Reklama

Piłkarz-zjawisko. Hurricane, który porwał Anglików.

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

11 lutego 2015, 07:02 • 7 min czytania 0 komentarzy

Grudzień 2013, z kalendarza na ten miesiąc wyrwano ponad połowę stron. Po wstydliwej porażce 0-5 z Liverpoolem na własnym stadionie z Tottenhamem żegna się Andre Villas-Boas. Na White Hart Lane już wiedzą, że znów się nie uda. Poprzedni, zakończony na piątym miejscu sezon dawał solidne podstawy, by uwierzyć, że może tym razem drużyna zamiesza w ścisłej czołówce. Tabela nie wygląda tragicznie, bo lider zgromadził tylko osiem punktów więcej. Kibice nie śpią spokojnie z innego powodu – ta drużyna ma ogromne problemy ze strzelaniem bramek. 15 goli w 16 meczach, w ten sposób nie da się walczyć o mistrzostwo Anglii.

Piłkarz-zjawisko. Hurricane, który porwał Anglików.

Latem wzmocnił ich Hiszpan Roberto Soldado. 26 milionów funtów, ogromny transfer. Ale Soldado nie strzela. Dokładniej rzecz ujmując, zdarza mu się pokonać bramkarza rywali, ale 3 z 4 goli to jedynie rezultat dobrze wykonanego rzutu karnego. W klubie są też Jermain Defoe – w Premier League grywa regularnie, ale bramki strzela tylko w Lidze Europy i Emmanuel Adebayor – ten grać i strzelać zaczyna dopiero później, już za kadencji Tima Sherwooda.

Tottenham ma problem. Patrząc z dzisiejszej perspektywy, pod nosem ma też rozwiązanie. I to takie o charakterze stałym, a nie tymczasowym, jakim było przywrócenie do składu ekscentrycznego Adebayora. Tyle, że nikt nie spogląda w kierunku tego młodego blondyna.

Na imię mu Harry, nazwisko – Kane. 20 lat, w klubie od kliku lat. Świat – a przynajmniej jego spora część – go zna, to przecież wonderkid z FM-a. Właśnie powoli wraca do treningów po wyleczeniu kontuzji. W pierwszej fazie tamtego sezonu nie gra zbyt wiele. W lidze dostał ledwie osiem minut przeciwko Cardiff. Dwa razy wystąpił w charakterze zmiennika w kwalifikacjach do Ligi Europy, później raz w fazie grupowej. Strzelił gola Hull w Pucharze Ligi. Wszystko. Zostawały mu rozgrywki młodzieżowe. W czterech meczach drużyny U-21 zanotował 5 bramek i 5 asyst. Do tego dorzucił 3 gole strzelone San Marino w angielskiej młodzieżówce.

Reklama

Zgoda, trzeba byłoby mieć jaja wielkości futbolówek, by wtedy na niego postawić, ale aż korci, by trochę pogdybać. Może eksplozja jego talentu nastąpiła szybciej? Może pociągnąłby ten wózek i drużyna skończyłaby sezon na wyższym miejscu? Może…

Fakty są takie, że nie udało mu się zaistnieć za Villasa-Boasa. Portugalczyk był poniekąd zakładnikiem drogiego Soldado, Hiszpan musiał grać. Kane’owi proponował więc wypożyczenie. Tim Sherwood zwlekał z daniem mu szansy aż do kwietnia, postawił na niego dopiero w akcie desperacji. Nie był też pierwszym wyborem Mauricio Pochettino, w podstawowej jedenastce na mecz ligowy wybiegł dopiero w 11. kolejce. Bez dwóch zdań, naczekał się chłopak. Ale lepiej późno niż wcale, prawda? Ciężko o większy o banał, jednak jeszcze ciężej o lepsze określenie.

Zastanawia was użycie słowa „późno” w kontekście 22-latka? Chodzi oczywiście o punkt odniesienia. Weźmy Wayne’a Rooneya, z którym za chwilę Kane zapewne stworzy atak reprezentacji Anglii. W wieku gwiazdy ostatnich tygodni napastnik Manchesteru United miał już CV wypchane po brzegi. Ponad 150 występów w Premier League i 50 bramek na tym poziomie. Do tego grał w Lidze Mistrzów i błysnął na wielkiej, międzynarodowej imprezie (EURO 2004). Kane przy młodym Rooneyu to ledwie początkujący. A dziś wróży mu się karierę porównywalną do tej starszego kolegi. Jeśli nie lepszą.

