– Brakuje nowych polskich piłkarzy, którzy mogliby pomóc reprezentacji. Wiosną błysnął tylko 17-letni Dawid Kownacki z Lecha, taki talent zdarza się raz na dekadę. Ale jeden Kownacki, czy wcześniej Masłowski, to za mało. Akademia Legii w ostatnim czasie wykonała dobrą pracę, dała polskiej piłce Rafała Wolskiego i Dominika Furmana, ale trudno się spodziewać, by wychowywała takich zawodników co pół roku. W Lechu co jakiś czas też pojawiają się zawodnicy, których bierzemy pod uwagę w kadrze. Liczymy, że do Legii i Lecha dołączą inne kluby – mówi dziś na łamach GW Adam Nawałka, selekcjoner reprezentacji Polski. Niestety, porusza tutaj problem, o którym słychać od dłuższego czasu: ciągle kręcimy się wokół tych samych nazwisk, liga promuje zbyt niewielu ciekawych piłkarzy.
FAKT

W środku gazety, gdzieś w dziale Wydarzenia, trafiamy na wywiad z Andrzejem Gołotą, co może oznaczać, że o piłce będzie dziś co poczytać. No to spójrzmy.
„Liga strzela rekordowo…” – oto propozycja od Antoniego Bugajskiego. Zamiast cytować tekst, zerknijmy na same liczby:
2013/14 – 634 gole
2012/13 – 598 goli
2011/12 – 527 goli
2010/11 – 578 goli
2009/10 – 532 gole
A obok statystyki mniej radosne, bo o frekwencji, która ani drgnie. To znaczy, drgnęła, ale w niewłaściwym kierunku: średnio 300 osób mniej niż rok temu i aż 700 mniej niż dwa lata temu.
Dyskusji o reformie ciąg dalszy – tym razem do głosu dochodzi Tomasz Hajto.
Wiem, że reforma nie wszystkim się podoba. Narzeka szczególnie Legia, która już by miała mistrzostwo, ale co tu dużo mówić, z takim potencjałem, jaki posiada ten klub, mistrzostwo i tak musi zdobyć. Nikt nie jest w stanie z nimi w Polsce konkurować. W ich przypadku to trzeba się raczej zastanawiać, czy są w stanie awansować do Ligi Mistrzów. Na razie widzę jeden minus. Dziewiąty zespół w tabeli, nawet jeśli wygra siedem ostatnich meczów, zostanie na tej pozycji. Choć może mieć więcej punktów niż czwarta drużyna. Klub miałby szansę zarobić więcej pieniędzy, ale wiadomo, że ich nie otrzyma. Z drugiej strony, ósma drużyna przegra wszystko i nic jej się nie stanie. Nie wiem, czy ten podział jest dobry, ale nikt nie znajdzie rozwiązania, żeby dogodzić wszystkim. Ta reforma na pewno nie podniesie poziomu polskiej piłki. Do tego potrzebna jest ciężka praca zarówno samych klubów, jak i piłkarzy. Organizacyjnie wszystko musi pójść do przodu. Musimy brać przykład z najlepszych.
Aha, Paweł Stolarski, choć od zimy jest w Lechii, wciąż ma szansę trafić do Juventusu. Włosi obserwowali go w meczach reprezentacji Polski U-18 i wypadł na tyle obiecująco, że nikomu nie przeszkadza, że chłopak siedzi na ławce w Gdańsku. Gdyby doszło do transferu, Stolarski zaczynałby w drużynie młodzieżowej.
O zagmatwanych losach Grzegorza Sandomierskiego pisaliśmy w niedzielę, dziś w Fakcie wypowiada się sam piłkarz.
Przy tym tempie zmiany klubów to powinienem chyba sobie kupić kampera, żeby mieć gdzie się przespać i trzymać rzeczy. Parę miesięcy tu, parę tam. Wynajęcie mieszkania to ryzyko, bo za chwilę może okazać się, że znowu czas zmieniać klub i ruszać w drogę – gorzko żartuje Grzegorz Sandomierski (24 l.), bramkarz belgijskiego Genku. (…) Dinamo sprowadzało go jako pierwszego bramkarza. – To wszystko było dziwne. Na dzień dobry przed meczem eliminacji do Ligi Mistrzów z Sheriffem Tiraspol trener bramkarzy zapowiedział, że będę bronić. Pompował mnie do godziny 12 w dniu meczu. Bronisz, bronisz, powtarzał. Ja na maksa nabuzowany, gotowy. A tu trzy godziny przed spotkaniem słyszę na odprawie od pierwszego szkoleniowca, że…jednak nie bronię. No, a później zaczęła się kołomyja: ławka, trybuny, od czasu do czasu grałem. Gdy Dinamo nie dogadało się z Genkiem, wiedziałem, że za chwilę znowu będę musiał stawić się w Belgii – dodaje Sandomierski.
