Reklama

Śląsk bez pieniędzy, piłkarz z Haiti zagra w Wiśle, Radović jeszcze raz o Enklawie

redakcja

Autor:redakcja

22 czerwca 2013, 09:31 • 11 min czytania 0 komentarzy

Zapraszamy na sobotni przegląd prasy. Znajdziemy dziś w niej m.in. rozmówkę z Miro Radoviciem, tekst o nowym nabytku Śląska – Marco Paixao czy wywiad z nowym dyrektorem akademii Zagłębia – Richardem Grootscholtenem.

Śląsk bez pieniędzy, piłkarz z Haiti zagra w Wiśle, Radović jeszcze raz o Enklawie

FAKT

Polonia w nowej rzeczywistości: Grom Lipowo, Wicher Kobyłka…

Okręgówka, pierwsza grupa warszawska – w tych rozgrywkach nowy sezon rozpocznie Polonia Warszawa. A to oznacza ciekawych przeciwników. Takich jak Grom Lipowo, Legion Warszawa i Wicher Kobyłka. – Nie zagramy z nimi w Lipowie, bo tutaj z boiskiem lipa. Wie pan, to wieś jest, 160 mieszkańców. Swoje mecze rozgrywamy w Józefowie przy kilkudziesięciu kibicach – mówi „Faktowi” Sylwester Trześniewski, wiceprezes klubu. Na przyjazd Polonii wyraźnie się cieszy. – To będzie wydarzenie, choć piłkarsko będzie z nimi trudno – tłumaczy. Legii w okręgówce nie będzie, ale jest Legion Warszawa. To partnerski klub mistrza Polski, założony przez kibiców, grających w lidze fanów. – Będę chciał, żebyśmy z Polonią zagrali przy Łazienkowskiej. Ale spokojnie, chodzi mi o boczne boisko – zapowiada prezes drużyny Jarosław Pulkowski. A potem opowiada, że jego piłkarze nic nie dostają za grę, a na mecze jeżdżą swoimi samochodami. Kolejnym rywalem będzie Wicher Kobyłka, który stadion ma dość nowoczesny, ale usiądzie na nim tylko 120 osób. Przychodzi głównie rodzina, znajomi, panowie spod budki z piwem. W klubie chwalą się, że wychowali Jacka Moryca (30 l.), który potem w barwach Polonii rozegrał 18 meczów w lidze. W mniejszych klubach się cieszą, ale w samej Polonii już niekoniecznie. Okręgówka jest dla niej jak wyrok. – Starsi kibice mówią mi, że nie doczekają powrotu do ekstraklasy – mówi „Faktowi” Grzegorz Popielarz, prezes Stowarzyszenia KS Polonia Warszawa.

Felieton Mateusza Borka.

Reklama

Zgubiłem gdzieś numer do Dana Petrescu. Ł»ałuję, bo była szansa się spotkać i dłużej pogadać. Kiedy pracował w Polsce, często rozmawialiśmy. Zwracał uwagę na fakt, że bez cięższego treningu i podniesienia parametrów fizycznych polskiego piłkarza, ciężko będzie o jakikolwiek sukces na arenie międzynarodowej. Niestety, nie pomylił się. Petrescu wykończyli piłkarze Wisły. Po co harować, skoro można zarobić za zawodowy minimalizm? Do dziś mam w głowie scenę z Krakowa, kiedy zwolniony idzie z torbą do samochodu. Był wściekły, sfrustrowany, miał łzy w oczach. Gadaliśmy tej nocy w krakowskim Sheratonie ze trzy godziny. Nie widziałem człowieka przegranego, raczej kogoś załamanego bezradnością i brakiem rzeczywistej szansy zbudowania wielkiego zespołu. Co zdarzyło się w następnych latach? Petrescu pograł skutecznie z Unireą w Lidze Mistrzów, wywalczył awans z Kubaniem Krasnodar do najwyższej klasy rozgrywkowej i trenuje gwiazdy w Dynamie Moskwa. Zarabia miliony.