Dawno nie widzieliśmy, by eksperci od angielskiej piłki byli aż tak zgodni. Ludzie, którzy poniekąd żyją z polemiki, czasami nawet ci, którzy diametralnie różnią się w poglądach, niemal chórem mówią: to materiał na gwiazdę i to taką, która działa na wyobraźnię nie tylko wyspiarskich kibiców.

Porównywany jest głównie do Alana Shearera („nowy Teddy Sheringham” to też popularne stwierdzenie, jakkolwiek patrzeć – wysoko zawieszona poprzeczka). Taki sam sposób poruszania się po boisku, instynkt i – przede wszystkim – wykończenie. Zresztą, były snajper Newcastle również wstąpił ostatnio do kościoła wyznawców jego talentu. Obok niego znajdziemy tam także m.in. Gary’ego Linekera, Jamie’ego Redknappa czy Davida Beckhama. Cała lista jest długa i naprawdę imponująca.

Reklama

Imponujące są również ostatnie wyczyny Harry’ego. Generalnie nietrudno jest posądzić Anglików o przesadę, o nadmierne zachwycanie się chłopakiem, który póki co na to nie zasłużył, ale on daje ekspertom naprawdę solidne podstawy do wystawiania laurek.

W tym sezonie zdobył już 22 gole we wszystkich rozgrywkach. Licznik podkręcił sobie trochę w Lidze Europy, w meczach z zespołami z niższej półki (7 bramek), ale formułowanie zarzutu pod tytułem: strzela tylko outsiderom, nie wchodzi w rachubę. Strzela też wielkim, o czym osobiście przekonali się niedawno Thibaut Courtois i David Ospina. I to dwukrotnie, czyli dość dobitnie. Wczoraj do tego grona dołączył też Simon Mignolet.


“Hurricane” spowodował boiskową klęskę żywiołową w meczu z Arsenalem…

Kane strzela po prostu wszystkim. Biorąc pod uwagę ostatnie dziesięć spotkań w lidze, uratowały się przed nim tylko drużyny Manchesteru United i Sunderlandu. Prawdziwy „Hurricane” – niszczy wszystko, co spotka na swojej drodze. W 2015 roku w czołowych ligach tylko Leo Messi strzela z podobną częstotliwością. Jest na czele jeszcze jednej, bardzo lubianej przez Anglików klasyfikacji, a mianowicie: gole, które zapewniają punkty.

*
Arsenal. Te dwa trafienia cieszyły go najbardziej. W strefie mieszanej wydawał się być najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi. – To moje pierwsze derby północnego Londynu i… było niesamowicie. Wiele razy oglądałem je jako dziecko, a teraz biorę w nich udział. Nie mogę tego opisać. Nigdy o tym nie zapomnę.

Wszyscy traktują go jak człowieka Tottenhamu. Ostatnio rzucił nawet, że chce w tym klubie zakończyć karierę. Nieco abstrahując: odważne słowa jak na 22-latka z papierami na wielkie granie. Złośliwi zapewne za chwilę wyciągną przykłady Luki Modricia i Garetha Bale’a, którzy swoje przenosiny do Madrytu poprzedzili strajkiem. Po to, by zasugerować, że z Harrym będzie podobnie. Wracając do tematu, to na White Hart Lane wspinał się po kolejnych szczeblach drabiny, której szczytem jest gra w pierwszym zespole, ale ma za sobą również epizod w szkółce innej londyńskiej drużyny.


Poznajecie gościa? W dolnym rzędzie pierwszy z lewej. Miał wtedy osiem lat, więc uznajmy, że to nic zobowiązującego… Jak sam mówi, po prostu chciał grać w piłkę.


A tu 11-latek, który za chwilę trafi do szkółki Tottenhamu, świętuje tytuł dla Arsenalu (załapał się na ostatni). Fryzura na Ljungberga. Swoją drogą, miał chyba tendencję do tycia. Sport go uratował.

