Reklama

Transferowa błazenada, czyli słówko o letnich „wzmocnieniach” Zawiszy

redakcja

Autor:redakcja

09 stycznia 2015, 18:37 • 4 min czytania 0 komentarzy

Przyjemna dla oka, radosna, ofensywna piłka. Ósme miejsce w lidze, wygrane z Legią czy Wisłą. No i zdobycie Pucharu Polski. W poprzednim sezonie zagraniczny zaciąg do Zawiszy miał sens, co pokazywały wyniki. Minionego lata granica dobrego smaku została jednak wyraźnie przekroczona. Osiem transferów, z czego właściwie jeden na plus. Cała reszta? Kompletny szrot, którego sprowadzenie uwłacza nie tylko klubowi, ale całej lidze.

Transferowa błazenada, czyli słówko o letnich „wzmocnieniach” Zawiszy

Z boku wygląda to tak, jakby przed poprzednim sezonem sprowadzano piłkarzy z głową, po choćby cząstkowej analizie. Bardziej lub mniej sprawdzili się Alvarinho, Herold Goulon, Bernardo Vasconcelos, Luis Carlos, Andre Micael czy Jorge Kadu. Żadnego nie sposób nazwać niewypałem. Tego lata, mamy wrażenie, odbywało się to na zasadzie kompletnej łapanki. Transferowa skuteczność spadła praktycznie do zera. Powód? Zdaniem Radosława Osucha paradoksalnie największy sukces, czyli awans do europejskich pucharów. Oto co mówił w wywiadzie udzielonym nam kilka miesięcy temu.

Wiecie co było moją siłą rok temu? Że znam ten rynek. Dlatego spokojnie czekałem aż zbliży się zamknięcie okna transferowego. Pod koniec sierpnia piłkarze, którzy wcześniej chcieli ode mnie 12 tysięcy euro, nagle zgadzali się grać za 5 tysięcy. Wiedziałem, kogo sytuacji przydusi i spokojnie czekałem. A teraz tak się nie dało. Zaczynają się puchary, trener mówi: – Mam 13 zawodników na treningach, tak się nie da pracować! I miał rację. Dlatego musiałem mu sprowadzać ludzi na miarę naszych możliwości finansowych. Ale możliwości się zmieniają. Na dobrego piłkarza może nie być cię stać w lipcu, ale stać cię w sierpniu. Teraz musielibyśmy już mieć zawodników w lipcu… Ściągamy takich piłkarzy, na jakich nas stać, a przy tym jesteśmy bardzo dobrze zorganizowani. Byliśmy jedynym klubem z zyskiem za ubiegły sezon – 560 tysięcy złotych. Za sprawy sportowe odpowiada trener, a zespół – za co płacimy teraz cenę – został źle przygotowany.

Trochę potaplaliśmy się w błotku i wzięliśmy pod lupę każdego z osobna.

Rafael Porcellis (8 meczów, 1 asysta) – według legendy przez ostatnie trzy lata zdobył 51 bramek. Cóż, widocznie między drugą i trzecią ligą portugalską, a ekstraklasą, jednak jest jakaś różnica.

Reklama

David Fleurival (5 meczów) – na papierze całkiem niezły. W CV ma ligi portugalską, belgijską czy drugą francuską. Na boisku kompletna porażka. Sześć meczów, w których średnio zasłużył na notę w okolicach 1,5. W nagrodę szóste miejsce w naszej klasyfikacji najgorszego zagranicznego szrotu, z dopiskiem “sabotaż”.

Samuel Araujo (11 meczów, 1 asysta) – najczęściej piłkarz pierwszej jedenastki. Już we wrześniu pisaliśmy, że zawodnik jego pokroju nie byłby wzmocnieniem nawet Chrobrego Głogów. Trochę czasu minęło, a on nie zrobił niczego, co skłoniłoby nas do zmiany zdania.

Grzegorz Sandomierski (10 meczów) – jego powrotowi, po spalonych próbach w Belgii, Anglii czy Chorwacji, przyglądaliśmy się ze szczerym zainteresowaniem. Wielu Polaków nie radzi sobie za granicą, ale wciąż potrafią wyróżniać się na tle ekstraklasy. To jednak nie był Sandomierski, którego pamiętamy.

Wagner (18 meczów, 3 bramki, 1 asysta) – właściwie jedyny z portugalsko-brazylijskiego zaciągu, który nie zawiódł. Zdecydowanie wyróżniał się na tle chaotycznej, szarej masy.

Joshua Silva (2 mecze) – ściągnięty na życzenie byłego trenera Zawiszy, Jorge’a Paixao. Parodysta przez wielkie “P”.

Mica (5 meczów) – reklamowany jako wielki portugalski talent. Jego zadaniem było zastąpienie Michała Masłowskiego, a Radosław Osuch widział w nim odkrycie ligi. Rundę zakończył z jednym meczem rozegranym w pełnym wymiarze czasowym. Głównie powstrzymały go kontuzje.

Reklama

Anestis Argyriou (8 meczów) – chyba największy wśród bydgoskich ananasów. Nie dziwimy się, że któryś z piłkarzy Zawiszy w trakcie pomeczowej rozmówki (nie pamiętamy który) nie zapamiętał jego nazwiska. My też już prawie zapomnieliśmy.

Dziś dowiedzieliśmy się, że kontrakt z Wagnerem, czyli jedynym, który potrafił grać w piłkę, został rozwiązany za porozumieniem stron. Ponoć nie odnalazł się w bydgoskiej rzeczywistości (jakoś się nie dziwimy). Zarzucano mu też brak odpowiedzialności i zaangażowania w defensywie. Wcześniej pożegnano również Argyriou, Fleurivala, Silvę. Kolejni już ustawiają się w kolejce. W Zawiszy nie chcą także Kadu (bo jest irytująco nieskuteczny), Andrzeja Witana czy Wahana Geworgiana. Kontrakt rozwiązano już z Piotrem Petaszem. Lista transferowa wisi na stronie klubu.

Trwa robienie czystki, będącej oczywistym przyznaniem się do błędu. Bardzo prawdopodobne, że w miejsce jednych pseudo piłkarzy, przyjdą następni. Nazwiska nowych “nabytków” – Marić, Pulhac czy Smektała – nie napawają nadmiernym optymizmem. Inaczej może być ze Świerczokiem, który na treningach prezentuje się ponoć świetnie. Kogokolwiek Zawisza jednak sprowadzi wiosną, jednego chyba możemy być pewni. Gorzej nie będzie. Gorzej po prostu być nie może.

Najnowsze

Niemcy

Polak na wylocie. Schalke chce się pozbyć Marcina Kamińskiego

Antoni Figlewicz
0
Polak na wylocie. Schalke chce się pozbyć Marcina Kamińskiego

Komentarze

0 komentarzy

Loading...