Bełchatów nie próbuje zarobić na swojej młodzieży.

Władze GKS-u Bełchatów nie chcą wypuścić najzdolniejszych piłkarzy. Konkretne oferty z innych klubów otrzymali Seweryn Michalski (19 l.) oraz bracia Matuesz i Michał Makowie (22 l.). Prezesi blokują jednak ich transfery. Michalski ma propozycję z belgijskiego KV Mechelen. Przedstawiciele zespołu z Jupiler Pro League chcą zapłacić za młodego obrońcę 300 tysięcy euro. – Faktycznie oferta jest bardzo konkretna, a ja chciałbym spróbować swoich sił za granicą. Rozmowy cały czas trwają, mam nadzieję, że wszystko wkrótce się wyjaśni – powiedział w rozmowie z Faktem Michalski. W podobnej sytuacji są bracia Mak. Z naszych informacji wynika, że przedstawiciele zarządu żądają za utalentowanych bliźniaków około pół miliona euro, co w obecnej sytuacji jest ceną zaporową. Zawodnicy mają konkretne propozycje z Lechii Gdańsk i Piasta Gliwice. Są zdecydowani na odejście z Bełchatowa, ale jedyną opcją jest w tej chwili wypożyczenie. Zarząd GKS-u robi wszystko, by nie dopuścić do rozbiórki zespołu przed nadchodzącym sezonem I ligi. Drużyna ma za zadanie wrócić do ekstraklasy po roku. Wiadomo już, że w klubie pozostanie trener Kamil Kiereś (39 l.).

RZECZPOSPOLITA

Mundial 2014: Niespełniony sen amerykańskiego bezrobotnego.

Richard Swanson miał 42 lata i życiowy cel: dojść, kopiąc piłkę, z Seattle do bram stadionu w Sao Paulo, na mecz otwarcia mistrzostw świata. Szedł tylko 14 dni. Zginął pod kołami półciężarówki w Oregonie. Ł»ycie Swansona to nie była idylla w Szmaragdowym Mieście, jak mówią na Seattle, ale też nie zawsze miał pod górkę. Kiedyś pracował jako prywatny detektyw. Osiem lat chodził za ludźmi, przeważnie za tymi, którzy zdradzali albo oszukiwali ubezpieczycieli. Gdy miał już dosyć grzebania w ludzkich grzechach, został projektantem grafiki, tworzył animacje, pracował ostatnio w młodej firmie, która miała ambicje biznesowe na rynku nieruchomości, ale interes nie wypalił. Pozbawiony pracy, ale nie pomysłów, Swanson postanowił odbyć podróż życia. Motyw znalazł się sam. Mistrzostwa świata w piłce nożnej. Mecz otwarcia mundialu 2014. Wielkie brazylijskie miasto Sao Paulo. To nieprawda, że w Ameryce soccer nie ma wiernych kibiców. Miał Swansona, który od zawsze marzył o oglądaniu wielkich meczów piłkarskich na żywo. Wcześniej się nie składało – praca, wychowanie dwóch synów, podejmować takie wyzwania było trudno. Zagraniczne wyprawy były jak bajka – rzadko opuszczał stan Waszyngton, kraju wcześniej nie opuścił nigdy.

Reklama

GAZETA WYBORCZA

Radović: Europejskie puchary to inny świat

Poprzedni sezon był dla ciebie udany?
– Jeśli zostawimy z boku wszystko to co się działo pozasportowego, to był bardzo udany. Zdobyłem z zespołem mistrzostwo Polski i Puchar Polski. Może nie strzeliłem zbyt wielu bramek, ale było dużo asyst i większą część sezonu zagrałem na wysokim poziomie. Może poza końcówką. Ale na boisku był udany. Poza nim to już nie chcę za bardzo do tego wracać. Sam najmocniej odczułem na swojej skórze konsekwencje całej afery i czuję, że nie zasłużyłem na takie potraktowanie ze strony mediów. Ale teraz to podchodzę do tego tak, że co cię nie zabije, to cię wzmocni. Wyszedłem z tego mocniejszy, mądrzejszy. Głowa do góry.

