Reklama

„PSG ściąga najlepszych piłkarzy i to też przekłada się na drużynę kobiecą”

redakcja

Autor:redakcja

21 sierpnia 2013, 09:59 • 13 min czytania 0 komentarzy

– W takim pozytywnym tego słowa znaczeniu, chyba nie jestem całkiem normalna. Uwielbiam tarzać się w błocie, grać w deszczu. Uwielbiam! Jak widzę w polu karnym kawał kałuży, to już wiem, że każda moja interwencja będzie się kończyć właśnie w tym miejscu – mówi Katarzyna Kiedrzynek. 22-letnia bramkarka żeńskiej reprezentacji Polski w piłce nożnej, która w lipcu zamieniła Górnika Łęczna na słynny Paris Saint Germain. Zapraszamy do przeczytania rozmowy o tym, jak wygląda kobiecy futbol na najwyższym poziomie, jak ma się do tego ten w Polsce i czy w ogóle można je ze sobą porównać.

„PSG ściąga najlepszych piłkarzy i to też przekłada się na drużynę kobiecą”

Kilka miesięcy temu na okładce magazynu Trener, wydawanego przez PZPN, znalazło się twoje zdjęcie i hasło „Ty też możesz grać w piłkę”. Grać to jedno, ale przyznaj – sama nie sądziłaś, że to może być twój sposób na życie i jednocześnie na zarabianie pieniędzy.
– Jasne, że nie zawsze myślałam w ten sposób, bo kiedy zaczynałam, jeszcze na podwórku, to zwykle na stu chłopców byłam jedyną dziewczyną. Trudno było marzyć o jakiejś poważnej karierze. Na początku najważniejsza była szkoła, później matura i studia. Gdzieś w międzyczasie gra w piłkę i pierwsze wyjazdy na kadrę. Ale dziś mogłabym spokojnie powiedzieć, że piłka to już mój zawód, nie tylko pasja i hobby.

Jesteś taką żeńską wersją Piszczka czy Lewandowskiego. Może nie pierwszą Polką, która ma okazję grac na wysokim poziomie, ale jedyną, której przytrafił się tak spektakularny transfer.
– Może prędzej żeńską wersją Jerzego Dudka. On z Liverpoolu do Realu Madryt. Ja z Górnika Łęczna do PSG (śmiech).

Szczerze, zdarzają ci się sytuacje, kiedy ludzie zwyczajnie nie rozumieją tego, co robisz?
– No jasne. Co tu dużo mówić, czasami spotykam się nawet z tym, że ludzie nie wiedzą, że istnieje kobieca piłka nożna. Z biegiem czasu to się na szczęście zmienia, chociaż dosyć powoli. Marzy mi się taki moment, że ludzie będą nas znać. Rozpoznawać na ulicy nie tylko piłkarzy, ale także piłkarki, wiedząc, że my też potrafimy grać w piłkę. I nawet nie chodzi o sławę, tylko o samą świadomość, że istniejemy.

Bywało, że wstydziłaś się przyznać w towarzystwie, że grasz w piłkę?
– Nie. Dla mnie to był zawsze powód do dumy. Wiadomo, że istnieją różne stereotypy, ale nie mam z tym problemu. Wszyscy moi znajomi zawsze wiedzieli, że gram w piłkę. Nie wstydziłam się o tym mówić.

Reklama

Ale wiesz do czego zmierzam – są tysiące kobiet, które interesują się piłką, chodzą na mecze, żyją tym sportem. Ale z drugiej strony, nie tak wiele rzuca się za tą piłką po trawie, czasem po błocie.
– No cóż, w takim pozytywnym tego słowa znaczeniu, chyba nie jestem całkiem normalna (śmiech). Bardzo to lubię. Uwielbiam tarzać się w błocie, grać w deszczu. Uwielbiam! Jak widzę w polu karnym kawał kałuży, to już wiem, że każda moja interwencja będzie się kończyć właśnie w tym miejscu. Wiadomo, że ktoś się będzie z tego śmiał, wiele osób pewnie nie zrozumie, ale to moje życie, ja już do tego przywykłam. Jestem normalną kobietą, tak samo jak inne dziewczyny, które ten sport uprawiają. Utarło się, że piłka jest wyłącznie dla mężczyzn, ale to nieprawda. Kiedy jest mecz, to jest mecz. W życiu prywatnym jesteśmy zupełnie normalne. Tak samo staramy się być atrakcyjne i tak dalej…

Od którego momentu traktujesz piłkę jako swój zawód, a kiedy była to jeszcze tylko pasja?
– Od kiedy zagrałam kilka pierwszych meczów w reprezentacji Polski, myślę, że to był ten moment. Wcześniej bardziej zabawa bez wielkiej przyszłości. Teraz ta przyszłość jest. I oby tak dalej.