Legia zainteresowana jest Sergiu Busem, reprezentantem rumuńskiej młodzieżówki, ale konkretów tutaj brak. Kierujemy więc wzrok na rozmowę z Tadeuszem Pawłowskim, trenerem Śląska.
Pawłowski dał Mili drugie życie?
– Mogę śmiało tak powiedzieć. Nie chcę podawać liczb, bo wiąże nas pewna tajemnica. Jednak jest duża różnica, gdy grasz w piłkę z pięcioma bochenkami chleba pod pachą. Sebastian to świetny zawodnik, ale stara prawda mówi, że piłkarskiej jakości nie udowodnisz bez przygotowania fizycznego.
Całkiem pozytywnie wypada dziś Fakt, można się zainteresować.
GAZETA WYBORCZA
W Rzeczpospolitej ani słowa o piłce, więc zaglądamy do GW. Tutaj mamy kolejny odcinek z wizyty dziennikarzy w Brazylii – tym razem Manaus.
Łatwo naigrawać się z białych słoni w Amazonii, ale – jak powiedział Miguel Capobiango Neto – czy przy okazji mundialu można zlekceważyć tak wielki region Brazylii? W końcu opera i stadion w dwumilionowym mieście takim jak Manaus to nie jest pomysł z kosmosu – twierdzi Brazylijczyk. – I co, nie dać temu miastu jakiejś cząstki wielkiego wydarzenia w Brazylii, na którym sporo ludzi z Amazonii zarobi? – pyta. Na przykład Fabio, właściciel lekko zapyziałego hostelu Oscar, mimo że podniósł ceny trzykrotnie, od dawna nie ma już wolnych miejsc na mundialowe dni w Manaus. Wykupili je gównie Anglicy, którzy ciągną za swoją reprezentacją na koniec świata (hit Anglia – Włochy 14 czerwca), także Amerykanie, kupujący mnóstwo biletów, i Portugalczycy (22 czerwca jest mecz USA – Portugalia). Fabio wynajął więc dodatkowo dwa domy na kwatery dla piłkarskich turystów, gdy tylko wszedł w życie stanowy przepis, że ludzie, którzy będą gościć u siebie kibiców, nie będą musieli odprowadzić od tego żadnych podatków. W kwaterach prywatnych również nie ma wolnych miejsc na mundial. Jak ocenia tutejsze biuro turystyczne, Manaus potrzebuje na mistrzostwa 18 tys. miejsc, a jest 12 tys. – stąd pomysł o uldze podatkowej. Mieszkańców Manaus trudno jednak zadowolić. W zeszłym roku, podczas Pucharu Konfederacji, na ulicach miasta protestowało przeciw mundialowi 100 tys. ludzi. Bardziej liczne i gwałtowne marsze odbyły się tylko w Rio de Janeiro i Sao Paulo, dotyczyły zresztą tych samych spraw socjalnych: podwyżek w komunikacji, służby zdrowia, edukacji.
Stronę dalej tekst o kadrze, wsparty wypowiedziami selekcjonera Adama Nawałki.
Nie ma jednak wątpliwości, że kadrę na sparing z Niemcami Nawałka oprze na graczach ekstraklasy. Prawdopodobnie powołani zostaną ci sami piłkarze, których selekcjoner zabrał na marcowy mecz ze Szkocją: Tomasz Brzyski, Tomasz Jodłowiec (Legia), Marcin Robak (Pogoń), Igor Lewczuk (Zawisza), Maciej Wilusz (GKS Bełchatów), Michał Pazdan (Jagiellonia). Zabraknie Michała Masłowskiego, na którego bardzo liczył Nawałka. Rozgrywający Zawiszy przeszedł operację i nie wróci do gry przed końcem sezonu. Na powołanie mogą też liczyć wicelider klasyfikacji strzelców Łukasz Teodorczyk, Karol Linetty (obaj Lech), Michał Ł»yro (Legia). – Ale tylko, jeśli utrzymają formę w ostatnich siedmiu kolejkach ekstraklasy – mówi Nawałka. – Brakuje nowych polskich piłkarzy, którzy mogliby pomóc reprezentacji. Wiosną błysnął tylko 17-letni Dawid Kownacki z Lecha, taki talent zdarza się raz na dekadę. Ale jeden Kownacki, czy wcześniej Masłowski, to za mało. Akademia Legii w ostatnim czasie wykonała dobrą pracę, dała polskiej piłce Rafała Wolskiego i Dominika Furmana, ale trudno się spodziewać, by wychowywała takich zawodników co pół roku. W Lechu co jakiś czas też pojawiają się zawodnicy, których bierzemy pod uwagę w kadrze. Liczymy, że do Legii i Lecha dołączą inne kluby – mówi Nawałka.
