Patrząc na charyzmatycznego Simeone nie przypomina on typowego trenera, a raczej latynoskiego macho z filmów Tarantino i Rodrigueza. Diego śmiało mógłby zastąpić Danny’ego Trejo w remake’u przygód Maczety i nie zobaczylibyśmy zbytniej różnicy. Tak też grało jego Atletico w zeszłym sezonie La Liga – nie tylko okazali się najlepsi, ale przede wszystkim najbardziej zabójczy i głodni sukcesów. Piłkarze „Los Colchoneros” zaufali metodom pracy Simeone, a ten docenił swoich żołnierzy jak nikt inny, „dziękując ich matkom za to, że dały swoim dzieciom tak wielkie cojones”. „Cholo” stworzył niesamowitą atmosferę walki i wzajemnego wsparcia, ale mistrzostwo Hiszpanii to dopiero początek. Atletico mimo mistrzowskiej korony znów przystąpi do rozgrywek jako „underdog”, a Simeone czeka jeszcze trudniejsze zadanie niż rok temu – ciężko jest wejść na szczyt, ale jeszcze ciężej jest tam zostać.
Argentyńczyk w zeszłym sezonie okazał się nieoczekiwanym zwycięzcą i tak samo będzie w nowej kampanii, wszystkie oczy znów będą skierowane na zbrojące się na potęgę Real i Barcelonę. „Blaugrana” kupiła Suareza, „Królewscy” Kroosa i Jamesa Rodrigueza. Nie próżnowali i „Los Colchoneros”, starając się zapełnić dziury po odejściu swoich gwiazd. Z Estadio Vicente Calderon pożegnali się: David Villa (NYFC), Adrian (FC Porto), ale największego rozbioru dokonali Jose Mourinho i Roman Abramowicz. „The Special One” w sumie za 58 milionów euro kupił Diego Costę i Filipe Luisa, a na Stamford Bridge wrócił także wypożyczony w sumie aż na trzy lata Thibaut Courtois.
Najbardziej kibicom Atletico żal pewnie Costy. To on stał na czele gangu, był równie charyzmatyczny co „Cholo”. Dla jednych napastnik światowej klasy, dla innych zwykły brutal i boiskowy bandzior. Nie jest jednak przypadkiem, że to akurat on był gwiazdą numer jeden z tym zespole. Pasował do charakteru Simeone – waleczny, zadziorny, wybiegany. Ten sam zdeterminowany wzrok co jego trener – ci dwaj Diego dogadywali się idealnie. Teraz następcą Hiszpana będzie Mario Mandżukić, który kosztował 22 miliony euro. Coś nam się zdaje, że u Simeone łokcie mierzącego 186 centymetrów Chorwata staną się jeszcze ostrzejsze, a przynajmniej będzie ich częściej używał.
Zakupy Simeone nie skończyły się na byłym napastniku Bayernu. Trzeba było jakoś zapchać dziury po gwiazdach, dlatego do Atletico przyszli także bramkarz Jan Oblak (z Benfiki za 16 milionów euro), Guilherme Siqueira (z Granady za 10 milionów) czy młodziutki Angel Correa (z San Lorenzo za 7,5 miliona). Niekwestionowanym hitem transferowym okazało się jednak kupno skrzydłowego Realu Sociedad, Antoine’a Griezmanna. Francuz ma dopiero 23 lata, a już zdołał strzelić w barwach „Txuri-Urdin” 52 gole w 201 meczach. Jego bilans w kadrze Francji to dziewięć spotkań i trzy trafienia.
Griezmann kosztował „Los Colchoneros” 24 miliony funtów, a walkę o jego podpis na kontrakcie Atletico stoczyło z Chelsea i Tottenhamem. Skrzydłowy mógł zagrać na Wyspach, ale wybrał kraj i ligę, które doskonale zna. W końcu w San Sebastian spędził długie dziewięć lat. Wydaje się, że jest to dla niego ruch bardzo rozsądny – pozostanie w kraju, który jest dla niego niemal jak ojczyzna, a do tego zamienia Real Sociedad na świeżo koronowanego mistrza Hiszpanii. 24 miliony to dużo, ale patrząc na potencjał Francuza jest to kwota adekwatna do jego możliwości. Błysk Griezmanna w połączeniu z etosem pracy i zadziornością Simeone mogą stworzyć piłkarza kompletnego. Na mundialu w Brazylii Antoine pokazał się z dobrej strony, wnosząc do gry „Les Bleus” świeżość i polot.
Mamy przeczucie, że za parę lat patrząc wstecz na karierę Antoine’a, te 24 miliony funtów traktować będziemy jako promocję. W zeszłym sezonie piłkarz strzelił 17 goli w lidze, dlatego kibice Atletico już zacierają ręce. To dopiero początek, Griezmann może być tylko lepszy. Optymizm ten podziela „Cholo”: „To doskonały gracz (…) Jest bardzo szybki i może nam dać wiele różnych opcji w ataku”. I rzeczywiście – nie tylko technika i szybkość to znaki rozpoznawcze Francuza, ale także wszechstronność. Może grać na obu skrzydłach, jako „dziesiątka”, a nawet na szpicy. Trenerzy kochają takich piłkarzy.
Diego Simeone pytany w zeszłym sezonie o przyczynę sukcesu jego ekipy, bez wahania odpowiadał: „Nasza dobra gra to zasługa kolektywu.” Szkoleniowiec Atletico w ciepłych słowach wypowiadał się jednak także o rywalach, doceniając różnorodność stylów przeciwników i równocześnie broniąc swojej aktyki: „Szanuję różne drogi dochodzenia do sukcesu (…) Piłka nożna nieustannie się rozwija, zmieniają się trendy, ale nadal najważniejszy jest zespół. Nie liczy się styl, liczą się wyniki. Jeśli wszyscy graliby tak samo, zanudzilibyśmy się na śmierć. Liczą się wyniki”. A wyniki Atletico napawają nadzieją na przyszły sezon. Za kapitalną grą „Los Colchoneros” w zeszłym sezonie stały przede wszystkim spójność, wola walki, dyscyplina. Ale i zwykła piłkarska jakość, szybkość, zdolność zaskakiwania.
„Cholo” stał się Ojcem Chrzestnym tej grupy, ale teraz musi ułożyć to wszystko tak, by nowe twarze zastąpiły stare bez uszczerbku dla stylu i jakości gry Atletico. Mistrzowie Hiszpanii przyzwyczaili nas do bezkompromisowego futbolu, ale w przypadku Diego Simeone można chyba być spokojnym – to w tym momencie jeden z najbardziej charyzmatycznych trenerów świata i w grze jego zespołu wiele się raczej nie zmieni. Media określały jego styl pracy przy linii bocznej podczas meczu jako „Martina O’Neilla z włączonym turbo”, a jego gesty głęboko przemyślaną formą mobilizacji. Nie mamy wątpliwości – ekipa z Madrytu znów będzie silna, a wisienką na tym torcie solidności i waleczności będzie błyskotliwy Antoine Griezmann. Zapowiada się wspaniały sezon.
KUBA MACHOWINA