Jesień w Anglii zapowiadała się dla naszych bramkarzy fatalnie. Najpierw po odejściu z Arsenalu niepewny swojej przyszłości był Łukasz Fabiański, a Artur Boruc dostał wyraźny sygnał od Ronalda Koemana, że murawy w Southampton to on raczej w tym sezonie nie powącha. Minęły trzy miesiące, a Boruc jest golkiperem Bournemouth, Fabiański poznaje natomiast uroki życia w Walii. Na swoim miejscu – czyli pomiędzy słupkami bramki Arsenalu – nadal stoi także Wojtek Szczęsny. Jego akurat na szczęście nie dotknęły żadne klubowe rewolucje. Jak radzi sobie zatem trójka naszych golkiperów? Przyjrzyjmy się bliżej ich ostatnim losom.
Zacznijmy od Artura Boruca. O “Borubarze” pisaliśmy już jakiś czas temu, ponieważ kolejny raz potwierdziła się pewna teoria. Jaka? Taka, że Boruc to kocur, który zawsze spada na cztery łapy.
Ronald Koeman z góry wyciął go ze składu Southamtpon, ale Polak swoją degradację przekuł w sukces, bo chyba tak należy postrzegać to, co wyprawia w Bournemouth. W zeszłym sezonie Artur pod względem suchych statystyk uplasował się w ścisłej czołówce najlepszych bramkarzy Premier League. Kiedy grał – pomijając pamiętne babole, które każdemu bramkarzowi czasem się zdarzają – spisywał się dobrze, wielokrotnie ratując wynik. Czemu zatem się go pozbyto?
Osobiste koneksje. Trenerem bramkarzy w Southampton jest Dave Watson, który już wcześniej współpracował z obecnym golkiperem “Świętych”, Fraserem Forsterem. Sytuacja wydaje się zatem klarowna – Polak odpadł w przedbiegach, zanim w ogóle zaczął się wyścig o pozycję bramkarza numer jeden. 10 milionów funtów – bo tyle zapłacono za Forstera – nie może przecież siedzieć na ławce.
Polak do Bournemouth wypożyczony został 19. września, a reszta historii póki co wygląda bajkowo. Drużyna Eddie’ego Howe’a jest druga w tabeli, a duża w tym zasługa właśnie Boruca. Odkąd stanął w bramce “The Cherries”, zespół traci o wiele mniej bramek, spójrzcie zresztą na statystyki Polaka, które są imponujące. Ok, ktoś może powiedzieć, że to tylko druga liga angielska, ale nie dajmy się zwieść pozorom – The Championship jest szalenie wyrównana, silna i przede wszystkim ciężka do wygrania. Drużyn jest aż 24, co daje 46 meczów w sezonie. A przecież są jeszcze play-offy o awans dla zespołów, które zajmą miejsca 3-6 w tabeli. Maraton to mało powiedziane…
Kibice Bournemouth już obwołali Boruca królem, ale czy jego panowanie w klubie potrwa długo? Wypożyczenie Polaka dobiega końca 31 grudnia 2014, a jego przyszłość to sprawa wciąż otwarta. Do Southampton raczej nie wróci (zwłaszcza, że Forster spisuje się bez zarzutu), może za to skusić się na transfer do innej ligi. Nam marzy się za to co innego. Nie byłoby źle, gdyby Artur został w Bournemouth i awansował wraz z zespołem do pierwszej ligi, by w przyszłym sezonie zmierzyć się właśnie z Southampton. To by dopiero były emocje.
Z martwych powstał Boruc, rozkwita także Fabiański. Arsene Wenger mówił o Łukaszu jeszcze w zeszłym sezonie: „Taki bramkarz to skarb. Nie narzeka, że nie gra, a w każdej chwili jego gotowy do wejścia między słupki”. Niektórzy dziennikarze z Wysp żartowali nawet, że Wenger był skłonny zaoferować Fabiańskiemu dożywotni kontrakt. Dlaczego? Francuz nigdzie nie znalazłby drugiego tak dobrego zmiennika, w dodatku pogodzonego z własnym losem.
Łukasz walnął jednak w końcu pięścią w stół i pokazał, że ma ambicje i woli grać, a nie brać pokaźną pensję za grzanie ławy na Emirates. Czy ryzyko opłaciło się? Mamy nieodparte wrażenie, że ciężko dzisiaj będzie znaleźć szczęśliwszego bramkarza na świecie niż Łukasz. Ale po kolei.
Na Emirates Stadium Łukasz Fabiański od jakiegoś czasu pozostawał w cieniu Wojtka Szczęsnego, a dla mediów był po prostu bramkarzem ciamajdą, „Flappyhandskim”. Obaj polscy golkiperzy Arsenalu byli jak ogień i woda – Szczęsny wygadany i pewny siebie (a czasem nawet zbyt), Fabiański wydawał się za to nieco zahukany. O Łukaszu krążyła obiegowa opinia, że technicznie to jeden z najlepszych bramkarzy na Wyspach, ale brak mu nieco osobowości – nie potrafi krzyknąć na obrońców, do tego spala się w ważnych momentach.
