Reklama

Tomasik: Szacunek po ludzku (po łódzku). Najgorzej jest stracić go do samego siebie

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

25 maja 2014, 14:27 • 4 min czytania 0 komentarzy

Kiedyś wydawało mi się, że jednym z głównych celów Sylwestra Cacka jest odbudowa marki Widzewa. Żeby z klubu, który obiecuje więcej niż ktokolwiek inny zapłaci, znów uczynić klub ceniony i szanowany. Ceniony jako biznesmen był sam Cacek, i on chętnie powtarzał to piłkarzom. Nie chciał psuć sobie opinii, dlatego zawsze płacił im na czas. Kiedy raz spóźnił się z wypłatą o cztery dni, wezwał kapitana drużyny i poprosił, by w jego imieniu przeprosił resztę.

Życie bardzo szybko go jednak zweryfikowało. I nie tylko jego.

Dziś patrzę na takiego Pawła Młynarczyka, prezesa klubu. W jednej chwili czytam jego wypowiedź, że o dymisji trenera nie ma nawet mowy, a kwadrans później dowiaduję się, że ta dymisja jest przesądzona. Czytam, że dyrektor sportowy nie przebywa na wakacjach, choć sam o jego wakacjach kilka dni wcześniej poinformowałem. – Bzdura i bzdura – powtarza prezes wraz z dyrektorem, który loguje się na Twittera prosto z Teneryfy. Czytam, że trener (Pawlak), który odchodzi, to jednak nie odchodzi, bo przez pół roku obserwował piłkarzy i może teraz by ich ściągnął, ale trenerem to chyba nie będzie. Czytam też komunikat, że zostanie asystentem nowego szkoleniowca – takiego, co przez pięć lat nie pracował z seniorami, a ostatnio szkolił chłopców z gimnazjum – i zaraz słyszę prezesa, że takiego komunikatu wcale nie było.

Parę dni temu znajomy przysłał smsa: „Czuję, że nadchodzi polowanie – będą wlepiali kary”. Próbowali. Jeden z piłkarzy (A. Visnakovs) dwa tygodnie temu wysłał prezesowi maila z pytaniem, czy ma przyjechać na pierwszy trening, skoro nie przedłuża umowy. Prezes nie zdążył odpisać. Podobno zapomniał, chociaż pamiętał – i opowiadał dookoła – że przecież odpisał. Piłkarz więc przyjechał, jeszcze dwójką małych dzieci, specjalnie z Łotwy. Bał się, że zostanie ukarany i z kilkunastu zaległych tysięcy złotych zrobi się kilka. Na trening nawet nie wyszedł, rozmawiał tylko z prezesem o pieniądzach. Rozmowa była jednak krótka. Prezes nie wie, kiedy zapłaci, bo nie wie, kiedy będzie miał z czego.

Generalnie, nikt nic w tym klubie nie wie.

Reklama

Dopiero co Artur Skowronek zrezygnował. Nie Widzew z niego, tylko on z Widzewa. Zrezygnował, bo miał dość tego, jak na każdym kroku odbijał się od ściany.
– Kiedy piłkarze dostaną pieniądze za minioną rundę?
– Jak będą transfery.
– A kiedy będą transfery?
– Nie wiadomo.
– A kiedy robimy wzmocnienia?
– No, jak będą transfery.
– Czyli?
– Nie wiadomo.

Ale niewiedza to jedno, a szacunek to drugie. Brak szacunku, właściwie. Trener przed swoją rezygnacją odebrał telefon od dyrektora sportowego (Wlaźlika): „No i? Jak idzie?”. On siedział w Łodzi, tworząc plan przygotowań, organizując sparingi i rozmawiając z piłkarzami, a dyrektor był na Teneryfie. Ciekawe, czy wysłał chociaż pocztówkę… Nie dziwię się, że ostatecznie po takiej kompromitacji – i serii innych – do dymisji podał się dyrektor. Nie dziwię się, że po takim policzku, i jeszcze kilku innych, zrezygnował też trener. Trener bardzo młody i niedoświadczony, wciąż dla wielu anonimowy, stwierdził, że nie będzie firmował swoim nazwiskiem tego bałaganu. Wiedział, że najgorsze to stracić szacunek do samego siebie. Nie zachował pensji, ale zachował twarz.

Coraz częściej odnoszę wrażenie, że dla ludzi, którzy pozostali jeszcze w klubie, pojęcie „szacunek” jest zupełnie obce.

Tutaj każdy opowiada na przemian albo głupoty, albo kłamstwa. Dyrektor do tego, że pojechał na wakacje, nie przyznaje się nawet, gdy nowoczesna technologia uciera mu nosa i wyświetla zagraniczną lokalizację. Prezes, z pełną powagą, idzie w zapartej w każdej sprawie, coraz częściej grając nieczysto. Oszukuje się kibiców, wciskając kit za kitem (coraz rzadziej się nabierają, przeważnie to mądrzejsi ludzie od tych rządzących), i oszukuje piłkarzy. Nikt z nimi nie rozmawia o przyszłości, nikt niczego nie wyjaśnia. Już i tak zostali właściwie tylko ci, którzy nie dostaliby innej roboty i ci, za których inni nie zaproponowali wystarczająco dużo. Dziś słyszę, że klub liczy na zarobek z kluczowego zawodnika, któremu od czterech miesięcy nie płaci się pensji mniejszej niż 2 tysiące złotych. Cacek kiedyś zażartował: „Odkąd przestaliśmy im płacić, zaczęli zdobywać punkty. Może to jest metoda?”.

Nie mam przekonania, czy wtedy żartował. Na szczęście, nie każdy w klubie ma taki problem – członkowie zarządu wynagrodzenie odbierają w terminie.

Ktoś coś mówił o szacunku?

Reklama

PIOTR TOMASIK

Najnowsze

Boks

Usykowi może brakuje centymetrów, ale nie brak pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Szymon Szczepanik
0
Usykowi może brakuje centymetrów, ale nie brak pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]
Hiszpania

Robert Lewandowski zdiagnozował problemy Barcelony. “Brakowało nam pewności siebie”

Aleksander Rachwał
2
Robert Lewandowski zdiagnozował problemy Barcelony. “Brakowało nam pewności siebie”

Uncategorized

Komentarze

0 komentarzy

Loading...