Warto było oglądać dzisiejszy mecz Bayernu do samego końca z jednego powodu – żeby zobaczyć ładną asystę Lewandowskiego przy golu Ribery’ego. Francuza, który dopiero teraz zaliczył pierwsze minuty (dokładnie 23) w tym sezonie Bundesligi, a za którym pewnie mocno tęsknił Polak. Tęsknił, bo przecież obaj od początku wspólnego pobytu w Monachium przyznają, że rozumieją się bez słów.
I to widać.
Nie był to jakiś porywający występ Lewandowskiego, w żaden sposób nie zachwycił cały zespół Pepa Guardioli. Jakby piłkarze Bayernu wyszli na boisku już z myślą: „ale czeka nas ciężki miesiąc…”. Bo faktycznie, wrzesień będzie morderczy: dwadzieścia dwa dni, siedem meczów. Pierwsze spotkanie z całej tej serii było więc dziś, u siebie ze Stuttgartem, i cel był chyba taki, żeby jak najszybciej strzelić gola i wszystko kontrolować.
Strzelił więc Goetze, w dziecinny wręcz sposób „nawijając” obrońcę Stuttgartu, a Bawarczycy mogli czekać na ruch rywala. A że ten ruch był bardzo nieśmiały i niewyraźny, to działo się naprawdę niewiele. Bayern kontrolował wydarzenia i ewidentnie nie zamierzał się przemęczać. Była jedna sytuacja, była druga, ale ciężko to rozpatrywać w kategoriach „setek”. Jedynie to raz w poprzeczkę trafił Xabi Alonso, a po kilku sekundach – z bardzo trudnej pozycji – Lewandowski w słupek.
Co możemy napisać o Lewym? Poza tym, co widzicie na powyższych nagraniach wideo, to niewiele. Partnerzy przesadnie się nie wysilali, to i nie wysilał się też Lewandowski. Nawet nie za bardzo miał, jak dziś tego gola strzelić. On, tak jak i partnerzy, czeka na ciekawsze mecze – o, choćby ten środowy z Manchesterem City. A dzisiejszy obowiązek został po prostu odbębniony.