Bayer Leverkusen musi zwrócić szesnaście milionów euro sponsorowi, a raczej w tym momencie: jego komornikowi. Podpisana w 2009 roku umowa z firmą energetyczną TelDaFax odbija się właśnie czkawką, bardzo drogą czkawką. Kwestią główną jest jednak rozstrzygnąć, czy klub został przekręcony, czy też może zapłacił za własne grzechy.
TelDaFax oferowała tanią energię prywatnym klientom. Weszli na rynek w momencie zmian na niemieckim rynku energetycznym, kiedy każdy konsument mógł łatwo wybrać od kogo chce gaz, elektryczność itd. TelDaFax kusił atrakcyjną ceną, a przy tym stał się firmą rozpoznawalną, w bardzo dużej mierze dzięki Bayerowi. A często niestety jest tak, że gdy znamy daną markę, to jej ufamy; ten mechanizm mógł tutaj zadziałać, bo oszukać dało się 750.000 osób.
Mieli klasyczny system. Cena za usługę była niższa niż u innych, ale trzeba było zapłacić w dużej mierze z góry. Szybko okazało się, że to tylko kukułkowa firma, wydmuszka, niezdolna do pełnienia usług, co do których się zobowiązała. Ale na Bayer mieli pieniądze, bo dzięki jednej z lepszych ekip Bundesligi mogli się pochwalić kapitalną reklamą, więc interes dalej się kręcił.
Teraz komornik odebrał wszystkie pieniądze, jakie TelDaFax przelał na konto Bayeru przez czas trwania umowy sponsorskiej. Jakim prawem? Ano wszystko zgodnie z przepisami. Niemcy założyli, że bankrutujące firmy tuż przed upadkiem mogą wyprowadzić wszystkie fundusze, aby w momencie zgłoszenia aplikacji o bankructwo był to już bezwartościowy, pusty podmiot. Dlatego teraz odzyskano pieniądze od Bayeru, pod zarzutem, że w Leverkusen wiedzieli o niewypłacalności TelDaFaxu, a mimo to brali od nich pieniądze.
Bayer broni się. Firma zawarła umowę, stała się głównym sponsorem, zagościła na koszulkach, więc należy się kasa. Ze swojej strony zrobili wszystko jak należy, spełnili warunki. Jeśli jednak faktycznie wiedzieli, że firma jest na skraju upadłości, w świetle przepisów powinni próbować zerwać umowę. Ale to ciąganie po sądach, szukanie nowego sponsora, czyli generalnie: problemy i odcinanie źródełka z kasą.
Ciekawie czyta się teraz zapisy konferencji prasowej, zorganizowanej po zawarciu kontraktu pomiędzy Bayerem i TelDaFaxem: – Jeszcze wczoraj nikt nie znał TelDaFaxu. Dzięki nam usłyszą o tej firmie miliony osób – tak mówił wtedy Wolfgang Holzhauser, jeden z tych, którzy parafowali umowę ze strony klubu. Można więc śmiało założyć, że dzięki udziałowi Bayeru udało się oszustom wydoić więcej osób! Owszem, klub został wykorzystany, też oszukany. Problem w tym, że jak wspomnieliśmy: sąd uznał, że w Leverkusen wiedzieli w pewnym momencie, że biorą kasę od kanciarzy, ale woleli zamieść ten fakt pod dywan i dalej promować szkodliwy produkt.
Poza tym dzięki wypowiedzi Rudiego Vollera wiemy, że Bayer właściwie zapłacił tutaj za własną pazerność: – Otrzymaliśmy wiele ofert od różnych firm, ale żadna nie spełniała naszych oczekiwań. Mieliśmy odwagę nie godzić się na proponowane nam warunki, bo znamy swoją wartość. Zamiast postawić więc na bardziej sprawdzone marki (wcześniej ich sponsorem było RWE, energetyczny gigant z historią sięgającą XIX wieku), wybrali dużą kasę od bananowej spółki, wierząc, że w razie czego ich prawnicy odzyskają dla klubu pieniądze.
Bayer w naszych oczach byłby czysty tylko, gdyby został konkretnie oszukany i na wejściu (to akurat realny scenariusz), jak i w trakcie trwania umowy. Do tego stopnia, by nie wiedział, że TelDaFax nie spełnia zobowiązań danych usługobiorcom. W tę drugą wersję nie uwierzył sąd i stąd taki a nie inny wyrok. Nieprawomocny, Bayer może złożyć apelację, ale szanse na sukces są nikłe.