Jak jest dzisiaj? Sytuacja zmieniła się o 180 stopni. Polak jest pewnym punktem Swansea, to od niego zaczyna się ustalanie składu “Łabędzi”. Angielscy dziennikarze żartowali nawet że to, iż “Fabian” wybrał akurat Swansea było nieprzypadkowe. To właśnie na Liberty Stadium Łukasz zamienił się w “pięknego łabędzia” i gra swoją najlepszą piłkę od lat. Rzeczywiście, o formie Polaka można wypowiadać się jedynie w samych superlatywach. Popatrzmy zresztą na fakty: Swansea zajmuje wysokie, piąte miejsce w lidze, w czym oczywiście wielka zasługa Fabiańskiego.
Statystyki Łukasza są także bardzo dobre, w 11 meczach puścił 11 goli, co daje średnią jednej puszczanej bramki na mecz. Oczywiście współczynnik zawsze mógłby być lepszy, ale nie zapominajmy, że przed Łukaszem nie biegają obrońcy pokroju Terry’ego lub Kompany’ego. Warto zwrócić uwagę także na fakt, iż “Fabian” w 11 meczach aż pięć razy zachowywał czyste konto. Jego dobra forma nie umknęła ekspertom – angielski “Guardian” wybrał go do jedenastki cichych bohaterów Premier League początku tego sezonu. Mało? Niektórzy zaryzykowali nawet tezę, że Wenger nie potrafił wydobyć najlepszych cech z Polaka.
A sam Fabiański? Wyluzowany jak nigdy, coraz pewniejszy siebie, ewidentnie widać iż dobrze zrobiła mu zmiana otoczenia i wyjście z cienia Szczęsnego. Niedawno zresztą byliśmy świadkami ciekawego meczu, w którym Łukasz otrzymał szansę zmierzenia się ze swoim byłym zespołem. “Łabędzie” wygrały 2:1, a “Fabian” mógł jedynie uśmiechnąć się w duchu i rzec sobie po cichu: “Życie jest jednak cholernie piękne”.
Skoro jesteśmy już przy Arsenalu, rzućmy okiem na poczynania Wojtka Szczęsnego. Ogólnie Wojtek jest w najlepszej sytuacji z omawianej tutaj trójki – występuje w wielkim klubie, dodatkowo jest najmłodszy. 24 lata jak na bramkarza to wiek właściwie jeszcze szkolny, przecież 29-letni Fabiański dopiero co wchodzi w najlepszy dla golkipera okres. Patrząc na karierę np. takiego Edwina van der Sara, przed Szczęsnym nawet 15 lat gry na wysokim poziomie.
Żeby nie było jednak tak, że będą tutaj same “ochy” i “achy”, liczby Szczęsnego w Premier League w obecnym sezonie zwyczajnie nie powalają. Pierwszy bramkarz naszej kadry w 11 meczach puścił aż 13 goli, co daje średnią 1.18 na mecz. To więcej niż Fabiański, który obiektywnie gra przecież w dużo słabszym klubie. Oczywiście na papierze, ponieważ Swansea w tym momencie wyprzedza w tabeli “Kanonierów”, którzy zajmują dopiero szóstą lokatę w stawce. Szczęsny zanotował także regres jeśli chodzi o procent obronionych strzałów. W zeszłym sezonie było to 72.3%, w tym już zaledwie 65,8%. Dla porównania, Fabiański w obecnej kampanii broni aż 73.8% strzałów, co daje mu trzecie miejsce tylko za Fraserem Forsterem i Joe Hartem. Szczęsnego nie ma nawet w pierwszej dziesiątce.
Wracając do Wojtka, to do tej pory zachował on w lidze trzy razy czyste konto, poprawy wymaga gra całego bloku defensywnego Arsenalu. Jeśli “Kanonierzy” chcą marzyć o Lidze Mistrzów, muszą lepiej zacząć radzić sobie w tyłach. Szczęsny z naszej trójki jest oczywiście najbardziej perspektywiczny – młody, zdolny, a przecież może być tylko lepszy. Oczywiście, jeśli zachowa zimną głowę, z czym jak wiemy w przeszłości bywało różnie.
Wątpliwości nie ma za portal Transfermarkt.pl, który Wojtka wycenia aż na 16 milionów euro. Czy słusznie? Tak, ponieważ Wojtek jest bramkarzem świetnym, chociaż zdarzają mu się też słabsze momenty, które prowokują różne spekulacje. Arsenal to czołowa drużyna w Anglii, dlatego właściwie co sezon media typują potencjalnych nowych bramkarzy, którzy mogliby wzmocnić konkurencję w obozie “Kanonierów”.
Miał być ponoć Iker Casillas, ostatecznie przyszedł David Ospina. Na razie tematu rywalizacji nie ma, ponieważ Kolumbijczyk leczy kontuzję. Zobaczymy, jak będzie wyglądać w styczniu hierarchia bramkarzy w Arsenalu, i czy Wenger nie skusi się na jakieś zimowe zakupy. Wszystko także w rękach Wojtka – czasu na podreperowanie statystyk jest przecież jeszcze sporo.
Niedawno w angielskiej telewizji sportowej eksperci omawiali postawę bramkarzy w tym sezonie i niespodzianek raczej nie było. Najbardziej na plus oceniano Forstera i Fabiańskiego, Szczęsny w porównaniu do zeszłego sezonu mocno spadł, na co oczywiście mają wpływ wyniki jego zespołu i osobiste statystyki. Niemniej jednak możemy się cieszyć – Polska nadal bramkarzami stoi, a trójka naszych reprezentantów ma póki co pewny plac w swoich drużynach.
Kuba Machowina
Fot. FotoPyK