Słyszałem, że grając w Polsce często wykonywałaś stałe fragmenty i włączałaś się do gry w polu. Niezależnie od wyniku i minuty spotkania. Jak chłopiec, który zawsze chce strzelać gole.
– Właśnie w tym problem, że niezależnie od wyniku i minuty. Może dlatego, że na początku swojej przygody grałam w polu. Do bramki nigdy mnie nie ciągnęło. Nie miałam techniki, przy każdym upadku mocno się obijałam i nie widziałam w tym niczego fajnego. No ale któregoś dnia, gdy z Motorem Lublin jechałyśmy na mecz ligowy i okazało się, że nie mamy bramkarki, mój kochany tatuś wygadał się, że kiedyś broniłam w piłce ręcznej. Chcąc nie chcąc, musiałam stanąć między słupkami. Nawet obroniłam karnego.

Czyli jak to często bywa, zaczęło się od przypadku?
– Spotkało się to z moim wielkim buntem, bo w tym czasie oczywiście chciałam strzelać bramki. Ale w sumie… Później nieraz udawało mi się to nawet jako bramkarce. W Motorze Lublin wykonywałam wszystkie stałe fragmenty, oprócz rożnych. A i na nie czasem wbiegałam do główki.

Parę razy pewnie skończyło się niewesoło.
– Akurat zawsze jakoś udawało mi się wrócić na miejsce. Sto metrów sprintu i znów byłam pod bramką. Gorzej jak od razu szła kolejna akcja, a ja potrzebowałam butli z tlenem (śmiech).

Reklama

Ponoć masz taki nawyk, że w wolnych chwilach włączasz Youtube i wpisujesz „Jerzy Dudek”, „Artur Boruc”. Po co?
– Już tak mam, że kiedy zobaczę jakąś świetną interwencję, nawet niepoprawną technicznie, ale taką, która jest skuteczna, to zaraz ją naśladuję. Wszystko, co inne, bardzo mi się podoba (śmiech), a od Boruca czy Dudka mogę się uczyć, podpatrywać. Poza tym, takie materiały bardzo dobrze mobilizują.

Co zmienia się w życiu piłkarki, która jednego dnia gra w Górniku Łęczna, a następnego jest w Paris Saint Germain? Najłatwiej byłoby odpowiedzieć: „zmienia się wszystko”?
– Chyba tak byłoby faktycznie najlepiej. Wszystko jest inne, bardziej profesjonalne, poukładane. Trafiłam do wielkiego klubu, dostałam świetny sprzęt, własne mieszkanie – jeden pokój, kuchnia, łazienka – po Amerykance Heath Tobin, która chciała je zmienić na większe. Od momentu przyjazdu niczym nie muszę się martwić. Najgorsza w tym wszystkim jest chyba tylko samotność – brak bliskich, rodziny, przyjaciół. Ale do tego też trzeba dorosnąć, żeby sobie w takich chwilach umieć poradzić.

Krótko mówiąc: warunki w PSG na poziomie profesjonalnych męskich klubów?
– Jeśli porównywać z polskimi, to tylko męskimi, bo nasze żeńskie to niestety zupełnie inna bajka.

W Łęcznej chyba nie było nawet typowych treningów bramkarskich.
– Przez pierwsze trzy lata nie było, ponieważâ€¦ Ponieważ co? Ponieważâ€¦ Nie wiem. Po prostu nie było i tyle. Czasem, choć bardzo rzadko, trenowałam z bramkarzami Górnika. Dopiero później udało się to zmienić i zrobiło się naprawdę fajnie, ale trzeba było o to trochę powalczyć.

