Reklama

Reaktywacja Atletico. Stypa, która zmienia się w bal

redakcja

Autor:redakcja

26 lipca 2014, 18:56 • 4 min czytania

Nie ukrywam, w zeszłym sezonie stałem się sezonowcem Atletico. Imponowało mi, że udało się Rojiblancos przełamać duopol Realu i Barcelony, klubów, które finansowo wyciskają La Liga jak cytrynę (odsyłam do podziału kasy za prawa telewizyjne). Kibicowałem ferajnie Simeone, żeby odnieśli sukces w lidze i w Champions League, widząc w tym jedyną szansę, by wreszcie ktoś z maluczkich Primera Division (bo wszyscy w Hiszpanii w porównaniu do tej dwójki są maluczcy) doszedł do głosu i pomógł choć trochę zmienić krajobraz tej ligi. Rozumowałem tak: Primera Division byłaby mocniejsza z silnym Atletico, a piłka europejska – ciekawsza. Czułem natomiast, że w przypadku wpadki, Rojiblancos zostaną rozkupieni. Nie zostanie tam kamień na kamieniu.

Reaktywacja Atletico. Stypa, która zmienia się w bal

Myliłem się. Atletico zrobiło sukces, mistrzostwo i finał LM (przegrany przecież dopiero po dogrywce), a i tak nie stało się finansowo – oraz pod względem marki – dość mocne, by zatrzymać swoje gwiazdy. Zespół został rozdrapany, rozdziobany, rozszarpany. A przynajmniej tak mi się wydawało.

Reklama

Od tygodni byłem karmiony opiniami, artykułami, plotkami i wywiadami, w których wszyscy sugerowali: trwa pierwszy, a może już drugi rozbiór Rojiblancos, trzeci jest tylko kwestią czasu.  Widziałem rysunki z Mourinho tankującym autobus Chelsea na stacji Atletico. Czytałem o tym, jak kolejni piłkarze płaczą w mediach, że chcą odejść z Vicente Calderon. Dzień po dniu, tekst po tekście, publikacja po publikacji, szedł w eter jasny, wyraźny i mocny przekaz:

Czas wybrać się do Madrytu z wieńcem i zniczem.

W ostatnich dniach nastąpił jednak przełom. Strumień pod hasłem „żegnaj, Atletico”, przestał być tak intensywny. Może nawet ta rzeka zmienia bieg? Natrafiłem dziś chociażby na taki tweet: „nie przypuszczałem, że Atletico będzie miało jeszcze lepszą pakę niż w zeszłym roku”, i to spod klawiatury kibica Barcy. Przesada? Być może. Ale jedna kwestia: z tą tezą można dyskutować. Jeszcze kilka tygodni temu miałaby tylko i wyłącznie ironiczny wydźwięk.

Nastroje wokól Rojiblancos się zmieniają. Stypa zmieniła się w ekscytację.

Do tej pory na transfery Atletico patrzono z jakąś taką nieśmiałością. Wzmocnienia wzmocnieniami, ale i tak pozostawały one nieustannie w cieniu strat. Fajny ten Oblak, ale to nie Courtois! I tak dalej. Dzisiaj od rana jednak huczy w sieci rytmiczne: Griezmann, Griezmann, Griezmann. Francuz o krok od Vicente Calderon. I z nim historia jest trochę inna.

Jak dla mnie – znakomity ruch, poważne wzmocnienie za rozsądne pieniądze. Piłkarz, który już teraz prezentuje wysoki poziom, a jeszcze bardzo perspektywiczny. Wszyscy moi znajomi, którzy kibicują San Sebastian, cały rok podkreślali, że Griezmann to kot o rzadkiej zwinności. Na mundialu Francuz też przykuł moją uwagę, miał fantastyczny luz, a przy tym – rzadkie połączenie – mocno pracował. Generalnie wygląda na to, że Simeone wyjął właśnie jednego z najlepszych wśród tych na rynku, którzy byli do wyjęcia.

W pewnym sensie ten transfer dodaje powagi wszystkim innym zakupom Atletico, bo teraz widzi się w tej ekipie perspektywę mocnego zespołu. Oblak? Kandydat na czołowego golkipera Europy. W Benfice zrobił furorę, puścił bodajże dwa gole wiosną w lidze. Trafiał na okładki gazet, stał się tam gwiazdą. W dodatku ma metkę „Orłów”, co też sprawia, że trzeba mieć do niego więcej zaufania: Benfica rzadko, a przynajmniej znacznie rzadziej niż inni, wypuszcza w świat buble. Poza tym widać tutaj i „griezmannowski” rys transferu: już gość jest świetny, a ma potencjał, by być na absolutnym topie.

Mandżukić to zakup z innej bajki, niż powyższa dwójka, ale przecież gdyby próbować zastąpić Diego Costę zawodnikiem o podobnych umiejętnościach i charakterze, to Chorwat byłby jednym z pierwszych, którzy przychodzą na myśl. Nie trzeba przemodelowywać gry w ofensywie, bo wciąż na szpicy występuje zawodnik o zbliżonej charakterystyce – to wielki plus dla Simeone. Co do jakości tego gracza, nie ma nawet co mówić o wątpliwościach: ograny w Bundeslidze, dawał radę Bayernie, gdzie gdy tylko grał pierwsze skrzypce, ładował bramkę za bramką. W dodatku kupiony, wydaje się, też za okazyjną cenę. Pewnie w ogóle nie byłby dostępny, gdyby nie transfer Lewego.

Są jeszcze inne zakupy, choćby Siqueira i Correa, ale nie oszukujmy się: to powyższa trójka ma od jutra decydować o tym, jak będzie wyglądało Atletico. I każdy z nich wydaje się być optymalnym wyborem. Fani Rojiblancos niech skupią się teraz na ściskaniu kciuków, by transfer Griezmanna został dopięty na ostatni guzik, a potem – ulga. Czas na relaks, szlankę odprężającej whisky. Bo będą mieli w nowym sezonie ekscytujący zespół, wciąż mocny i groźny dla każdego. Strach o pierwszą kolejkę zastąpi oczekiwanie.

Leszek Milewski

Najnowsze

Reklama

Hiszpania

Hiszpania

Kiedy skończyła się perfekcja? Anatomia kryzysu jedenastek Lewandowskiego

Wojciech Górski
15
Kiedy skończyła się perfekcja? Anatomia kryzysu jedenastek Lewandowskiego
Reklama
Reklama