Świetny mecz Manchesteru City z Bayernem, występ rozpędzonego Arkadiusza Milika w Paryżu – te wydarzenia potraktowaliśmy jako dania główne dzisiejszego wieczoru z Ligą Mistrzów. Nie oznacza to jednak, że nie zerkaliśmy na inne areny. Nic z tych rzeczy, przyglądaliśmy się całkiem uważnie, a rezultaty naszych obserwacji znajdziecie poniżej.
1. Messi… znowu to zrobił, znów pobił jakiś rekord. Można powiedzieć, że jest jak dziecko – nawet na chwilę nie można stracić go z zasięgu wzroku, bo coś nawywija. W sobotę w genialnym, domagającym się uwagi stylu, rozprawił się z wyczynem Telmo Zarry i został najlepszym strzelcem w historii La Liga, a dziś – ledwie 72 godziny później – odstawił Raula i samodzielnie prowadzi w klasyfikacji najskuteczniejszych piłkarzy Champions League. Styl? Równie imponujący jak ten z ligowego starcia z Sevillą. Hat-trick ustrzelony prawą, czyli teoretycznie tą słabszą, nogą. Chyba raz na zawsze zamyka to dyskusję – bezsensowną naszym zdaniem – o kompletności/niekompletności argentyńskiego napastnika.
Messiemu kończą się rekordy do pobicia, a nam przymiotniki, by komplementować jego wyczyny. Jak żyć?
Wyczyn Argentyńczyka w meczu z APOEL-em to – przynajmniej w stolicy Katalonii – wydarzenie wieczoru, lecz należy również wspomnieć, że pierwszą bramkę dla Blaugrany strzelił Luis Suarez. Do tej pory „tylko” asystował. Najwyższa pora.
2. Mecz Romy z CSKA na biegunie w Moskwie toczył się w takiej aurze, że chcielibyśmy, aby na temat tych warunków wypowiedział się Piotrek Ćwielong. Spodziewaliśmy się przed spotkaniem, że mróz może być dużym sprzymierzeńcem Rosjan i wynik mógłby wskazywać, że tak właśnie było, ale szczerze mówiąc – to nie do końca prawda. Roma dominowała w pierwszej połowie, miała znacznie więcej z gry i prowadziła zasłużenie po kapitalnej bramce Il Capitano, dla którego wolny zza szesnastki to właściwie jak karny. Po zmianie stron kompletnie jednak oddała inicjatywę. To nie zimno ścięło ją z nóg, a ona sama. Nie interesowało Włochów przekraczanie środkowej linii i choć owszem, Nainggolan miał setkę, to był to tylko wyjątek potwierdzający regułę. Koniec końców, zaparkowanie autobusu opłaciłoby się, bo brakło rzymianom trzydziestu sekund do dowiezienia wyniku. 1-1. Ale podział punktów jest o wiele sprawiedliwszym wynikiem, który sprawia, że kwestia awansu w tej grupie nadal otwarta. Już obgryzamy paznokcie, myśląc o starciu na Stadio Olimpico.
3. Drugiej z niemieckich drużyn, Schalke 04, poszło jeszcze „nieco” gorzej niż Bayernowi. A nie, sorry, Schalke 05… Jeśli ktokolwiek spodziewał się wyrównanego meczu, zwłaszcza po 1:1 w Londynie, jakiejkolwiek walki Niemców z Anglikami o pierwsze miejsce w grupie – musiał się mocno rozczarować. Chelsea próbowała zrobić z Schalke drugi Maribor, brakło tylko jednego gola, a tak naprawdę to brakło skuteczności. Dziś na murawę wyszedł bowiem jeden zespół, na który jedynie sentymentalnie i z zazdrością mógł spoglądać jego były trener, Di Matteo.
Problem dzisiejszego opiekuna Schalke polegał na tym, że stworzył coś na wzór niedawnej Cracovii, czyli zespół bez obrońców. Kirchhoff strzelił do własnej bramki, zmieniający go Hoeger czy grający od początku Santana z Uchidą, dokonywali piłkarskiej zbrodni na oczach wszystkich – katastrofalnie się ustawiali, podawali pod nogi rywali, gubili krycie. Trudno było o gorszy występ w obronie, a kibicom trudno o gorszy nastrój. Aż przypomniało się to, co przed rokiem z Niemcami zrobił Real, czyli 1:6 w Gelsenkirchen. Puenta? Wystarczy oddać głos Jermaine’owi Jonesowi, byłemu zawodnikowi Schalke: „Heldt, kogo teraz obwinisz? Smutne, że jedna osoba tak może zrujnować klub”.
4. Trochę dłużej niż zakładali organizatorzy potrwał drugi mecz grupy G. W Lizbonie – nie, nie na Stadionie Światła – były problemy z oświetleniem. Wieczór z Ligą przedłużył nam się o pół godziny, nie narzekamy. Przechodząc do wydarzeń boiskowych, trochę się działo. Nani kręcił słoweńskimi obrońcami jak amatorami spod bloku. Piłkarze Sportingu dominowali na murawie, szybko wychodząc na dwubramkowe, ale – by wprowadzić trochę dramaturgii – sami sobie wbili kontaktową bramkę. Ostatecznie wygrali, łyknęli w tabeli Schalke i w następnej kolejce będą musieli postawić się Chelsea, by to drugie miejsce utrzymać.
5. Pierwszy mecz w tej edycji Champions League wygrał Athletic Bilbao. Baskowie pokonali jedną bramką w wyjazdowym meczu Szachtar Donieck. Lepiej późno niż wcale, tym bardziej, że trzy oczka ugrane na Ukrainie ustawiają ich w zdecydowanie lepszej pozycji przed starciem o Ligę Europy. Ich konkurent w tejże rywalizacji – zespół BATE Borysów – przyjął dziś trójkę od Porto. Ogółem Białorusini dali sobie bić w fazie grupowej już 22 bramki. Ręki sobie uciąć nie damy, innych kończyn też nie będziemy nadstawiać, ale to chyba jakiś rekord.