Od dłuższego czasu jesteś regularnie powoływana do żeńskiej kadry Polski. Zanim wyjechałaś do Francji, miałaś sporo innych opcji, ale zdaje się, że zwykle były to propozycje testów.
– No tak, dlatego czekałam spokojnie, bo tego typu oferty często kończą się tylko na samym gadaniu. Nauczyłam się, że do takich telefonów trzeba podchodzić z dystansem. Natomiast jeśli chodzi o PSG, to od początku wiedziałam, że kręci się coś poważnego. Propozycję dostałam ponad rok temu. Grałyśmy mecz towarzyski z Francją. Przegrałyśmy 0:2, ale widocznie zostałam zauważona, bo wróciłam do Polski i już na drugi dzień miałam pierwszy telefon.

Ł»eńskie kluby pokroju PSG mają swoich skautów?
– W PSG grają głównie reprezentantki krajów: Francji, Włoch, Szwecji czy USA. Trenerzy jeżdżą na mecze, oglądają, ale w niektórych krajach, jak Francja czy Włochy, mają o tyle łatwiej, że wiele spotkań jest pokazywanych w telewizji, można je oglądać na żywo. W internecie wyczytałam, że któryś nasz mecz ma być nawet transmitowany w Eurosporcie, ale ile w tym prawdy, to się dopiero okaże.

O polskiej lidze z pewnością nie mają większego pojęcia.
– Niestety. Oni często w ogóle nie mają pojęcia, że my gramy w piłkę. I to jest najgorsze. Nie uważają Polski za kraj, w którym można kogoś wypatrzeć. Ja za każdym razem uświadamiam ich, że jeśli chodzi o poziom, u nas naprawdę wygląda to dobrze. Jest wiele zawodniczek, które na spokoju mogłyby grać za granicą. Najbardziej brakuje zaplecza, pieniędzy, trenerów. Zwykle jest jeden, fizjoterapeuta i tyle.

Dla kontrastu: sztab żeńskiej drużyny PSG liczy 11 osób.
– Dokładnie. Doktor, dwójka masażystów, kilku trenerów. Bardzo dużo, cały sztab ludzi.

Na testach we Francji byłaś już w maju. Przyjechałaś i…?
– Trener powiedział, że on tak naprawdę wcale mnie nie musi oglądać, bo i tak wie jak gram. To chyba bardziej ja chciałam zobaczyć jak to wszystko wygląda. Szczerze mówiąc, było dość ciężko, bo do Francji pojechałam samochodem, a pierwszego dnia miałam dwa ciężkie treningi. Coś zupełnie innego niż w Polsce. Do tego doszło duże zmęczenie, ale zawzięłam się i nawet powiedziałam przyjaciołom, że zrobię wszystko, żeby jeszcze mieć okazję zobaczyć wieżę Eiffla, a nie tylko spakować się i pojechać z powrotem.

Ł»eby mieć jakąś orientację, ile mniej więcej zarabiają piłkarki w lidze francuskiej? Jak wypadłoby to na przykład w porównaniu do zarobków polskich piłkarzy?
– Myślę, że byłby to poziom pierwszej ligi polskiej. Chociaż nie ma reguły. I sama nie wiem dokładnie.

A w Polsce? Da się z tego w ogóle utrzymać?
– Utrzymać – na pewno. Szczególnie, kiedy się nie ma rodziny. Później mogłoby być trudniej.

Wraz z przyjściem nowego właściciela, żeńska sekcja PSG ma się coraz lepiej.
– Oczywiście. Jest szejk, miliarder – człowiek, który się tym bawi, ściąga najlepszych piłkarzy i to też przekłada się na drużynę kobiecą. PSG ma się opierać praktycznie na samych reprezentantkach Francji.

Podobno kiedy dostałaś tłumaczenie kontraktu na język polski było już grubo po północy, ale i tak od razu złapałaś za telefon, żeby sprawdzić czy wszystko w porządku.
– Przy transferze pomagała mi siostra z mężem, natomiast już na sam koniec dostałam dużo cennych rad od Krzysia Wajdy, który dość mocno siedzi w temacie piłki kobiecej. Dzwoniąc do niego nawet nie popatrzyłam która godzina, tylko od razu poprosiłam, żeby spojrzał mi na tę umowę. Powiedział tylko: „nie wahaj się, podpisuj. To chyba najbardziej profesjonalny kontrakt, jaki w życiu widziałem”.

