Reklama

Ulice mokre od świętowania. A to już ostatnia okazja?

redakcja

Autor:redakcja

05 lipca 2014, 00:47 • 4 min czytania 0 komentarzy

Ulice są całe mokre. Można odnieść wrażenie, że jakieś 20 minut temu spadł tu deszcz. Wrażenie byłoby jednak mylne. Słońce nie przestawało świecić przez cały dzień, co przy obecnej wilgotności sprawia, że ciężko tu wytrzymać. Połowa ludzi opuściła już Copacabanę, ale w dalszym ciągu kręci się tu z dwieście tysięcy osób. To oni stopniowo zalewają kilkukilometrowy deptak przy plaży. Alkohol idzie tu w hektolitry. Caipirinha i tequila w tysiące kubków. Brazylia świętuje awans do półfinału. Zostały dwa zwycięstwa. Dwa schody do pokonania, jak określił to Luiz Felipe Scolari.

Ulice mokre od świętowania. A to już ostatnia okazja?

Leandro ma 23 lata. Razem z większą międzynarodową grupą Latynosów ogląda kilka meczów piłkarskich, które odbywają się za FanFestem na plaży. – Tu jest tak prawie zawsze. Grają 300 dni w roku – opowiada, a po kilku minutach rozmowy pokazuje w telefonie album ze swoimi mundialowymi zdobyczami. Połowę zdjęć wykonał w motelach, które przeżywają teraz oblężenie, połowę w swoim mieszkaniu. – Rosjanka, Francuzka, Słow… Słowenka czy Słowaczka? Mniejsza z tym, bez znaczenia. Tu chyba Niemka, Meksykanka… O właśnie, Meksykanka. Rebeca. Chyba jakaś celebrytka. Przynajmniej tak mówiła. Prezenterka – Leandro jest wyraźnie dumny, choć chyba sam nie dowierza, że wyrwał jakąś gwiazdę telewizji. Z pomocą przychodzi mu para Meksykanów, którzy oglądają te same mecze z kilkuletnim dzieckiem.

– Znacie ją?

– Znamy, znamy. Rebeca.

Reklama

– Jest u was popularna?

Mas o menos. Mniej więcej. Ma swoje miejsce w telewizji.

Leandro spogląda na telefon i z trudem próbuje ukryć dumę. – Ale i tak mnie na nią nie stać – tłumaczy rodakom Rebeki. – Powiedziała: solo quiero aventura. Chcę tylko przygody.

Copacabana to po meczach Brazylii raj. Liczba pięknych kobiet na metr kwadratowy przekracza stan krytyczny. Nie trzeba nawet wchodzić na teren Fan Festu, wystarczy pojawić się w okolicy plaży. Co kilka metrów można znaleźć miłość swojego życia (przynajmniej z wyglądu). Na ogół wystarczy się też uśmiechnąć. Po samych spojrzeniach widać, jak te wszystkie piękności są nastawione do gringos. Sprytniejsi Brazylijczycy – o czym przekonuje Leandro i o czym nawet ostatnio pisało Globo – wykorzystują tę sytuację i zagadują do swoich rodaczek po portugalsku z obcym akcentem albo w ogóle w obcym języku, choć akurat ich nauczanie stoi tu na dramatycznie niskim poziomie.

zdjęcie 3

Jest godzina 19.15. Miasto powoli zaczyna się wybudzać. Gdyby nie zmrok i sztuczne ognie, można byłoby pomyśleć, że to piąta rano i pierwsi ludzie wyjeżdżają właśnie samochodami do pracy. Taksówki w zasadzie nie da się złapać. Są zajęte, a gdy już się zatrzymają i człowiek powie, że chce na Copacabanę, kwadrans samochodem, kierowca patrzy, jak na idiotę i rusza niemal z piskiem opon. Da się dojechać tylko metrem. W wagonie osób jest kilkanaście. Panuje totalny spokój. Na Cardeal Arcoverde niedaleko Fanfestu transport publiczny przeżywa zaś takie oblężenie, że aby wejść na samą stację, trzeba odczekać swoje w kolejce. Swoje, czyli na oko pół godziny. Zaczynam współczuć tym, którzy opuszczają Copacabanę. Po pierwsze, bo omija ich kapitalna impreza, po drugie, ścisk w metrze będzie niemożebny.

Reklama

Lokalne restauracje mają do wyboru kilka opcji. Albo skróty dzisiejszych meczów, albo kanały z muzyką, gdzie króluje nowy hit Pais do Futebol albo konferencję prasową Scolariego na żywo. Co ciekawe, wiele knajp wybiera tę ostatnią opcję. Tam jest najciszej. Dyskutują obcokrajowcy, a Brazylijczycy wysłuchują, co Felipao ma do powiedzenia. W każdej z grupek musi się znaleźć ktoś, kto – na ogół oparty, z rękami skrzyżowanymi na piersi – tłumaczy pozostałym, o co chodzi selekcjonerowi. Ekspert, rozumiecie. Ten sam typ – w tym przypadku 60-letni dziadek z ogromnym brzuchem – przekonuje, że bramka Yepesa była prawidłowa – co spotyka się ze sprzeciwem wydzierającej się wniebogłosy kobiety o wyglądzie Cesary Evory. A jak ekspert reaguje na petardę Davida Luiza? Gwałtownie kiwając głową i ostrożnie dobierając słowa. – Mereceu. Zasłużył. On gra dla nas. Dla Brazylii. Zasłużył. Zasłuuuużył – tym razem sprzeciwu nie wyraża nikt.

Końcówka meczu selecao to trauma dla mieszkańców Lapy, jednej z najbardziej imprezowych dzielnic Rio, kilkanaście minut od Copacabany. Mieszają się tu wszystkie klasy społeczne. Żebracy siadają na murku, ochroniarze z apteki, jedynego otwartego tu teraz miejsca, przynoszą swoje krzesła, a taksówkarze stoją przy swoich samochodach i do 19.00 nikogo nie przewiozą. Miejsce znajdzie się dla każdego. Także dla czteroletniej dziewczynki, którą przyprowadzili na mecz rodzice i która przez cały mecz nie mówi ani słowa, aż – widząc Neymara na noszach – podnosi się z krzesła i pyta, co się stało. O tej porze nikt jeszcze nie wie, że największemu gwiazdorowi Brazylii właśnie wybito kolanem jego najważniejszy turniej w życiu. Bez niego ulice Copacabany za kilka dni znów mogą być mokre. Od łez. Bo widząc atak selecao bez Neymara będzie można się popłakać ze śmiechu.

Image and video hosting by TinyPic


Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...