Reklama

Niezły mecz Górnika, ale to Korona ma Kaczarawę

redakcja

Autor:redakcja

17 marca 2018, 23:40 • 3 min czytania 49 komentarzy

Nika Kaczarawa chyba nigdy nie przestanie nas zadziwiać. Z pozoru nieporadny i pokraczny Gruzin kolejny raz zrobił Koronie wynik, choć patrząc na samą grę, ta nie miała prawa zdobyć dziś choćby punktu. Przy udziale Kaczarawy i dzięki sporej dozie szczęścia plan minimum udało się jednak zrealizować. Górnik? Był lepszy, ale z taką skutecznością, jak zaprezentowali piłkarze Marcina Brosza, o zwycięstwie nie mogło być mowy.

Niezły mecz Górnika, ale to Korona ma Kaczarawę

Generalnie w Kielcach obejrzeliśmy dość dziwne spotkanie. Korona zaczęła wyśmienicie, bo od bramki już w drugiej minucie. Najpierw obrońcom urwał się Kaczarwa, którego w polu karnym powalił Dani Suarez. Chwilę później jedenastkę pewnie wykorzystał Goran Cvijanovic i – jeśli chodzi o Koronę – to by było na tyle. Po strzeleniu gola gospodarze najwidoczniej uznali, że nie ma co się przepracowywać i urządzili sobie wyjątkowo długą przerwę od swoich obowiązków. Krótko mówiąc – kopali bez ładu i składu w oczekiwaniu aż sędzia pozwoli im zejść do szatni.

Co innego Górnik. Szybko stracona bramka ewidentnie podrażniła gości z Zabrza, którzy próbowali gonić wynik. Największe zagrożenie, już tradycyjnie stwarzali Kądzior i bijący stałe fragmenty Kurzawa. Najlepszym zagraniem popisał się jednak Wolsztyński, który kapitalnie zgrał głową długą piłkę w stronę Angulo. Hiszpan sytuację sam na sam z Alomeroviciem wykorzystał w stylu, do którego przyzwyczaił jesienią, ale gola szybko zabrał mu VAR wyłapując spalonego Wolsztyńskiego. A szkoda, bo cała akcja wyglądała naprawdę efektownie. Później niezła sytuację miał jeszcze Kądzior, który jednak oddał tak fatalny strzał, że po prostu szkoda słów.

W drugiej połowie zmieniło się raczej niewiele. Górnik od początku wyglądał lepiej i starał się konstruować kolejne ataki, ale swoich okazji nie wykorzystali Angulo i Koj, który w tragiczny sposób spudłował z kilku metrów. Jakby tego było mało, w 63 minucie Korona podwyższyła prowadzenie. Po rzucie rożnym wykonywanym przez gości piłkę przejął Kaczarawa i ruszył z nią do przodu, wymieniając po drodze dwa podania z Możdzeniem. Napastnik Korony wprawdzie przegrał pierwszy pojedynek z Loską, ale odbita przez bramkarza piłka spadła idealnie pod nogi Gruzina, który umieścił ją w pustej bramce. Naprawdę, dawno na boiskach Ekstraklasy nie było większego farciarza niż Kaczarawa. Patrząc na to, jak gra, wydaje się, że żadne zagranie nie ma prawa się udać, a jednak udają się prawie wszystkie.

W teorii Korona miała mecz pod kontrolą. Nie dość, że gospodarzom udało się wypracować solidną przewagę, to w kluczowych momentach dopisywało im szczęście. Teoria wysypała się jednak tuż po bramce Kaczarawy, gdy z boiska wyrzucony został Jakub Żubrowski. Pomocnikowi gospodarzy w ciągu raptem ośmiu minut obejrzał dwie żółte kartki, co raczej nie wystawia mu najlepszej opinii. Tym bardziej, że to właśnie jego nieodpowiedzialność rozpoczęła serią fatalnych dla Korony zdarzeń. Kiedy Żubrowski brał już ciepły prysznic, Kallaste, próbując wybijać dośrodkowaną przez Kądziora piłkę, zaliczył efektownego samobója, a chwilę później po świetnej centrze Koja, wynik meczu wyrównał bardzo dobry dziś Wieteska.

Reklama

Niewiele ciekawego działo się za to przez ostatni kwadrans. Korona postawiła na defensywę, na którą Górnik nie mógł znaleźć żadnego sposobu. Widać było, że gospodarze remis przyjmą z pocałowaniem ręki. Jakkolwiek patrzeć – to kolejny punkt, który przybliża ich do gry w grupie mistrzowskiej. Goście z Zabrza w gruncie rzeczy chyba też nie będą narzekać. Niby byli lepsi i bardziej zdeterminowani, żeby wbić decydującą bramkę, ale patrząc na przebieg spotkania, remis powinien być dla nich wynikiem do zaakceptowania. Na przyszłość radzimy jednak popracować nad skutecznością.

[event_results 428917]

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

49 komentarzy

Loading...