Dla wielu kibiców w Polsce Bartosz Białkowski to był zawsze taki trochę bramkarz – widmo. Niby od lat w świadomości funkcjonował, najpierw jako młody talent szkolony na Wyspach, jako kapitan reprezentacji U-20 na mistrzostwa świata w Kanadzie, wybrany przez Globisza mimo obecności w kadrze Tytonia i Szczęsnego. Ale później już głównie jako ten, który zamiast bronić, zmaga się z samym sobą gdzieś na Wyspach, ciągle na peryferiach dużej piłki. On tymczasem ma dopiero 27 lat, a więc ledwie wchodzi w ten najlepszy wiek bramkarski, a w jego karierze od przynajmniej roku zaczyna dziać się coś naprawdę fajnego. Pruje nieustannie w górę.
Kiedy jeszcze wiosną rozmawialiśmy z nim na Weszło o Notts County, a więc jego ówczesnym klubie, sam oceniał bez upiększania – „poziom nie jest zły, ale nie ma się czym podniecać, angielska trzecia liga”. Już w tej trzeciej lidze dwukrotnie wybierano go jednak graczem miesiąca, kilka razy trafiał też do jedenastek kolejki i ewidentnie nadrabiał stracony czas, po tym jak zasiedział się w Southampton.
– Przychodziłem i myślałem, że zostanę bramkarzem na lata. Zagrałem siedem pierwszych meczów, a jeden z trenerów powiedział mi, że pytał o mnie Liverpool. Nie chcieli mnie puścić, bo dopiero co przyszedłem. Po trzech miesiącach dali mi nową umowę – tak o Suothampton opowiadał w wywiadzie dla Weszło. – Potem jednak przyszła kontuzja z Newcastle. Zerwanie więzadeł, 9 miesięcy żmudnej rehabilitacji. Wszyscy rozjechali się na wakacje, a ja dzień w dzień powtarzałem te same ćwiczenia. Rehabilitacja się przedłużała, więc ściągnęli Kelvina Davisa. No i on broni do dziś.
Generalnie o regularnej grze nie było mowy. Najwyżej o treningach w towarzystwie Walcotta albo Bale’a – bo jak wiadomo, „Święci” zawsze słynęli z produkcji świetnych zawodników.
Przynajmniej kilka razy wydawało się, że Białkowski wróci do polskiej ligi – tak jak stało się z Kupiszem, jak stało się z Fojutem, czy czego bliski bywał Cywka. Już w czasach Macieja Skorży pytała o niego Wisła, ale Alan Pardew skonsultował sprawę z prezesami i włączył… czerwone światło. Mniej więcej rok temu chciało go również Zagłębie Lubin i ten temat, paradoksalnie, wydawał się realny. Białkowski miał już serdecznie dosyć trzeciej ligi i przyjmowania po parę goli niemal mecz po meczu. Notts County przez 24 kolejki (!) sezonu zajmowało ostatnie miejsce w tabeli, w pewnym momencie do bezpiecznego miejsca traciło już siedem punktów, by na koniec – przy wielkim udziale Polaka – wywinąć się od spadku.
Tak jak większość ludzi w Polsce, do tej pory nie mieliśmy wielu okazji, żeby go oglądać, ale śledzimy komentarze, wsłuchujemy się w opinie ludzi z Anglii. A te od dawna brzmiały: „Championship level keeper playing in League One” – tak o nim pisali. Właśnie ta Championship, zaplecze angielskiej ekstraklasy, marzyła mu się najbardziej, chociaż po utrzymaniu z Notts miał już różne opcje transferowe. On chciał jednak zostać w Anglii. Podpisał dwuletni kontrakt z Ipswich Town, ekipą górnej połówki tabeli drugiej ligi, w której widział go Malcolm Webster – trener bramkarzy pracujący wcześniej w Southampton.
Początkowo Polak miał być zmiennikiem Deana Gerkena, 29-letniego Anglika z przeszłością w przeciętnych brytyjskich klubach, który bronił w Ipswich cały miniony sezon. I faktycznie, początkowo tak też właśnie było. Białkowski 14 kolejnych spotkań obejrzał z pozycji ławki rezerwowych, ale w końcu pierwszego listopada dostał szansę. Nie oddał miejsca w bramce przez sześć kolejnych meczów i wczoraj… odbierał już statuetkę dla najlepszego piłkarza miesiąca listopada.
Warto to zaakcentować, bo przecież regularnie pisało się w ostatnich latach o Cywce czy Majewskim, sporo szumu było zawsze wokół Kuszczaka broniącego w Brighton albo wokół Boruca w Bournemouth, a tymczasem ten bliżej nikomu nieznany, pozostający w cieniu Białkowski został właśnie uznany najlepszym piłkarzem wicelidera tabeli. Drużyny myślącej przynajmniej o barażach o Premier League.
Wszystko wskazuje na to, że od kiedy przyjął stylówkę niczym Dan Bilzerian (no, zobaczcie tylko powyższe zdjęcie), w bramce też postanowił być kozakiem.