To był ten moment twojej kariery, w którym czułeś się najgorzej?
– Tak. Trudno to opisywać, ale nigdy tego nie zapomnę. Czułem się jakbym zabił człowieka i wszyscy o tym pisali. Nikt nie pisał, że Legia zdobywa mistrzostwo, tylko wszyscy o tym jak Ljuboja i Radović balowali w „Enklawie”. Ale mam wrażenie, że skandal po prostu dobrze się sprzedaje. Jeśli miałbym to porównywać do Serbii, to tam chyba by się o tym tak nie pisało. Ale to była dla mnie dobra nauczka. Nie ma możliwości, żeby coś takiego się powtórzyło.

Kiedy poczułeś, że mistrzostwo już wam się nie wymknie?
– Od początku sezonu robiliśmy krok po kroku i widać było, że drużyna jest pewna siebie. Tak naprawdę nie mogliśmy wypuścić tego tytułu z rąk, bo mieliśmy najlepszą drużynę. To zresztą pokazał końcówka sezonu. Dwa razy wygraliśmy z Lechem, byliśmy lepsi właściwie od każdej z czołowych drużyn. Zasłużyliśmy.

Tekst o Marco Paixao, który zasilił drużynę Śląska.

Za jego grę w Iranie płaciło Ministerstwo Ropy Naftowej, a do Polski chciała ściągnąć go drugoligowa Drutex Bytovia Bytów. Teraz Marco Paixao chce pomóc Śląskowi odzyskać mistrzostwo kraju. 29-letni napastnik we Wrocławiu przebywa od kilku dni, a po przejściu testów medycznych podpisze ze Śląskiem dwuletnią umowę. Jego nazwisko po portugalsku oznacza pasję, a gdyby nie ona, Marco nigdy nie zostałby piłkarzem. Mama zawodnika chciała, aby wraz ze swoim o pięć minut młodszym bratem bliźniakiem Flavio nie zajmował się futbolem, lecz poszedł na studia. Bracia w rodzinnej Sesimbrze niedaleko Lizbony w piłkę grali cały czas, a to na ulicy, a to na plaży. Ich wielkim kibicem był ojciec. – To właśnie on powiedział mamie, że musimy grać w piłkę nożną, bo to nasza pasja. Dziś razem z bratem możemy mówić o wielkim szczęściu, bo niewiele ludzi może robić w życiu to, co kocha najbardziej – przyznaje Marco. Piłkarskie drogi Marco i Flavio przez długi czas się zbiegały. Obaj grali w napadzie, obaj zaczynali karierę w Sesimbrze i obaj w wieku 19 lat przenieśli się do FC Porto. Tam jednak żaden z braci nie przebił się do pierwszej drużyny, przegrywając rywalizację o skład z takimi gwiazdami jak Helder Postiga, Ricardo Quaresma czy Benny McCarthy.

SPORT

Chorzowski UKS wypowiedział umowę Ruchowi.

Ruch nie kupił piłek i koszulek które potrzebne są młodym zawodnikom. Do tego – według UKS-u – nie uzgodniono planu wspólnego przygotowań do sezonu. Decyzja zdenerwowała Dariusza Gęsiora. To on jest w Ruchu m.in. szefem akademii piłkarskiej. Jest także szefem wyszkolenia przy Śląskim Związku Piłki Nożnej. Jego zdaniem UKS szukał pretekstu do rozwiązania umowy i go znalazł. – Owszem, naszą winą jest opóźnienie dostaw sprzętu sportowego, co wiąże się z pewnymi problemami klubu, ale już nie zgodzę się z argumentacją, że nie było planów. UKS wydelegował osobę do rozmów z nami i dwukrotnie nawet spotkaliśmy się, ale kością niezgody było to, że my uważaliśmy, że grupy co rok powinny przechodzić do innego trenera, a oni byli zdania, że jeden trener powinien prowadzić od początku do końca dany rocznik – mówi Gąsior. – Zatem od początku nasza współpraca przypominała farsę, a wypowiedzenie umowy pachnie skandalem – dodaje były piłkarz Ruchu.

