Wrócił. Wrócił tam, gdzie jego miejsce i gdzie czuje się dobrze. Wrócił do domu. Pod skrzydła trenera, który mu ufa i przed oczy ludzi, którzy go uwielbiają. Wystarczył jeden mecz, żeby sobie przypomnieć, że Shinji Kagawa i Borussia Dortmund to kapitalne uzupełnienia… Nasz cotygodniowy przegląd tego, co wydarzyło się w Bundeslidze.
1. Zaczniemy tym razem nie od wielkiej dwójki, tylko od Schalke. Schalke, które – jeśli wierzyć wyliczeniom „OptaFranz” – po raz pierwszy od 46 lat nie wygrało żadnego z pierwszych czterech meczów sezonu (włącznie z Pucharem Niemiec)… No, po sobotniej porażce 4:1 w Gladbach i SZESNASTYM (!) miejscu w tabeli Keller może mieć ciepło. A za moment mecz w Londynie z Chelsea.
2. Dla Borussii Moenchengladbach dwa gole załadował Andre Hahn, rewelacja minionego sezonu. – Wykopaliśmy Schalke z naszego stadionu. To jedno z moich najpiękniejszych zwycięstw – cieszył się. A w kwietniu Radosław Gilewicz pisał na Weszło o nim tak: Głośno mówił w mediach o tym, że jeśli do zimy nie uda mu się pokazać w Bundeslidze z dobrej strony, to… w wieku 23 lat zakończy karierę i pójdzie do szkoły. I co? Nagle w drużynie z tak niewielkim potencjałem strzela 10 goli, notuje 7 asyst i może przebierać w ofertach, między innymi z Moenchengladbach i Borussii Dortmund. Idealny dowód na to, jak przewrotna jest piłka i jak kilka miesięcy może zmienić temu chłopakowi całe życie.
3. – Chyba nic poważnego się nie stało, powinienem zaraz wrócić – mówił Holger Badstuber, przedwcześnie zmieniony w ostatnim meczu Bayernu. Okazuje się jednak, że coś poważniejszego się stało, bo facet wypada z gry na trzy miesiące, chociaż dopiero co powrócił po dobrych kilkunastu. Guardiola raczej nie ma już wyboru i będzie musiał zademonstrować kupionego latem Benatię.
4. A sam Bayern? Bez szału, zdecydowanie bez szału. Stuttgart bronił się twardo i zacięcie, a monachijczycy też nie stawiali wszystkiego na jedną kartę. Robert Lewandowski raz trafił w słupek, potem zanotował asystę przy trafieniu wracającego Ribery’ego (pierwsze minuty w tym sezonie), ale grał tak jak cały zespół: niezbyt szybko i dość czytelnie.
5. Skoro już przy Polakach jesteśmy, solidarnie w Kolonii trzyma się… nasza kolonia. Olkowski, Matuszczyk i Peszko zgodnie zasiedli dziś na ławce, jedynie ten ostatni na pół godziny się podniósł. Klich – jak na reprezentanta kraju przystało – w Wolfsburgu również przyzwyczajony już do pozycji siedzącej. Dobrze, że chociaż strzelił wbił coś Sobiech, a o jego występie przeczytacie TUTAJ.
6. W wielkim stylu wrócił do Niemiec Shinji Kagawa. Jak przyznawał sam Klopp, jego zespół w komplecie spotkał się dopiero w piątek, następnego dnia po raz pierwszy zagrał w takim składzie i… zagrał naprawdę dobrze. Na czele z Kagawą, który zaliczył asystę i strzelił gola dla BVB po 875 dniach. Wszędzie dobrze, ale u Kloppa najlepiej – aż chciałoby się powiedzieć. Zresztą, za Japończykiem stęsknili się chyba wszyscy. – Najlepszym momentem była przyśpiewka „Kagawa Shinji” podczas rozgrzewki. Dawno nie było tu tak głośno – mówił trener BVB. Przy okazji, oprócz Kagawy, bardzo na plus wypadł Adrian Ramos.
7. Prawdziwą reklamę Bundesligi oglądaliśmy jednak w piątek. Bayer Leverkusen – Werder Brema. Głowa chodziła nam raz w jedną, raz w drugą stronę. 19-letni Jedvaj strzelił pięknego gola i, jak się okazało, był to gol numer 2000. „Aptekarzy” w Bundeslidze. Goli łącznie było jednak więcej, bo aż sześć i we wszystkie trzy dla Werderu zamieszany był Sebastian Boenisch (nota „5” od Bilda i Kickera)…
8. Przez tę piątkową stratę punktów Bayeru nikt nie zdołał wygrać trzech pierwszych meczów. Po siedem „oczek” mają więc piłkarze z Leverkusen, Monachium i Hannoveru. Różnorodność, choćby po bilansach bramkowych, dość znaczna – od 9:5 u tych pierwszych do 4:1 u tych trzecich.
9. Rekordy biją też w Hamburgu, gdzie zdecydowanie dotknięto już dna. Trzy mecze, trzy porażki, pięć straconych goli i zero strzelonych. Tak dobrego bilansu z przodu podobno nie mieli w swojej historii jeszcze nigdy. A za tydzień Bayern… Będzie wesoło!