W wydaniu stołecznym mamy rozmowę z Ivicą Vrdoljakiem i jest to rozmowa całkiem ciekawa. Chociaż głównie za sprawą tego, co w niektórych miejscach mówi sam piłkarz.
Dostrzega pan jakiekolwiek pozytywy w reformie rozgrywek? Gdyby nie ona, bylibyście już mistrzami.
– Nie dostrzegam. Tu nawet nie chodzi o to, że Legia jest liderem i tytuł ponownie trafiłby do Warszawy. Zespoły nie mogą być traktowane w ten sposób, że przez 30 kolejek walczą o 1,5 punktu. Poza tym spójrzmy na rywalizację o koronę króla strzelców. Napastnik Śląska Marco Paixao teoretycznie będzie miał łatwiejsze zadanie w grupie spadkowej niż Łukasz Teodorczyk z Lecha w mistrzowskiej.
Miroslav Radović powiedział niedawno: „Integracja jest bardzo ważna. Same wyniki i sukcesy na boisku nie zbudują dobrej atmosfery”. Jaką widzi pan swoją rolę, jako kapitan, w problemie integracji zespołu?
– Ja nie widzę problemu. Wcześniej, kiedy przychodziłem do Legii i w kolejnych sezonach, było inaczej, ale teraz przyzwyczaiłem się do tego, że nie przyjaźnimy się poza boiskiem. To jest dziwne, ale nie ma sensu szukać na siłę problemu. Najważniejsze jest boisko, a tam wszystko jest w porządku. Choć kiedy grałem w Dinamie po treningach chodziliśmy z zawodnikami na obiad lub kawę. Podobnie było po meczach.
Jeśli problemem reformy ma być to, że jednemu piłkarzowi będzie łatwiej zostać królem strzelców, to… nie mamy pytań, naprawdę. Ale warte analizy są słowa kolejnego zawodnika o znajomości pozaboiskowej w Legii. A właściwie o jej braku.
SPORT
Okładka Sportu.
“Śląski” kocioł, czyli… na Stadionie Śląskim wciąż najładniejsza jest jego wizualizacja. Po otworzeniu gazety znajdujemy duży tekst na całą stronę na ten temat. Zapowiada się interesująco.
Niegospodarność urzędników zarządzających województwem oraz sprowadzenie niebezpieczeństwa katastrofy budowlanej – NIK kieruje do prokuratury sprawę modernizacji Stadionu Śląskiego. (…) Potem jednak – w imię standardów XXI wieku – sprawy stadionu w swe ręce wzięli urzędnicy. Efekt – wiadomy: od 2009 roku nie odbył się tutaj żaden mecz; od 2011 zaś – nie bardzo wiadomo, co zrobić z obiektem po katastrofie budowlanej w trakcie próby podnoszenia dachu. Kilkuletnie próby wskazania przyczyn tego stanu rzeczy – nie mówiąc już o winnych – kończyły się niepowodzeniem. Być może się zmieni się to dzięki opublikowanej wczoraj „Informacji o wynikach kontroli”, przeprowadzonej przez Najwyższa Izbę Kontroli. NIK – badając „Modernizację Stadionu Śląskiego w latach 2007-13 z uwzględnieniem jej wcześniejszej etapów” (tak brzmi tytuł owej informacji) – sprawi być może, że „czarownice wylezą z kotła”. Czarownice, czyli dotychczasowa niemożność wskazania osób odpowiedzialnych za obecny stan obiektu, będącego dziś powodem wstydu dla mieszkańców regionu…
Kilka niezbyt porywających tematów ligowych:
– Głowacki wypada na trzy tygodnie
– Górnik zastanawia się, których piłkarzy odstrzelić po sezonie
– W Chorzowie zarząd ustala premie za awans do grupy mistrzowskiej i miejsce na koniec sezonu
Co poza tym? 30. kolejkę Ekstraklasy ocenia Tomasz Frankowski.