Jak wygląda typowy dzień piłkarki PSG? Widziałem wasz plan treningowy. Wygląda super-profesjonalnie i intensywnie: zamknięte treningi, nieraz dwa dziennie, kilka sparingów…
– Akurat jesteśmy w okresie przygotowawczym, więc często zdarza się, że ćwiczymy dwa razy. W klubie musimy pojawić się na godzinę przed pierwszym treningiem. Za spóźnienia są kary. Później wspólnie jemy obiad, mamy drugi trening i kończy się na tym, że jak wychodzę z mieszkania o 8:30, to wracam o 19.
Potem zazwyczaj mam jeszcze lekcję francuskiego. Ostatnio nie ma czasu na nic więcej.

No właśnie, jak kwestia języka?
– Tu akurat zostałam rzucona na głęboką wodę. Porozumiewam się w angielskim, migowym, polskim, ruskim… Jak tylko się da. Na szczęście zaczynam już też trochę łapać francuski i widzę, że przychodzi mi to dość łatwo. Dziewczyny są bardzo fajne i zwariowane. One też wiedzą, jak to jest, kiedy człowiek przyjeżdża do obcego kraju. Ja akurat jestem taką osobą, która się ciągle uśmiecha, chyba już to zauważyły i widzę, że próbują mi pomóc. Już na pierwszym spotkaniu ze sztabem zrobiłam małe show (śmiech). Trener po kolei przedstawiał wszystkie nowe zawodniczki i kiedy padło na mnie, ja oczywiście musiałam się wyrwać. Już w Polsce trochę uczyłam się francuskiego. Parlez-vous français, te sprawy – coś tam kojarzyłam, chociaż moja wymowa była dość śmieszna, więc chyba zostałam dobrze zapamiętana. Był wielki aplauz i dużo śmiechu. Sama trochę nie wierzyłam, że to zrobiłam, bo wiadomo – pierwszy dzień, nowi ludzie. Ale myślę, że to był taki mój przełomowy moment w nowej drużynie.

Miałaś też dość specyficzny sposób na naukę zwrotów przydatnych na boisku…
– Jak tylko dostałam rękawice bramkarskie, pierwsze co zrobiłam, to fonetycznie wypisałam na nich kilka najważniejszych słów, które mogły mi się przydać. Od razu wzięłam długopis i jazda. Tak jak słyszałam, tak pisałam. Teraz już mam to dobrze opanowane, więc nie ma żadnego problemu.

To prawda, że długo zbierałaś rękawice… na czarną godzinę?
– Miałam taką małą manię. Uwielbiałam je chomikować, uwielbiałam je mieć. Ale teraz na szczęście wiem, że ta czarna godzina już raczej nie nadejdzie, więc muszę się tego oduczyć. Wszystko wyszło z tego, że kiedyś o takie dobre rękawice było naprawdę dość ciężko. Kosztowały dużo pieniędzy, sam klub za bardzo nie chciał ich kupować, nawet w reprezentacji ich nie dawali, więc kiedy miałam na przykład trzy pary, to jedną zawsze chowałam gdzieś głęboko – na wszelki wypadek. Kiedy wyjeżdżałam do Francji, naliczyłam tych par dziewiętnaście, w tym dwanaście nowych, nieużywanych.

To tylko pokazuje, że w Polsce nawet na szczeblu reprezentacyjnym w piłce kobiecej jest bardzo ciężko. Kiedyś powiedziałaś w wywiadzie, że chciałaś wymienić się koszulkami z inną zawodniczką, ale nie mogłaś tego zrobić, bo miałaś tylko jedną i musiałabyś za nią zapłacić.
– Grałyśmy z Rosją w eliminacjach do mistrzostw Europy, u siebie w Raciborzu. Było mi bardzo przykro, tamta bramkarka też była zdziwiona, ale powiedziałam jej, że nie mogę oddać tej koszulki, bo za nową musiałabym zapłacić naprawdę duże pieniądze. Było trochę takich historii. Kiedyś podeszłam do naszego trenera i mówię: „ja pierdzielę, dlaczego my nie możemy mieć nawet nazwisk na koszulkach? Przecież to takie błahe, pięć minut roboty, a niektórym dziewczynom spełniłyby się marzenia”. Moim marzeniem zawsze było grać z orzełkiem na piersi i ze swoim nazwiskiem wypisanym na plecach.

