Reklama

Znęcanie się nad kibicami w Gliwicach. Przyda się przerwa…

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

15 grudnia 2014, 20:52 • 2 min czytania 0 komentarzy

Ostatni akord tej jesieni w Ekstraklasie. Ostatnie poniedziałkowe męczenie buły w tym roku. Ostatnie – momentami rozpaczliwe – próby przekonania nas przez piłkarzy, że to co oglądamy, to naprawdę jest mecz piłkarski. Ostatnie rozmówki w przerwie, które nic nie wnoszą. Bardzo wiele zrobili dziś zawodnicy Piasta Gliwice i Pogoni Szczecin, abyśmy po meczu stwierdzili z ulgą: jak dobrze, że to już koniec. Misja zakończyła się sukcesem.

Znęcanie się nad kibicami w Gliwicach. Przyda się przerwa…

W zasadzie idealnym komentarzem do całego spotkania była sytuacja, po której padła jedyna bramka. Jeśli wykazaliście się rozwagą i nie oglądaliście, to możecie ją traktować jako „mecz w pigułce”. Niezłe dośrodkowanie w pole karne i kiks Badii. Obrońcy Pogoni mieli sporo czasu, by oddalić zagrożenie od własnej bramki, ale komunikacja w tercecie Rudol-Golla-Janukiewicz nie zadziała. W rezultacie pierwszy z nich popisał się asystą, której Kamil Wilczek nie miał prawa zmarnować. W skrócie: nieudolność i przypadek.

Napastnik Piasta, którego z braku laku wybraliśmy plusem meczu, zdobył w tych dziwnych okolicznościach dziewiątą bramkę tej jesieni. Niby nic wielkiego, w końcu pięciu piłkarzy Ekstraklasy strzeliło ich tyle samo lub więcej, ale w jego wypadku warto odnotować, że:

a) wyrównał tym samym rezultat strzelecki z poprzedniego sezonu (wtedy potrzebował 31 spotkań)
b) w 19 meczach strzelił tyle samo goli co przez pierwsze 4.5 sezonu w Ekstraklasie (81 spotkań dla Piasta i Zagłębia)

Bez dwóch zdań Kamil Wilczek jest jednym z bohaterów tej rundy.

Reklama

Pogoń? Ofensywni piłkarze zdecydowanie zawiedli. Dawno nie widzieliśmy tak bezproduktywnego Frączczaka. Równie dawno nie widzieliśmy Zwolińskiego, który tak łatwo daje się przestawiać środkowym obrońcom. Kun wrócił do poziomu, po którym nawet najmniej ogarnięty lokalny dziennikarz nie porówna go do Aguero. Murayama coś tam próbował zdziałać, ale więcej było z tego wiatru niż pożytku. Trochę szkoda nam było Jana Kociana, bo nawet jeśli chciałby coś zmienić, to nie za bardzo miał pole manewru. Przy niekorzystnym wyniku zdecydował się wpuścić na boisko Kamila Wojtkowskiego (rocznik 1998!) i Michała Walskiego (1997), a to wiele mówi o sile ognia, którą dysponował.

Dobra, nie ma co przedłużać, szkoda czasu. W najbliższych dniach na stronie znajdziecie zapewne sporo podsumowań. Może i będzie w nich miejsce na wzmiankę o dzisiejszym meczu – czołówka kategorii najnudniejszy mecz jesieni.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

0 komentarzy

Loading...