Przypadek Mariusza Rumaka nauczy prezesów innych klubów, że cierpliwość jednak popłaca?
– Jestem pełen szacunku dla tego szkoleniowca. W marcu niemal pakował już przecież walizki, a proszę popatrzeć, gdzie jest dzisiaj. Czy na jego przykładzie ktokolwiek się czegoś nauczy? Nie wydaje mi się. Trudno będzie panom prezesom wyzbyć się dotychczasowych przyzwyczajeń i przeskoczenia własnego ego. Jeżeli w głowie pojawi się natrętna chęć zmiany trenera, to niełatwo będzie ją odpędzić.
Czym tłumaczy pan wiosenną degrengoladę „Białej Gwiazdy”?
– Trener Franciszek Smuda już w tamtym roku prosił, żeby nie liczyć na cuda. Udało mu się jednak poskładać zespół tak szybko, że nawet nie wiadomo kiedy znowu uznaliśmy go za cudotwórcę. Miał jednak rację, przestrzegając przed zbyt wygórowanymi oczekiwaniami. Ktoś policzył, że dysponuje teraz tylko 14 graczami. To na pewno problem. Przypominam sobie jednak, że kiedyś takie kłopoty mu nie przeszkadzały. Wręcz przeciwnie – bez przymusu i z powodzeniem korzystał z wąskiej kadry. Najpierw w Widzewie, a potem za czasów pierwszej kadencji w Wiśle. Tyle że dysponował wówczas innym materiałem ludzkim. Teraz ogromne znaczenie ma również zatracona skutecznośc Pawła Brożka, który w tym roku nie trafił jeszcze do bramki rywala.
SUPER EXPRESS
Propozycja SE standardowa, na dwóch stronach. Co na dziś?
Zwracamy uwagę na dwa krótkie wywiady. Pierwszy z Thiago Cionkiem, który deklaruje chęć gry dla Polski.
Dzwonili już ludzie z PZPN-U?
– Na razie urywają się telefony, ale od dziennikarzy, którzy proszą mnie o komentarz do tej informacji. Miałem wolną niedzielę, spędzałem czas z narzeczoną, więc o wszystkim dowiedziałem się od znajomych z Polski. Ani z reprezentacji, ani ze Związku jeszcze nikt się nie odzywał. Jeżeli to prawda, że trener Nawałka widziałby mnie w swojej drużynie, to czekam na telefon od selekcjonera. Chcę grać z orzełkiem na piersi!
Pewnie dlatego, że nie masz szans na powołanie do kadry Brazylii…
– To nie tak, że dzięki waszej reprezentacji chcę się wypromować, czy coś w tym rodzaju. Polska dała mi wszystko – obywatelstwo, narzeczoną i piękne wspomnienia z Jagiellonii. Poza tym moja rodzina do Kurytyby wyemigrowała znad Wisły. Dla mnie gra dla biało – czerwonych barw byłaby wielkim zaszczytem!
Taka mała propozycja: może niech najpierw zadzwoni selekcjoner i się określi, potem wszyscy będą dzwonić do samego Cionka. Poczekajmy… Do tego rozmówka z Łukaszem Piszczkiem przed dzisiejszym półfinałem Pucharu Niemiec.
We wtorek gracie półfinał Pucharu Niemiec z Wolfsburgiem. Ten mecz urasta do miana najważniejszego w sezonie?
– Na to wychodzi. Zdobyliśmy już Superpuchar, ale stawiamy sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Chcieliśmy powalczyć z Bayernem o mistrzostwo, nie udało się z różnych przyczyn. Z Ligi Mistrzów odpadliśmy trochę pechowo, choć też sami jesteśmy sobie winni, bo zawaliliśmy pierwszy mecz z Realem w Madrycie. Na szczęście w rewanżu pokazaliśmy klasę. Został nam Puchar Niemiec. Chcemy pojechać do Berlina i zmierzyć się być może z Bayernem. W Monachium pokazaliśmy, że możemy z nimi wygrać. Dlatego jeśli i my, i Bayern awansujemy do finału, to powalczymy. Mieliśmy przedsmak takiej rywalizacji, ale nie mówmy hop, dopóki nie przeskoczymy Wolfsburga.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Dziś na okładce PS mamy Andrzeja Gołotę z tytułem: „Adamek, zacznij od… wójta!”. Przejdźmy więc do piłki.
