje udziały na czas prezesury oddał kilku słupom, by w razie czego mieć dokąd wrócić..

Najświeższy spór bezpośrednio dotyczący reprezentacji związany jest z nowym limitem na zagranicznych zawodników. Według przyjętej niedawno przez RFS uchwały, od następnego sezonu obowiązywać ma system 10 + 15 (obcokrajowcy + Rosjanie), bez konieczności wstawiania do składu określonej liczby rosyjskich zawodników. W porównaniu z obecnym systemem, który gwarantuje miejsce w wyjściowym składzie minimum 4 Rosjanom, nowy limit wygląda na zdrowszy i napędzający większą konkurencję. Kłopot w tym, że jego wielkim przeciwnikiem jest Witalij Mutko, który głośno mówi, że takie rozwiązanie jest po prostu niezgodne z prawem. Wygląda więc na to, że konflikt między ministerstwem a RFS w najbliższym czasie tylko przybierze na sile.

Kabarecik, ku wielkiemu niezadowoleniu Rojan będzie kręcił się dalej. Ale przecież lustra nie można winić za to, że odbicie nam się nie podoba.

KAROL BOCHENEK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...