Jeśli ktoś wcześniej miał wątpliwości, to dziś zostały one właściwie rozwiane – Borussia Dortmund może się skupić w pełni na przygotowaniach do finału Pucharu Niemiec, bo od wicemistrzostwa kraju dzieli ją już tylko malutki krok. Podopieczni Juergena Kloppa wywieźli punkt z Leverkusen, gdzie wciąż odbywa się korespondencyjny pojedynek z Wolfsburgiem o czwarte, dające przepustkę do eliminacji LM miejsce, a Bayer utrzymuje lepsza pozycję.
Jako pierwszy grał dziś Bayern, który myślami był z pewnością przy wtorkowym rewanżu z Realem. Że Bawarczycy są nie do końca obecni, było widać od początku, zwłaszcza po postawie obrońców. Piłkarze Guardioli byli dziś mocno zdezorganizowani w defensywie, popełniali błędy i nadziewali się na kontrataki. Po dwóch z nich padły gole, a sposób, w jaki Aaron Hunt nawinął Boatenga musiał mocno wkurzyć trenera. Trenera, który myślami również był gdzieindziej. W Barcelonie. – Byliśmy z Tito przyjaciółmi. Moje serce jest z jego rodzicami, żoną i dziećmi. Smutek pozostanie we mnie do końca życia – przyznał Guardiola.
Ten drugi obrazek pokazuje, że Guardiola nie cieszył się z gola na 3:2. On dziś znajdował się w zupełnie innym miejscu. W Monachium był nieobecny.
Jeszcze słówko o Bayernie – obrona obroną, ale dziś koncert dał Claudio Pizarro (jako jedyny dostał od Bilda „1”), notując asystę i dwa gole. Niewykluczone, że to nim Guardiola zaatakuje Real. Nie było dziś Lahma, nie było Mandzukicia, przez długi czas nie było również Arjena Robbena, który jak tylko wszedł na boisko, to postawił kropkę nad „i” na 5:2 w typowo robbenowym stylu.
W Leverkusen dziś stawka była całkiem wysoka. Gdyby Bayer wygrał, odskoczyłby Wolfsburgowi (2:2 z Freiburgiem), gdyby wygrała Borussia – miałaby dziewięć „oczek” więcej od Schalke. Skończyło się remisem, z którego zadowoleni mogą być chyba wszyscy.
Cały magazynek z emocjami został wystrzelony w pierwszej połowie. Bayer wychodzi na prowadzenie, niedługo potem remisuje Borussia, momentalnie odpowiada więc Bayer i jeszcze szybciej odpowiada Borussia. Nie był to wielki występ, ale na pewno przyjemnie się na to patrzyło, właśnie za sprawą emocji. Przy golu na 2:2 miał swój udział Lewandowski – to on walczył w powietrzu z Hilbertem, który zagrał ręką, a Reus wykorzystał karnego – ale był to udział nieznaczny.
Polski napastnik wyglądał dziś jednak bardzo przeciętnie i delikatnie mu się w mediach obrywa. W ostatnich ośmiu meczach ligowych zdobył tylko trzy gole, co pod dużym znakiem zapytania stawia jego walkę o koronę króla strzelców. On i Mandzukić wciąż mają po 18 trafień, ale coraz mocniej do głosu dochodzi też Reus (dziś numer 16).