Bayern utrzymuje pewną przewagę siedmiu punktów nad drugim Wolfsburgiem, mimo że dziś przyjmował na własnym terenie naprawdę groźny Bayer. Bawarczycy znów pokazali, że wcale nie tak łatwo im podskoczyć – wygrali skromnie, ale dość pewnie. I znów potwierdzili, że na krajowym podwórku są niekwestionowanym numerem 1. W tym sezonie w lidze nie przegrali ani razu i zapewne tak pozostanie co najmniej do końca roku (Augsburg, Freiburg, Mainz).
To była ostatnia nadzieja, by ktoś tej jesieni przerwał tę passę Bayernu. Passę meczów bez porażki, no i niemalże bez remisów (dotychczas tylko trzy potknięcia). I co? I znowu nic.
Mimo, że goście z Leverkusen nie dali sobie w kaszę dmuchać, nie odpuszczali i wypadli nieźle. Podobać się mogła zwłaszcza pierwsza połowa i początek meczu, kiedy Bellarabi stanął sam na sam z Neuerem, uderzył obok, a właściwie z linii bramkowej piłkę wybił Bernat. Chwilę później po ładnej akcji dorzucał Son, ale nikt jego podania nie zamknął. To był sam początek meczu, którego Bayer nie potrafił powtórzyć, nie był już w stanie tak przycisnąć.
Nie, to nie był wielki mecz Bayernu. Guardiola znów upchnął z przodu imponującą piątkę, czyli Robbena, Goetze, Ribery’ego, Muellera i Lewandowskiego, no i ta piątka nie współpracowała ze sobą na odpowiednio wysokim poziomie. A Lewy co chwila się frustrował – a to ktoś mu nie podał, a to sędzia nie odgwizdał faulu, a to ktoś go „delikatnie popchnął”. Tę frustrację mógł zażegnać golem: próbował w dobrej sytuacji szukać Muellera, aż w końcu sam fatalnie spudłował. Ale sytuację, tutaj byśmy go nieco bronili, miał naprawdę niełatwą.
Stanęło na tym, że Bayern jedynego gola strzelił po rzucie rożnym, do czego raczej nas nie przyzwyczaił. Robben, Rafinha, dość przypadkowo Xabi Alonso i Ribery. Setny gol Francuza dla Bayernu w 186. występie padł tak:
Dziś Neuer znów wybiegał na 35. metr, by przerwać groźną akcję rywali. Podobał się Rode, który wszedł w przerwie za Goetze, Bayern delikatnie zmienił wtedy ustawienie, a wprowadzony zawodnik robił różnicę – odbierał wiele piłek (no i po wejściu Bellarabiego ledwo pozostał w jednym kawałku). A wcześniej grał właśnie z upchniętą piątką, która wciąż chyba nie jest do końca pewna, co ma robić. Pewnie jest to jeszcze kwestia czasu, ale nawet dla dziennikarzy wydaje się to trudne do rozpisania.
Dlatego też niewiele z tej gry ofensywnej na razie wynika. Bayern nie dochodził dziś do sytuacji podbramkowych, a najgroźniejszą miał… po niegroźnym strzale Muellera, który w jakiś nietypowy sposób Leno wrzucił na słupek. I tyle. Tylko tyle. Ale Guardiola, mimo że pozwolił sobie na kolejne eksperymenty (akurat ten z przodu to nie po raz pierwszy), znów jest zwycięski.