DZIENNIK POLSKI

Młodzi z Wisły ustalili warunki kontraktów. Przyjdzie też piłkarz z Haiti.

Michałowie Chrapek i Czekaj oraz Alan Uryga zostają w Wiśle Kraków. Wreszcie uzgodniono wszystkie warunki nowych kontraktów całej trójki, a nie podpisali ich wczoraj tylko z jednego, prozaicznego powodu – wyjechali rano na zgrupowanie do Grodziska Wlkp. W przyszłym tygodniu odwiedzi ich tam jednak albo dyrektor sportowy Zdzisław Kapka, albo prezes Jacek Bednarz. Wtedy będą złożone podpisy na umowach i sprawa zostanie ostatecznie zamknięta. Dodajmy, że cała trójka młodych piłkarzy nowe kontrakty podpisze na trzy lata z opcją przedłużenia o kolejny sezon. Ustalenie warunków kontraktów przez Chrapka, Czekaja i Urygę to jednak nie wszystko, bo w Wiśle sporo dzieje się w sprawach transferowych. W najbliższych tygodniach piłkarzem „Białej Gwiazdy” powinien zostać Wilde-Donald Guerrier. Informowaliśmy już, że Wisła poważnie interesuje się tym reprezentantem Haiti, grającym na pozycji lewego obrońcy. Sam zawodnik już pochwalił się w haitańskich mediach, że ma bardzo poważną ofertę z Krakowa i dodał, że jest mocno zdeterminowany, żeby zagrać w Wiśle. Sprawdziliśmy te informacje. Zgadzają się w stu procentach. Mało tego – Guerrier ma już ustalone warunki kontraktu z „Białą Gwiazdą”. Jeśli nie wydarzy się nic nieoczekiwanego, to piłkarz podpisze umowę na rok z opcją przedłużenia o kolejny sezon. Stałoby się to zresztą już w najbliższych dniach, ale na przeszkodzie stoją występy Haitańczyka w Złotym Pucharze CONCACAF, do którego przygotowuje się obecnie w Kanadzie razem ze swoją reprezentac

PRZEGLÄ„D SPORTOWY

Dyrektor akademii Zagłębia: Maaskant i Beenhakker polecali mi Polskę

Przyzna pan, że dla holenderskiego specjalisty od szkolenia młodzieży Polska to nie jest pospolity kierunek. Skąd pan się w ogóle wziął w Lubinie?
Richard Grootscholten: Często gdy ktoś mówi, że chce zrobić akademię piłkarską, to znaczy że tylko mówi. Bo albo nic nie robi w tym kierunku, albo porzuca plany po kilku miesiącach. Tymczasem tutaj widzę profesjonalny projekt, na który zostaną wydane poważne pieniądze. Przez wiele lat pracowałem w Holandii i w pewnym momencie chciałem zobaczyć, jak moje idee sprawdzą się za granicą. Spodobał mi się pomysł przedstawiony przez właścicieli Zagłębia, polegający na budowie profesjonalnej akademii przy samym klubie, niemal przy pierwszej drużynie. Wiecie o czym mówię: boiska usytuowane w bezpośrednim sąsiedztwie głównego stadionu. Każdy trener może pokazać dzieciakowi „hej, tam jest twoja przyszłość”. Niewiele klubów w Europie ma taki komfort. Kiedy dostałem ofertę pracy w Lubinie, pytałem o Polskę ludzi, którzy u was pracowali. Rozmawiałem między innymi z Robertem Maaskantem i z Leo Beenhakkerem. Usłyszałem pozytywne rzeczy o waszym kraju i o ludziach. Także o Zagłębiu. Macie w Polsce prawie 40 milionów mieszkańców. Wystarczająco dużo, żeby liczyć się w światowej piłce.