Brzmi znajomo? No tak, skupialiśmy się na tych liczbach już przy okazji Faktu. Przytoczmy tutaj fragment tekstu o problemie frekwencji – to nas interesuje bardziej niż liczba goli.
– Wydaje się, że trzeba jeszcze trochę poczekać. Po części ten zastój wynika bowiem z faktu, że kiedy kończy się jedna budowa, natychmiast rozpoczyna kolejna. Teraz nie są gotowe obiekty choćby w Białymstoku, Zabrzu, czy Bielsku-Białej – zauważa Michał Gradzik, specjalista marketingu sportowego z firmy Sponsoring Insight. – Według mnie, pozytywnie wpłynie reforma ligi i po rundzie finałowej te liczby nieznacznie, ale pójdą w górę. Każdy ma bowiem o co grać, nie będzie meczów bez stawki, a to musi przyciągnąć ludzi na stadiony – dodaje. 8313 – tyle średnio osób przychodziło na mecz w sezonie 2013/14. Wynik niemal identyczny, co rok wcześniej. Jak to wygląda na tle Europy? T-Mobile Ekstraklasa jest na 15. miejscu, biorąc pod uwagę najwyższe klasy rozgrywkowe. – Ja chciałbym zwrócić uwagę na dwie rzeczy. Po pierwsze, teraz aż pięć meczów odbyło się bez udziału publiczności, a w poprzednim sezonie nie było takiego przypadku. A po drugie, aż trzy razy graliśmy teraz w środku tygodnia, co zawsze negatywnie wpływa na frekwencję. W kolejnym sezonie już tak nie będzie – opowiada Waldemar Gojtowski z Ekstraklasy SA.
Generalnie, sporo materiałów, które cytowaliśmy przy okazji Faktu, znajdujemy tutaj – przeważnie w nieco bardziej rozbudowanej formie. Legia zainteresowana Rumunem? Było. Juventus znów myśli o Stolarskim? Było. Rozmowa z Grzegorzem Sandomierskim? Była. Rozmowa z Tadeuszem Pawłowskim? Też była, chociaż tutaj znajdujemy ciekawy fragment.
Wilusz jest blisko transferu?
– Na pewno pozytywne jest to, że Maciek jest z naszego regionu, grał w Holandii, jest w szerokim kręgu zainteresowań selekcjonera. Interesujące nazwisko, tyle mogę powiedzieć.
To kolejne zaniedbanie klubu z przeszłości. Wilusz jest przecież wychowankiem Śląska, mógłby tu grać od dawna.
– Dlatego jeszcze raz chcę podkreślić, że moim celem jest wprowadzanie młodzieży do drużyny. Musimy iść dwutorowo, rozmawiać z wyróżniającymi się juniorami i stworzyć grupę chłopców, którzy jeszcze w wieku juniorskim dołączą do pierwszego zespołu. Zbyt dużo talentów uciekło z tego klubu, choćby Michał Masłowski, który po ostatnim meczu w Bydgoszczy przyszedł do naszej szatni pozdrowić drużynę. Tacy ludzie wciąż mają serce dla WKS, ale niestety grają gdzie indziej. Chcę w kadrze jak najwięcej graczy z regionu, a jeśli już ktoś przyjdzie z zagranicy, to ma mieć niepodważalną pozycję.
Na papierze, to musimy przyznać, brzmi Pawłowski całkiem sensownie.
Adam Dawidziuk pisze o wojnie ze spryciarzami. Czyli o obchodzeniu prawa dotyczące piłkarzy poniżej 16. roku życia.
