Choć La Masia wydaje się być niczym nieograniczoną taśmą produkcyjną, która co roku dostarcza światu kolejne talenty z własnym stemplem jakości, takiego hype’u wokół nastolatka z Camp Nou nie pamiętamy od czasów Bojana Krkicia. Musiało minąć siedem lat, by wymagająca publiczność ze stolicy Katalonii ponownie zachwyciła się młokosem, który bez żadnych kompleksów wchodzi do pierwszej drużyny. Munir El Haddadi – bo o nim mowa – jeszcze dwa tygodnie temu nie mógł zasnąć przez pół nocy na myśl o debiucie u boku Leo Messiego. Dziś jest już o krok o założenia koszulki La Furia Roja.
123 minuty.
Tyle trwa „jeden Munir”. Nowa, całkowicie umowna jednostka czasu. Tyle wystarczyło, by ten młody chłopak kupił sobie aprobatę kibiców Barcelony, zainteresował swoją osobą Vicente del Bosque, a co za tym idzie – zyskał uwagę całego piłkarskiego świata.
Porównywany jest do królika, który nagle wyskoczył z kapelusza. Jednak dla tych, którzy z drużyną z Camp Nou są na bieżąco i nie ograniczają się jedynie do śledzenia poczynań pierwszej drużyny, nie jest to wielkie zaskoczenie. „Wyskoczył z kapelusza”, bo ten był już dla niego ewidentnie za ciasny. Mówiąc wprost, rówieśnicy z rozgrywek młodzieżowych nie byli już dla niego żadnymi przeciwnikami.
To obrazki z wielkiego finału UEFA Youth League. Teoretycznie mecz Barcelona-Benfica, a w praktyce show Munira. W całym turnieju napastnik marokańskiego pochodzenia zdobył 11 bramek i zaliczył pięć asyst. Tak, cały czas mówimy o dystansie dziesięciu spotkań. Bramka z połowy boiska? Niby to tylko wisienka na torcie, ale to właśnie wtedy stało się jasne, że ten chłopak za moment zapuka do bram pierwszego zespołu.
Zacznijmy jednak od początku. Skąd w ogóle Munir wziął się w La Masii?
Trop prowadzi do Madrytu, ale nie mówimy o zapleczu wielkiego Realu, a Atletico. Stamtąd przechwyciła się go Barcelona. Cztery lata temu młody El Haddadi zachwycił wszystkich podczas testów na Vicente Calderon, po czym Los Cholchoneros wypożyczyli go do zespołu Raja Majadahonda. Grając w drużynie kadetów, strzelił aż 32 gole w 30 meczach, a to oznaczało jedno: międzyklubową wojnę, w której Munir był główną nagrodą. Do walki przystąpiły drużyny z Primera Division, w tym giganci pokroju Barcelony i Realu, a także Manchester City. Zwyciężyła drużyna z Katalonii. Urodzony w Madrycie Munir pierwszą umowę podpisał w lecie 2011 roku.
Moglibyśmy w tym momencie żonglować liczbami, zarzucać was bilansami, jakie napastnik wykręcał, wspinając się po kolejnych szczeblach kariery, ale – wybaczcie – odpuścimy sobie. Styl, w którym to zrobił jest imponujący, a kto oglądał spotkania z Elche lub Villareal doskonale zdaje sobie sprawę z tego, o jakiej skali talentu mówimy. Powiecie, że miał sporo szczęścia, bo gdyby nie absencja Suareza i Neymara, to w ogóle nie powąchałby boiska. Pełna zgoda, ale ile wielkich karier zaczynało się od właśnie od szczęśliwego zbiegu okoliczności?
Idąc dalej, czy doczekamy się powtórki z rozrywki? Atletico Madryt w przeszłości straciło już przecież zdolnego juniora, który wyrósł później na świetnego napastnika. Oczywiście okoliczności były zgoła inne, ale podobieństw również nie brakuje. Chłopak nazywał się Raul Gonzalez Blanco.
Sporo wody będzie musiało upłynąć w hiszpańskich rzekach zanim poznamy odpowiedź na postawione powyżej pytanie. Dziś Hiszpania żyje inną kwestią, a mianowicie – czym kierował się del Bosque wysyłając – w miejsce kontuzjowanego Diego Costy – powołanie dla tego gołowąsa? Ile w tym uznania dla wielkiego potencjału tego chłopaka, a ile chłodnej kalkulacji, oznaczającej chęć zaklepania piłkarza z marokańskim paszportem dla hiszpańskiej kadry?
Jak widzicie, żartów na ten temat nie brakuje. Niezorientowanym podpowiadamy: rysunek sugeruje, że del Bosque niedługo zarzuci sieci na syna Leo Messiego i potomka Gerarda Pique. Generalnie – umówmy się – reprezentacja Maroka nie miała zbyt wielkich szans na podebranie Hiszpanom Munira – agent zawodnika powiedział, że ten „dokonał już wyboru”, a sam piłkarz nazwał powołanie od Sfinksa „spełnieniem marzeń” – ale del Bosque wolał dmuchać na zimne. Jednak prócz młodego napastnika Barcelony na liście powołanych jest tylko jeden snajper – Paco Alcacer z Valencii. Ciężko więc nazywać wezwanie Munira do kadry tylko i wyłącznie „cynicznym posunięciem”. Jest potrzebny do gry tu i teraz. Ma pomóc Hiszpanii w walce o punkty. Rozstrzygając więc spór, można powiedzieć, że selekcjoner Hiszpanów upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu.
Poprawcie nas jeśli się mylimy, ale jesteśmy chyba świadkami najbardziej błyskotliwie rozwijającej się kariery ostatnich lat. Wypada mieć tylko nadzieję, że nie skończy się ona tak samo szybko jak w przypadku Bojana.