I z tych milionów do poważnego futbolu przebija się naprawdę garstka. W powszechnej opinii szkolenie leży.
– To jest szeroki problem. Nie tylko na poziomie klubów. Dużo zależy też tego, jak wygląda w danym kraju szkolenie trenerów, którzy będą uczyć młodzież i tego, jak federacja zorganizuje rozgrywki dla juniorów i młodzieżowców.

Śląsk ma pieniądze tylko do końca sierpnia

Według moich szacunków, Śląsk powinien finansowo dociągnąć mniej więcej do końca sierpnia. Ale jeśli większościowy akcjonariusz nie zrealizuje tego, do czego się zobowiązał przed Komisją Odwoławczą ds. Licencji, po tym terminie będzie naprawdę źle – ostrzega sekretarz miasta Włodzimierz Patalas. Trzy tygodnie temu klub z Wrocławia dostał w trybie odwoławczym zgodę na grę w europejskich pucharach. Stało się tak, ponieważ większościowy właściciel, czyli Polsat, zobowiązał się do podniesienia kapitału akcyjnego (mówiąc wprost: do przelania żywej gotówki), czym udobruchał PZPN. Patalas przyznaje jednak, że sytuacja Śląska jest dramatyczna: pieniędzy od Zygmunta Solorza na klubowym koncie nie ma. Wszystko zostało po staremu. Znowu jest kłótnia o dziurę w ziemi, co innego mówi Solorz, co innego prawa ręka miliardera Józef Birka, co innego przedstawiciele miasta. A rzeczywistość skrzeczy: Śląsk kontraktuje nowych zawodników, podczas gdy należności wobec starych wierzycieli sięgają już około siedmiu milionów złotych. W tej kwocie zawierają się dwie ostatnie pensje i ponad cztery miliony złotych z różnego rodzaju premii, w tym nagroda za mistrzostwo sprzed roku.

Kasperczak: Rozliczmy Fornalika po eliminacjach

Waldemar Fornalik musi odejść?
– Dyskusja trwa, a moje zdanie jest takie, że dopóki mamy jakiekolwiek szanse na awans, trener powinien kontynuować swoją pracę. Inna sprawa, że te szanse mamy marne. Jeszcze ten kalendarz.

Specjalnie nam nie sprzyja.
– To pan delikatnie powiedział. Ten terminarz jest fatalny. Na finiszu, przeciwko najmocniejszym, czyli Anglii i Ukrainie gramy na ich boiskach. To, że te zespoły będą najgroźniejsze w grupie można było chyba przewiedzieć. Jedno potknięcie i właściwie będzie po nas.

Z taką grą jak przeciwko Mołdawii wszystkie spotkania mogą okazać się potknięciami.
– No niestety, nie za bardzo widać pomysłu na grę, nie sposób zauważyć wypracowanego sposobu. Drużyna jako zespół praktycznie nie istnieje. W niedawnej rozmowie z „Przeglądem” wskazywałem: Jeden nie gra, inny gra mało, ktoś tam nieregularnie, więc o zespołowości, zgraniu reprezentacji nie ma mowy. Poza tym, by wypracować pewien styl, pewne schematy i grać 90 minut na wysokim poziomie nie można wciąż zmieniać składu. A u nas ciągle zmiany, zmiany, zmiany. Wciąż się przy kadrze majstruje.

Najnowsze

Hiszpania

Niespodzianka na El Sadar! Barcelona traci punkty. Festiwal pięknych strzałów

Patryk Stec
3
Niespodzianka na El Sadar! Barcelona traci punkty. Festiwal pięknych strzałów

Komentarze

0 komentarzy

Loading...