Od dnia, w którym Marek Jóźwiak na naszych łamach pożalił się na zakaz stadionowy otrzymany od Legii, coś drgnęło. W sprawie handlu kandydatami na piłkarzy – działania na granicy prawa futbolowego, moralności, wykorzystywania ludzkiej naiwności, na czym w konsekwencji najwięcej tracą młodzi zawodnicy. Kilka tygodni później FIFA karząc Barcelonę wysłała jasny sygnał, że problem dotyczy także tych wielkich. Roczny zakaz transferów, kara dla hiszpańskiej federacji – to pokłosie sprowadzania graczy młodszych, niż pozwalają na to przepisy. Podobne sankcje mogą spotkać Koronę Kielce i Fulham Londyn. Jak wynika z naszych informacji, kilka polskich klubów najlepiej pracujących z młodzieżą szykuje pismo do FIFA (a konkretnie Komitetu Dyscyplinarnego) z prośbą o interpretację kilku prób transferu zawodników, którzy nie ukończyli 16 lat. Niezależnie od wspomnianego dokumentu, śledztwo już trwa. – Dostaliśmy sygnały, że ktoś w federacji się zajął tą sprawą. Nie znam niestety szczegółów – przyznał prezes i współwłaściciel Legii Bogusław Leśnodorski. To trudny temat, bo mówiąc wprost: chodzi o donos. Dlatego trudno uzyskać jakieś oficjalne wypowiedzi. Ten donos jest niestety koniecznością, jeśli mają zostać podjęte jakieś decyzje dyscyplinarne.
Na koniec zacytujmy jeszcze Dziekanowskiego – PS publikuje też komentarze Hajty i Iwanowa.
Są zespoły, na których grę nie da się patrzeć. Pierwsza nazwa, która przychodzi mi na myśl, to Zagłębie Lubin. Drużyna Oresta Lenczyka jest doskonałym przykładem futbolu na „nie”. Jest to gra na zasadzie: nie zawracamy sobie głowy kreowaniem, a jedyna myśl, jaka nam przyświeca: czyhamy na błędy rywala i modlimy się, że coś z tego wyniknie. Śląsk Wrocław to z kolei modelowy przykład zaniedbań organizacyjnych. Jak na możliwości, potencjał tego klubu, 12. miejsce po rundzie zasadniczej to absolutna katastrofa. Mam nadzieję, że powiew świeżego powietrza, jaki wrocławianie poczuli wraz z przyjściem Tadeusza Pawłowskiego, zwiastuje nadejście lepszych czasów.

ANGLIA: Tottenham Kloppspur
To brzmi jak klasyczna plotka transferowa rodem z angielskich brukowców, ale przynajmniej doceniamy kreatywność tamtejszych dziennikarzy, tytuł „Tottenham Kloppspur” chwytliwy. Czy wierzymy, że Klopp miałby zamienić BVB na Spurs? Szczerze mówiąc ani trochę, aczkolwiek w każdej plotce jest ziarno prawdy… Poza tym już zapowiedzi kolejnego odcinka walki o mistrzostwo, „Mirror Sport” oczywiście skupia się na Liverpoolu, najbardziej uprzywilejowanej w tym momencie drużynie. Petr Cech z kolei w rozmówce przekonywał, że właśnie presja może zjeść „The Reds” i to gra na korzyść Chelsea, drużyny bardziej doświadczonej.
HISZPANIA: Młoda Barca triumfuje
„Mundo Deportivo” świętuje triumf Barcelony w juniorskiej Champions League, ciekawe prawda? Niczego nie ujmując zdolnym młokosom znamienne, że właśnie sukcesy tej drużyny trafiają na czołówkę, a nie sukcesy pierwszej drużyny. Już dziś eksperci w każdym razie zastanawiają się ilu z graczy, którzy wczoraj triumfowali w młodzieżowej Lidze Mistrzów nadaje się do gry w pierwszym zespole „Blaugrany”. Poza tym oczywiście zapowiedzi środowego Gran Derbi w Pucharze Hiszpanii, praktycznie rzecz biorąć ostatniego klubowego trofeum, jakie Puyol może zdobyć z Barcą.
WŁOCHY: Juve utrzymuje dystans
„La Gazetta dello Sport” przekonuje, że Conte nie ceni specjalnie Beniteza. – Nie chcę od niego żadnych porad – tak trener Juve miał powiedzieć o szkoleniowcu Napoli. Dużo pisze się też o zwycięstwie Juve, które mimo dobrej formy Romy jest praktycznie niezagrożone w kontekście scudetto, osiem punktów przewagi na tym etapie sezonu to bardzo dużo. Plan Seedorfa pozostaje niezmienny, Liga Europy, smaczku całej sytuacji dodaje fakt, że rywalem do miejsca premiowanego awansem pozostaje Inter. „Tuttosport” z kolei o skandalach w życiu prywatnym pilkarzy, choćby o tym, jakoby Nainggolan miał uderzyć swoją żonę.

















