Starć poważnych drużyn w poważnych rozgrywkach ciąg dalszy. A po tym, co zobaczyliśmy wczoraj w Manchesterze czy pięknym popisie Chelsea w Gelsenkirchen, zacieramy ręce na samą myśl…
Co nas dziś czeka w Champions League? Przede wszystkim niemiecko-angielskie starcie numer 3. Wczoraj dwukrotnie lepsze okazały się zespoły z Premier League: Chelsea zmiażdżyła Schalke, City z imponującym finiszem pokazało, że piłkarze Bayernu to też tylko ludzie. A teraz Arsenal gra z Borussią Dortmund, czyli dwa zespoły przepełnione problemami i naprawdę kiepskimi nastrojami. Różnica polega jednak na tym, że BVB na arenie europejskiej rozdaje karty, Arsenal – już nie tak śmiało. Faworytem, choć nieznacznym, są jednak londyńczycy (2.35).
Expekt nieźle płaci też za wygraną innego angielskiego zespołu Liverpoolu (1.92), który ma przed sobą wyprawę na ciężki teren w Bułgarii. I co ciekawe, jedni i drudzy mają tylko po trzy punkty.
Strzelcy goli? Wczoraj bardzo niskie kursy oferowano za trafienia Ibrahimovicia i Messiego – trafili obaj. Trafił też Lewandowski, na którym można było zarobić dwukrotność stawki. Dziś za gola Cristiano Ronaldo proponuje się skromne 1.07, Karima Benzemy – już 1.64. Aż 2.50 warte jest zaś trafienie Ciro Immobile, który zawodzi w BVB, ale w pierwszym meczu z Arsenalem umieścił piłkę w siatce. Nieco mniej, bo 2.30, mamy za bramkę Danny’ego Welbecka, który w LM załadował hat-tricka Galacie. Aha, pewniakiem zdaje się być też Carlos Tevez (1.37).
Zakłady na zwycięzców grup? W „B” sprawa jest już zamknięta, bo pozamiatał Real, w „D” – jeszcze otwarta, ale raczej już tylko przez chwilę, bo BVB ma pięć oczek przewagi nad Arsenalem. To dlatego za Niemców płaci się jedynie 1.05. W grupie „A” krok od wyjścia z pierwszego miejsca jest Atletico (kurs 1.35), a w grupie „C” – Bayer Leverkusen (1.20).
Jakie typy sugerujemy na dziś? Jako że kompletnie się nie znamy, to nie radzimy brać ich na poważnie, ale… Real powinien sobie poradzić w Szwajcarii, prowadząc do przerwy i wygrywając po 90 minutach. Juventus trochę się pomęczy – remis do przerwy i rozstrzygnięcie na swoją stronę dopiero w drugiej części meczu. Włosi potrzebują zwycięstwa, bo mają tyle samo oczek, co drugi Olympiakos. Nie tyle wierzymy też w Liverpool, co po prostu nie wierzymy w Ludogorets. Każdy już chyba widzi, że Bułgarzy to wcale nie takie ogórki, raz już z Bazyleą wygrali, ale w rewanżu dostali mocno w czapę (4:0).