*
– Wreszcie czuję, że jestem wystarczająco dobry, by grać dla „Kogutów” w Premier League – powiedział Harry Edward Kane po powrocie z Leicester. Podobne zdanie wypowiedział już ponad rok wcześniej, gdy meldował się w Londynie po niezłym okresie w Millwall. Dowiedział się również, „jak pachną skarpetki” w szatniach Leyton Orient i Norwich City. Cztery wypożyczenia. OK, w Anglii taka praktyka jest powszechna w mniej więcej takim samym stopniu jak zaległości w wypłatach w polskich klubach. Jednak w pewnym momencie, gdy macierzysty klub po raz enty wysyła cię do mniejszego ośrodka, byś się ogrywał, szanse na zaistnienie w pierwszej drużynie zamiast rosnąć, zaczynają spadać. Kane postawił nogę na tej granicy.

League One. 5 goli i powrót. Debiut w pierwszej drużynie (Liga Europy, strzelił nawet bramkę w tych rozgrywkach), a potem znów wyjazd. Tym razem Championship. 9 trafień dla Millwall. Może teraz? Tak jest. Debiut w Premier League! 5 minut przeciwko Newcastle, czuje się jakby złapał Pana Boga za nogi. W tym sezonie zaliczył jeszcze trzy występy w najwyższej klasie rozgrywkowej. W Norwich City. Zdążył wrócić do domu, lecz końcówkę sezonu spędził w Leicester. Znów wylądował w Championship. Generalnie: życie na walizkach.

Na kolejną przeprowadzkę kręcił nosem. Jak już wspomniano, Andre Villas-Boas kupiłby mu bilet i wsadził do pociągu, ale ostatecznie tak się nie stało. Być może – paradoksalnie – pomogły mu trochę problemy ze zdrowiem. Portugalczyk stracił robotę, a u Sherwooda młody Anglik pokazał się w kilku meczach. W sierpniu zgłosiło się po niego Crystal Palace. Neil Warnock mówił, że to ekscytujący piłkarz. Jednak na White Hart Lane chyba w końcu doszli do tego samego wniosku.

Potrafi grać w piłkę, ale co dalej? Tak, wiadomo: to pytanie brzmi źle, w zasadzie: bardzo źle. Sama umiejętność kopania na najwyższym poziomie powinna być wystarczającym powodem, by uwielbiać Harry’ego. Jednak wydaje się, że w dzisiejszych czasach, by trafić na piedestał, ten przeznaczony dla absolutnego topu – a to chyba jest punkt, w kierunku którego zmierza napastnik Tottenhamu – potrzeba czegoś więcej. Można się na to zżymać, ale pozaboiskowy background jest ważny, by chociażby „dobrze sprzedać koszulki”.

Paradoksalnie, historia skromnego „chłopaka z sąsiedztwa” może być jego atutem. Raczej nie pokochają go bulwarówki, bo nie dostarczy im tematów do wypełnienia gazety. Część publicystów uważa nawet, że gwiazdor Harry „normalny chłopak” Kane jest bardzo potrzebny całej angielskiej piłce, by na tle zepsutego środowiska wyeksponować kogoś, kto naprawdę może być wzorem dla młodzieży. By w oczach społeczeństwa trochę poprawić zszarganą wszelkiego typu ekscesami reputację zawodu. Człowiek, który bawi i uczy. Bawi robi robiąc show na boisku, uczy postawą poza nim.

A Kane nie dość, że nudziarz, który interesuje się chociażby baseballem i golfem, a na Instagram wrzuca głównie zdjęcia z treningów i spotkań, to jeszcze w dodatku tytan pracy. Podobno w Tottenhamie ciężko znaleźć bramkarza, którego nie nękałby prośbami o nadgodziny po treningu, podczas których mógłby poćwiczyć uderzenia.

Z wywiadów z nim wieje nudą, z rozmów o nim – wręcz przeciwnie. To stwierdzenie jest oczywiście sporym uproszczeniem, ale kto wie, być może właśnie taki bohater jest teraz Anglii potrzebny.

MATEUSZ ROKUSZEWSKI


Najnowsze

Anglia

Anglia

Amorim zaznacza, że nie skreślił Rashforda: Manchester United potrzebuje go

Arek Dobruchowski
4
Amorim zaznacza, że nie skreślił Rashforda: Manchester United potrzebuje go

Komentarze

0 komentarzy

Loading...