Myślisz, że któremuś piłkarzowi zdarzyło się kiedyś jechać na zgrupowanie reprezentacji Polski pociągiem z trzema przesiadkami? Ty masz takie doświadczenia.
– Jechałam z Raciborza, do Kędzierzyna Koźla, Poznania, później przez Frankfurt do Słubic. Wiadomo, że z męską reprezentacją nie da się tego porównać. Oni wszędzie latają samolotami, my jeździmy pociągami – drugą klasą, ale nikt nie narzeka. Cieszymy się tym, co mamy. Myślę, że my – kobiety – nie robimy tego dla pieniędzy, tylko dlatego, że to naprawdę kochamy.

Czy ciebie w ogóle dziwi to jak wygląda piłka nożna kobiet w Polsce? Czy wręcz odwrotnie – akceptujesz to i rozumiesz, że po prostu niewiele osób ona obchodzi, bo jest mniej atrakcyjna?
– Dawno przywykłam. Ł»eby pojawili się ludzie chętni do oglądania piłki kobiecej, najpierw trzeba by o niej mówić. U nas nawet nie wszyscy wiedzą, że ona istnieje. Relacje z naszych meczów pokazywane są czasem w jakiś telewizjach regionalnych albo internetowych i szczerze mówiąc sama ich nie oglądam, bo nie są ciekawe. W telewizjach ogólnopolskich nie mamy siły przebicia. Chyba że pójdzie sam wynik na pasku.

Masz to szczęście, że jesteś już w trochę innym miejscu niż większość koleżanek. W wywiadzie dla Super Expressu mówiłaś: „Ładnie jest, mamy nawet własną wyspę nad Sekwaną”.
– Teraz jest fajnie, bez porównania. Jeszcze nie wiem dokładnie jak wszystko wygląda, ale z tego co rozmawiałam z dziewczynami, to w PSG na niektóre mecze lata się samolotami. Mecze z Lyonem podobno rozgrywane są na Parc de Princes. Klub ma trzy ośrodki treningowe. Jeden dla kobiet, kilka kilometrów dalej trenuje młodzież, jeszcze w innym miejscu pierwsza drużyna. Ł»eby dotrzeć do naszego ośrodka, trzeba przejechać przez most i tam jest taka jakby wysepka pomiędzy dwoma ujściami Sekwany.

Sekcja męska i żeńska są zupełnie od siebie odseparowane?
– Tak. Oni mają swoją drużynę, my swoją. Jesteśmy traktowane tak samo profesjonalnie, ale żadnego kontaktu nie mamy. Ewentualnie na jakiś bankietach czy konferencjach, przynajmniej tak widziałam na zdjęciach. Może się kiedyś przekonam. Szkoda tylko, że nie zdążyłam na Beckhama (śmiech).

Typowa kobieta.
– Bo jestem nią. Może to lepiej, że nie ćwiczymy tam, gdzie pierwsza drużyna. Trudniej byłoby się skupić.

Ostatnio napisałaś na Facebooku, że wyszłaś na trening i nagle wylądowałaśâ€¦ w Portugalii.
– Było śmiesznie, bo sama dokładnie nie wiedziałam gdzie jadę. Kazali wziąć rzeczy, więc się spakowałam. I nagle jestem w Portugalii, na zgrupowaniu. Przez większość czasu mam niestety wakacje, bo doznałam kontuzji i prawdopodobnie dopiero teraz wrócę do normalnych zajęć.

Jest jakaś perspektywa na pierwszy skład?
– Będę walczyć. Trener cały czas mówi, że sezon jest długi i że dam radę. Nie jestem z tych, którzy lubią siedzieć na ławce. Dla mnie siedzenie na ławce to największa możliwa kara, a karać się nie zamierzam.

Rozmawiał PAWEŁ MUZYKA

Najnowsze

Piłka nożna

Prezes Pogoni uderza w sędziów po porażce w finału Pucharu Polski. „Powinni przejść na emeryturę”

Bartek Wylęgała
13
Prezes Pogoni uderza w sędziów po porażce w finału Pucharu Polski. „Powinni przejść na emeryturę”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...